Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmierdząca sprawa

Redakcja
Kilkadziesiąt rodzin ze Ściejowic w gminie Liszki od kilku lat bezskutecznie walczy z zakładem uboju drobiu, wybudowanym w centrum wsi. Jeszcze bliżej ich domostw znajduje się przestarzała oczyszczalnia ścieków. Ulatniająca się stamtąd woń powoduje, że są dni, iż nawet w zimie nie można tu otworzyć okien, a rodzice boją się wychodzić z małymi dziećmi na spacer, bo ich pociechy kaszlą i mają zaczerwienione oczy.

W centrum Ściejowic nawet zimą nie można otworzyć okien. - Życie nam zbrzydło z powodu tego sąsiedztwa - skarży się Andrzej L. mieszkający obok oczyszczalni.

   Ze Ściejowic do centrum Krakowa jedzie się samochodem kilkanaście minut. Ziemię lisiecką coraz częściej odwiedzają krakowianie marzący o własnym domku z ogródkiem. Andrzejowi L. udało się spełnić te marzenia. Mały, kremowy domek państwa L. stał się jednak dla nich przystanią tylko na rok, do czasu zakończenia przestoju w pobliskim zakładzie uboju drobiu.
   - Gdy w ubiegłym roku urlopowicze cieszyli się z upalnego lata, w Ściejowicach nie sposób było wytrzymać z powodu przykrych zapachów ulatniających się z oczyszczalni - mówi Andrzej L. - We wrześniu, gdy upały zelżały, było jeszcze gorzej, bo nie odnowiono zgromadzonego w oczyszczalni złoża biologicznego. Wszystko to, co jest efektem procesów gnilnych, odczuwaliśmy we własnych domach. A ponieważ mieszkamy w odległości 30-40 metrów, życie nam zbrzydło z powodu tego sąsiedztwa.
   W centrum Ściejowic mieszka również Piotr Sobesto, lisiecki radny. Pamięta historię inwestycji, która powstała 10 lat temu dla potrzeb Krakowskiej Spółdzielni Pracy Przemysłu Spożywczego "Polmes". Już wtedy wiele osób zastanawiało się, jak zakład uzyskał konieczne w takim przypadku zezwolenia, zważywszy, iż oczyszczalnia powstała w samym centrum wsi.
   - Wtedy, na początku lat 90., nie buntowaliśmy się, bo zakład zajmował się produkcją i rozlewaniem oleju jadalnego. Ścieki były neutralizowane i z oczyszczalni nie ulatniały się brzydkie zapachy. Nasza gehenna zaczęła się wtedy, gdy spółdzielnia została sprzedana i rozpoczęto tam ubój drobiu, a ścieki, pomieszane z krwią, trafiały do sąsiadującego z naszymi domami zbiornika, który nie był do nich przystosowany - _opowiada radny. - _Fetor jest taki, że nie da się oddychać. Mieszkańcy Krakowa, którzy kiedyś przyjeżdżali do Ściejowic, aby wypocząć nad tutejszymi zbiornikami wodnymi, zaczęli omijać te tereny. Czuliśmy się po trosze jak trędowaci, dlatego rozpoczęliśmy batalię.
   Piotr Sobesto mówi, że jej celem nie jest likwidacja zakładu: - Zdajemy sobie sprawę, że w sytuacji, jaka panuje na rynku pracy, zakładowi dającemu zatrudnienie kilkudziesięciu ludziom nie powinno się rzucać kłód pod nogi. Dlatego dopominamy się tylko o to, aby zmodernizowano oczyszczalnię. Każdy rozsądny przedsiębiorca powinien zrozumieć również nasze racje, tym bardziej że ochrona środowiska to

