Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Smuda w Krakowie udowadnia, że nie jest z miękkiej gliny zrobiony

Redakcja
Franciszek Smuda jesienią 2013 roku ze stadionu Wisły stworzył twierdzę: w lidze nikt z nią tam nie wygrał FOT. ANDRZEJ BANAŚ
Franciszek Smuda jesienią 2013 roku ze stadionu Wisły stworzył twierdzę: w lidze nikt z nią tam nie wygrał FOT. ANDRZEJ BANAŚ
- Franek to był zawsze facet, który potrafił chwycić za jaja. Z reprezentacją i w Regensburgu mu nie wyszło, bo podzielił się władzą - tłumaczy jeden z pracowników Wisły Kraków, który zawsze był bardzo blisko byłego selekcjonera.

Franciszek Smuda jesienią 2013 roku ze stadionu Wisły stworzył twierdzę: w lidze nikt z nią tam nie wygrał FOT. ANDRZEJ BANAŚ

Wielu dziennikarzy ma kłopot. Jak opisać sukcesy Wisły Kraków jesienią, aby nie użyć przy tym nazwiska Franciszka Smudy, którego nazywało się trenerskim Dyzmą za to, jak prowadził reprezentację na Euro 2012

Lipiec 2013. Eskpercki program w telewizji, od lat prezentującej naszą ektraklasę. - Skoro Wisła z Kosowskim, Pareiką, Jaliensem, Sobolewskim, Wilkiem, Genkowem i Ilievem była w stanie wykręcić ledwie siódme miejsce w lidze, to bez nich i bez żadnych wzmocnień będzie bronić się przed spadkiem - pada twarda konkluzja. W sumie bardzo logiczna.

Nastrój sprzyjający tezie o upadku krakowskiej drużyny wzmaga fakt, że za sterami po raz trzeci w historii klubu siada Franz Smuda. Największy przegrany 2012 roku. Człowiek, który sprzeniewierzył nasze nadzieje na sukces w Euro, a potem - próbując ratować twarz - podjął pracę w drugiej lidze niemieckiej i przez pół roku nie był w stanie wydobyć z dna drużyny Jahn Regensburg.

Kiedy połowa Krakowa została latem oklejona plakatami Smudy stylizowanego na amerykańskiego prezydenta, który zachęcał: "Czekam na Ciebie na stadionie przy Reymonta!", można było znacząco popukać się w głowę. Na zdrowy rozum, akurat w tamtym momencie to bardziej odstraszało przed przychodzeniem na mecze Wisły, w kasie której po raz pierwszy od wielu lat nie było pieniędzy na transfery, a zatem perspektyw na poprawę także żadnych...

16 grudnia 2013. Ostatnia kolejka przed świętami, która kończy maraton rozgrywek w nowej formule. Wisła wygrywa po znakomitym meczu z Pogonią Szczecin 2:1 i kończy rok na trzecim miejscu w tabeli z ledwie sześcioma punktami straty do prowadzącej Legii. Jako jedyny zespół w lidze nie przegrywa u siebie. Nawet najwięksi krytycy Smudy muszą przyznać, że Wisłę z powodu skuteczności, stylu gry, odrodzenia takich piłkarzy jak Garguła, Brożek, Głowacki czy odkryć jak Chrapek, Stolarski, Miśkiewicz, Guerrier, trzeba uznać rewelacją rozgrywek. Wielu dziennikarzy stawało wręcz na głowie, aby napisać pozytywnie o Wiśle i przy okazji nie użyć nazwiska Smudy. Zbyt mocno kłóciło się to przecież z tezami o trenerskim Dyzmie, który okazał się największą pomyłką w polskiej reprezentacji w ostatnich kilku dekadach.

Fakt jest jednak taki, że bez względu na to, czy się to komuś podoba czy nie, jesteśmy świadkami renesansu 65-letniego Franciszka Smudy.

- Franek nigdy nie miałby takiej przerwy w swoim pozytywnym trenerskim życiorysie, gdyby podczas Euro był sobą. Czyli nie pozwoliłby nikomu się wtrącać do swojej roboty. Nagle, nie wiadomo z jakiego powodu, przygotowania do mistrzostw powierzył jednak Amerykanom. I to był gwóźdź do naszej trumny - tłumaczył jeden z największych orędowników Smudy i jego były ulubiony gracz Tomasz Łapiński.

Być może w fakcie, że za przygotowanie fizyczne naszej kadry odpowiadała firma Atletic Perfomance Barry'ego Solana, można dopatrzeć się jednej z przyczyn naszej klęski na mistrzostwach Europy. Tym bardziej że swój come back "Franz" zawdzięcza także temu, że na podobne fanaberie w Wiśle przed rozpoczęciem obecnego sezonu nie było środków. Żadnych fizjologów, szczegółowych badań, analiz zakwaszenia mięśni itp.
Smuda wrócił do swoich starych metod, które stosował jeszcze w latach 90. w Widzewie Łódź, z którym jako ostatni trener grał w Lidze Mistrzów. Bez zagłębiania się w szczegóły: bazował na intensywnym bieganiu, interwałach, po których niektórzy zawodnicy wymiotowali. To była "urawniłowka", nie dzielił zawodników na bardziej zmęczonych i mniej. Wszyscy musieli jednakowo zasuwać, a jak nie dawali rady, to znaczy, że się nie nadawali.

Smuda skonsolidował rozpasaną szatnię. Po latach z Robertem Maaskantem, który preferował obcokrajowców, czy z pozbawionym charyzmy Tomaszem Kulawikiem, do wiślackiej szatni wkroczył trener, którego większość się autentycznie boi albo przynajmniej czuje przed nim respekt. Jedynymi zawodnikami, którzy przez ostatnie pół roku nie zrobili przy nim postępu, są Patryk Małecki i Emmanuel Sarki.

Smuda, który nigdy nie przepadał za niesfornym Małeckim, chciał go zmusić, aby ten stosował się do jego taktyki i jako skrzydłowy udzielał się w działaniach obronnych. Jednym zdaniem: chodziło o to, aby wracał. Małecki, który teoretycznie dla przetrzebionej Wisły powinien być zbawcą, nie chciał się dostosować do zaleceń Smudy i stracił miejsce w składzie. Tą zagrywką Smuda jeszcze mocniej zyskał w oczach innych zawodników, bo przekonali się, że rywalizacja jest uczciwa i nie ma świętych krów.

Smuda otwarcie mówi o chęci dokonania wzmocnień i zawodnikach, których ma upatrzonych, ale w tym przypadku sytuacja jest podobna do tej ze sztabem przygotowawczym. Im mniej luksusu dla Smudy, tym lepiej. I pewnie tak się właśnie stanie. Właściciel klubu Bogusław Cupiał jest obecnie cieniem biznesmena, który przed laty mógł szastać pieniędzmi i miał nadzieję, że zbuduje drużynę na Ligę Mistrzów. W Krakowie słychać coraz głośniej, że sam nie da rady ciągnąć dalej tego wózka i szuka współinwestora. A już na pewno nie stać go na zawodników po 300 tysięcy euro z prowizją dla menedżera i zawodnika za podpisanie kontraktu. Cupiał, dla którego Smuda jest ulubionym trenerem, od lat nie zaryzykował i nie zatrudnił go zaraz po blamażu podczas turnieju Euro 2012.

Trudno oprzeć się wrażeniu, że był to skutek braku sympatii kibiców, którzy głośno protestowali przeciwko zatrudnieniu byłego selekcjonera. Zdecydował się na Smudę dopiero, jak sprawa trochę przycichła. Jesienią po zwycięstwie nad Lechem Poznań ci sami, którzy protestowali przeciwko Smudzie, chcieli znieść trenera na rękach.

Czas goi rany, ale także wydarzenia w kadrze, które nastąpiły po odejściu Smudy. Osiągnięcia reprezentacji i styl gry pod wodzą jego następców może jeszcze nie powoduje, że komukolwiek łezka za czasami Smudy mogłaby się zakręcić, ale... zwłaszcza te dwa wyrównane boje z Grecją i Rosją podczas Euro 2012 nie jawią się już w tym momencie jako wielki wstyd.

- Ja po Euro 2012 miałem dopiero doświadczenie, kto się sprawdził w boju, a kto nie. Wiedziałem, że mam dziesięciu piłkarzy, na których mogę liczyć, za którymi można skoczyć w ogień. Te trzy mecze o stawkę, to był moment jak pstryknięcie palcami. Należało się oprzeć na tych dziesięciu, dołożyć młodszych, Zielińskiego czy Krychowiaka, i jechać dalej - rozmarzył się Smuda w rozmowie z Interią.
Generalnie jednak Franz nie ma skłonności do rozklejania się. Jak stwierdził kiedyś na łamach "Polski The Times", nie jest przecież... z miękkiej gliny zrobiony, jak można sparafrazować jego znacznie mocniejszą i słynną już wypowiedź.

Co udowadnia prowadząc Wisłę Kraków.

Cezary Kowalski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski