Proszozaur tuż przed "wyjściem na miasto" Fot. Aleksander Gąciarz
PROSZOWICE. Krakowski zespół "Luje" zagrał za darmo. Wystarczyła mu możliwość wystąpienia przed "Kultem".
Na ulicy Królewskiej smocze skrzydła trzeba było ratować przed złamaniem o znaki drogowe ustawione po obu stronach jezdni. Następnie zajął całą szerokość ulicy 3 Maja. Na czas jego przejścia ruch na głównej ulicy miasta musiał zostać wstrzymany. Wielu kierowców pewnie nie było z tego faktu zadowolonych, ale w końcu nie codziennie smok inauguruje Dni Proszowic. I to smok nie byle jaki, bo po pierwsze gadający i ryczący (te efekty zapewniał kroczący we wnętrzu pomysłodawca bestii Michał Molicki), po drugie wypuszczający z pyska bańki mydlane, po trzecie smok sukcesu, który na tegorocznej paradzie w Krakowie pokonał wszystkich konkurentów w swojej kategorii. Smokowi towarzyszyli przebrani przedszkolacy i całe towarzystwo wspólnie rozpędziło chmury, które mogły stanowić największe zagrożenie dla Dni Proszowic.
Tymczasem ani w piątek, ani w sobotę, przynajmniej podczas odbywających się imprez, deszcz nie padał. Nie zmoczył gimnazjalistów, którzy dawali na amfiteatralnej scenie przedstawienie dla dzieci, ani prezentujących wschodnie sztuki walki podopiecznych Mariusza Błaszkiewicza, ani zespołów, które wystąpiły po nich. Łącznikiem pomiędzy repertuarem dla najmłodszych a starszymi miłośnikami muzyki byli Kilersi, którzy wiersze Brzechwy czy Tuwima potrafili oprawić w rockowe aranżacje. Po Kilersach był Thinks, czyli miejscowy kwintet (Dawid Pyrda, Paweł Gajda, Przemysław Gołębiowski, Andrzej Kalemba, Przemysław Leśniak) z damskim dodatkiem w postaci śpiewających w chórkach Moniki Twardowskiej i Anity Wawro.
Rolę suportu przed gwiazdą wieczoru spełnili krakowscy "Luje". Zagrali za darmo, byle tylko móc wystąpić przed "Kultem" i potem z bliska przyglądać się poczynaniom formacji Kazika Staszewskiego. A było czego posłuchać, bo Kult dał koncert pod względem muzycznym znakomity. Zaczęło się od "Celiny" i "Baranka", czyli kompozycji Stanisława Staszewskiego. Potem do utworów ojca Kazika zespół wracał jeszcze kilkakrotnie ("Gwiazda szeryfa", "Królowa życia i król"). Podstawowa część koncertu trwała ponad dwie godziny i składała się z 25 utworów. Od najstarszych ("Piosenka młodych wioślarzy", "Krew Boga", "Wódka") do tych z najnowszej płyty: "Maria ma syna", "Chodźcie chłopaki", "Marysia". Było nawet premierowe wykonanie polskojęzycznej wersji "Nothing else to do". Ostatnią piosenką pierwszej części było "Komu bije dzwon". Na bis grupa zagrała jeszcze sześć utworów z początkowego okresu działalności z nieśmiertelną "Polską" na czele" i "Totalną stabilizacją" (klawiszowiec Janusz Grudziński tym razem w roli wokalisty) na finał. - Wyglądacie jak resztki szóstej armii pod Stalingradem - rzucił ze sceny Kazik, gdy występ zbliżał się do końca. W tym momencie widownia w amfiteatrze wyraźnie się przerzedziła: zbliżała się północ, a poza tym publiczność w Proszowicach w większości preferuje raczej dźwięki innego typu. Dlatego w sobotni wieczór, na koncercie Francesco Napoli widownia była do końca zajęta do ostatniego miejsca. Ci, którzy nie przepadają za italo disco mogli podziwiać urodę towarzyszących piosenkarzowi tancerek, a na koniec obejrzeć efektowny pokaz sztucznych ogni. Tak przy okazji, na scenie burmistrz Proszowic Jan Makowski zapytał gwiazdora ile ma lat. Napoli odparł, że nie pamięta. No to przypominamy, że urodził się w roku 1967.
Do imprez odbywających się w ramach Dni Proszowic będziemy jeszcze wracać na łamach "Dziennika Polskiego".
Aleksander Gąciarz
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?