sprawa pierwszoplanowa

i zakłady, które nie będą się stosować do unijnych norm, nawet gdyby oferowały najwspanialsze wyroby, nie będą mieć racji bytu.
   Wojciech Burmistrz, wójt Liszek, mówi, że władze gminy są między młotem a kowadłem. - Uważamy, że mieszkańcy mają prawo do życia w godnych warunkach. Daliśmy temu wyraz, odwołując się do wojewody od decyzji Starostwa Powiatowego, które w ubiegłym roku wydało nowe pozwolenie wodno-prawne dla zakładu uboju drobiu w Ściejowicach. Z drugiej jednak strony musimy mieć na uwadze, że zakład ten jest jednym z większych na naszym terenie. Daje zatrudnienie kilkudziesięciu osobom i jest liczącym się podatnikiem. Dlatego należy robić wszystko, aby polubownie zakończyć ten konflikt - mówi Wojciech Burmistrz.
   Sytuacja mieszkańców Ściejowic poprawiłaby się, gdyby znalazły się pieniądze na skanalizowanie wsi. Wówczas ścieki z zakładu uboju drobiu, po wstępnym oczyszczeniu, mogłyby być odprowadzone do sieci miejskiej. Niestety, jak mówi wójt Liszek, to daleka przyszłość. Priorytetem w gminie jest kanalizacji zlewni rzeki Sanki. Dlatego problem musi zostać rozwiązany przez kierownictwo zakładu. A jedynym wyjściem jest modernizacja istniejącej oczyszczalni.
   Wojewoda cofnął przyznaną już zakładowi decyzję, zgodnie z którą mógł on odprowadzać ścieki do przestarzałej oczyszczalni i dalej do Sanki. Po tej decyzji pod koniec grudnia ubiegłego roku w Starostwie Powiatowym w Krakowie odbyła się rozprawa administracyjna, podczas której właściciel zakładu uboju drobiu zobowiązał się, że do końca stycznia 2004 przedstawi program modernizacji oczyszczalni.
   - Termin minął, programu nie ma. Jeśli do wiosny nic się nie zmieni, jeśli właściciel zakładu nie wykona żadnego ruchu, rozpoczniemy na nowo batalię. Mało kogo z nas stać na to, aby gdzie indziej na nowo rozpoczynać życie - mówi Piotr Sobesto.
   Karolina Tomża, właścicielka zakładu "Krak Drob" w Ściejowicach, jest zaskoczona wizytą dziennikarza. Nie chce rozmawiać, twierdząc, że musi się przygotować. Umawiamy się na następny dzień.
   - Szefowa jest nieobecna - mówi nazajutrz sekretarka. Dopiero gdy mówię, że wymowa tekstu bez komentarza właściciela może być niekorzystna dla zakładu, Karolina Tomża zgadza się na rozmowę. Twierdzi, że nie ma zamiaru walczyć z mieszkańcami Ściejowic, chociaż ona nie czuje przykrych zapachów, mimo że spędza w zakładzie 20 godzin na dobę. - Pracując w tym biznesie, być może przyzwyczaiłam się. Niemniej,

dla dobra mieszkańców

Ściejowic, zastosujemy się do powziętych wspólnie ustaleń i będziemy robić wszystko, aby zmodernizować oczyszczalnię - zapewnia "Dziennik".
   Właścicielka zakładu twierdzi, że wywiązała się z podjętych do tej pory zobowiązań. - Projekt modernizacji oczyszczalni został złożony w starostwie - zapewnia. - Czekam na reakcję urzędników oraz mieszkańców Ściejowic.
   - Korespondencja od pani Tomży wpłynęła do naszego urzędu dopiero w ostatnich dniach - wyjaśnia Wojciech Jelonek, dyrektor Wydziału Ochrony Środowiska Starostwa Powiatowego w Krakowie. - Ale trudno to nazwać projektem. To tylko koncepcja - pomysł, jak uporać się z tym zadaniem. Od pomysłu do realizacji droga daleka i wyboista.
   Koncepcja modernizacji została złożona tuż po wizycie reporterki "Dziennika" w "Krak Drobie". Starostwo ma obowiązek poinformować o tym mieszkańców Ściejowic, którzy muszą mieć czas, aby się z dokumentem zapoznać i zaopiniować go. Dyrektor Wojciech Jelonek obiecuje, że po dopełnieniu tej procedury w jak najszybszym czasie zwoła naradę zainteresowanych stron. Wyniki debaty mają być podstawą wydania bądź niewydania pozwolenia wodno-prawnego na odprowadzanie oczyszczonych ścieków z "Krak Drobu" do potoku Ściejowianka.
   Mieszkańcy Ściejowic, którzy mieli pecha i wybudowali swoje domy w środku wsi, z rezerwą odnoszą się do tych zapewnień. Mówią, że nie mają zaufania ani do kierownictwa zakładu, ani do urzędników. I choć zmęczyła ich już niekończąca się batalia, twierdzą, że nie ustąpią, i jak trzeba będzie, staną do kolejnej potyczki.
GRAŻYNA STARZAK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski