Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Śmiertelnie groźne lekcje z angielskiego [WIDEO]

Agnieszka Maj
Julka Szwajda z rodzicami
Julka Szwajda z rodzicami REPRO. ANDRZEJ BANAŚ
Kontrowersje. Rodzice, którzy posyłają dzieci do szkół językowych, nie zdają sobie sprawy, że te placówki nie muszą zapewnić bezpieczeństwa dzieciom.

Jedenastoletnia Julka Szwajda zginęła pod kołami TIR-a, kiedy przebiegała przez ruchliwą drogę. Powinna być wtedy na lekcji w szkole językowej Leader School w Michałowicach. Ale nauczycielka zrobiła przerwę, podczas której dziewczynka wybiegła do sklepu.

Autor: Agnieszka Maj

Teraz mama Julki Małgorzata Żmi­jowska-Szwajda walczy o to, aby szkoła językowa została pociągnięta do odpowiedzialności za to, że nie zadbała o bezpieczeństwo dziecka. – Posłałam córkę na język angielski, a ona wróciła w trumnie – mówi.

Problem w tym, że szkoły językowe nie są objęte przepisami o systemie oświaty. ­– Gdyby to zdarzyło się w zwykłej szkole, to nauczyciel miałby postępowanie karne i dyscyplinarne – mówi Artur Pasek z Małopolskiego Kuratorium Oświaty.

Mógłby nie tylko zostać zwolniony z pracy, ale także trafić do więzienia. W szkołach podlegających kuratorium, nauczyciel jest odpowiedzialny za bezpieczeństwo uczniów nawet wtedy, gdy bez jego wiedzy i zgody wyjdą z budynku podczas przerwy. – Nauczyciel ma obowiązek zapewnić takie warunki, aby dzieci nie mogły uciec ze szkoły – tłumaczy Artur Pasek.

Te zasady nie obowiązują jednak w szkołach językowych, które przez prawo traktowane są jak zwykłe firmy i nie podlegają kuratorium. – My nie możemy nawet wejść do takiej placówki – mówi Artur Pasek. Rodzice posyłający dzieci na dodatkowy język najczęściej nie wiedzą, że wtedy nikt nie zapewnia bezpieczeństwa ich pociechom. Powinni o nie zadbać sami.

Jarosław Banaszkiewicz z firmy Leader School w Michałowicach uważa, że śmierć Julii to nieszczęśliwy wypadek. – Nauczycielka nie jest za to odpowiedzialna – podkreśla.

Mimo tragedii Leader School nie wprowadziła zasady, że dzieci nie mogą podczas przerwy wychodzić z budynku, który jest nieogrodzony i znajduje się przy ruchliwej trasie przelotowej w kierunku Warszawy. – Zastanowimy się nad wprowadzeniem zmian – zapewnia Jarosław Banaszkiewicz.

Dla mamy Julii takie podejście jest jednak szokujące. – Ile dzieci musi zginąć, aby szkoła poniosła odpowiedzialność i zmieniła zasady? – pyta.

Sprawą zajęła się prokuratura. Prowadzone są postępowania dotyczące wypadku, a także odpowiedzialności szkoły językowej. – Będziemy przesłuchiwać właściciela szkoły, a także sprawdzać umowy, które zawarł z rodzicami – mówi Bogusława Marcin­kowska, rzeczniczka krakowskiej prokuratury.

Nie zostawię jej samej w grobie

Julka była wybitnie zdolna i wróżono jej, że zostanie kimś sławnym. Zginęła na ulicy, choć powinna być wtedy w szkole.

Choć od śmierci Julki minął już ponad miesiąc, jej mama nadal ma nadzieję, że to zły sen, z którego się obudzi. I może okaże się, że Julka siedzi w pokoju obok, ogląda w telewizji wiadomości, albo zaraz wróci ze szkoły.

Zły sen zaczął się 8 maja. – Mąż zawiózł Julię samochodem do szkoły językowej Leader School i odjechał do pracy. Zadzwonił o 18.48, że podczas lekcji angielskiego zrobili przerwę i Julia z tej przerwy nie wróciła – opowiada Małgorzata Żmijow­ska-Szwajda.

Najpierw pomyślała, że Julkę ktoś porwał. Wsiadła do samochodu i usiłowała jak najszybciej dostać się do szkoły. W Michało­wicach była blokada drogi, zostawiła więc samochód i pobiegła. Po drodze słyszała o wypadku z TIR-em i o tym, że zginęła dziewczynka.

Dobiegła do strażaków, zapytała ich, czy dziecko żyje. Zapadła cisza. Podbiegli do niej lekarz z ratownikiem i kazali jej iść do karetki.

– Biegłam myśląc, że ona tam jest. Karetka była pusta. To dla mnie była przygotowana. Zrobiło mi się słabo – wspomina Małgorzata Żmijowska-Szwajda.

Pamięta, że potem ktoś wypytywał ją, w co było dziecko ubrane. I wszyscy mówili, że jest im przykro. Nikt nie pozwolił jej jednak zobaczyć córki „ze względu na zły stan zwłok”.

Julia została przygnieciona przez TIR-a, gdy przebiegała przez jezdnię. Razem z koleżankami wyskoczyła na przerwie kupić coś w sklepiku. Sklep pod szkołą był zamknięty, postanowiły więc przejść na drugą stronę ruchliwej drogi.

Na pasie w kierunku Kielc był korek i Julia – wracając do szkoły – przeszła między samochodami. Drugim pasem jechał TIR, kierowca zauważył ją w ostatniej chwili. Próbował hamować, ale zrobił to tak nieszczęśliwie, że samochód się przewrócił i przygniótł dziewczynkę. Była wtedy już na poboczu.

Mama Julii przez długi czas nie mogła uwierzyć w to, co się stało. Chciała jak najszybciej iść do prosektorium, bo ciągle miała nadzieję, że to wielka pomyłka i zobaczy tam inne dziecko. Nawet teraz, kilka tygodni po pogrzebie, czasami ma nadzieję, że Julka się odnajdzie i wszystko będzie jak dawniej.

Śmierć Julii przeżyli bardzo uczniowie i nauczyciele z jej szkoły podstawowej w Bibicach. Natomiast z Leader School nikt nawet nie przyszedł na pogrzeb. Niedługo po tym tragicznym wydarzeniu zamieścili na Facebooku zdjęcia, jak piją szampana z okazji urodzin szkoły.

Kilkanaście dni po wypadku ktoś z Leader School zadzwonił do Małgorzaty, aby odebrała rzeczy Julki.

– Nie poszłam tam, bo gdybym zobaczyła tę nauczycielkę, która ją wypuściła na przerwę, to... nie ręczę za siebie – mówi mama Julii.

Do dzisiaj nie dostała ani jednego słowa wyjaśnienia od szkoły, dlaczego Julka znalazła się na drodze

– Dlaczego na przerwę wypuścili dzieci ze szkoły i nawet nie zapytali, gdzie idą i po co? Szkoła jest nieogrodzona i znajduje się 15 metrów od drogi krajowej E7. Wyjątkowo nieodpowiedzialna nauczycielka pogwałciła zasady bezpieczeństwa – mówi mama Julii.

Przeciwko szkole Leader School wniosła skargę do prokuratury. Na razie jednak tylko ona została przesłuchana. Boi się, że sprawa zostanie umorzona, a osoby, które powinny ponieść odpowiedzialność za śmierć jej dziecka – pozostaną bezkarne.

Śmierć jedynaczki jest dla niej ciężką traumą. Przez pierwszy tydzień po śmierci Julii nie spała i prawie nic nie jadła. Do tej pory cały czas jest na lekach psychotropowych.

Wszyscy, którzy ją znają, wiedzą, że Julia była dla niej całym życiem. Miała talent plastyczny, była jedną z najlepszych uczennic w szkole, kochała psy i – jak każda dziewczynka – uwielbiała się stroić i przebierać. W przedszkolu mówili, żeby wziąć od Julki autograf, bo kiedyś będzie sławna.

– Myślałam, żeby się stąd wyprowadzić, bo tu wszystko mi ją przypomina. Ale przecież nie zostawię jej tu samej, w grobie – płacze mama Julii. ­

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wideo
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski