Kiedy w minioną środę trwał słynny już pucharowy mecz Liverpool - AC Milan, tarnowskie Falklandy - miejsce zamieszkania wielu kibiców i kiboli - prawie wymarły. Już wcześniej młodzi ludzie grupowali się, umawiali na wspólne oglądanie meczu, zaopatrywali się w piwo w osiedlowych sklepikach. Kiedy padały bramki dla Anglików, trzęsły się z radości wieżowce. Atmosfera do pewnego stopnia przypominała tę z października 1973 roku, gdy Polska walczyła na Wemblay.
Ale w środę, w wielkim meczu walczył tylko jeden Polak, reszta od dawna pauzuje. Ta ogromna radość z osiągnięć Jerzego Dudka jest naturalna, ale świetnie też pokazuje, w którym miejscu polska piłka nożna się znalazła, a wraz z nią my, kibice i nasze nastroje. Gdybyśmy dzisiaj mieli wielką drużynę piłkarską, na światową miarę, sukces Dudka byłby karłowaty. Odnotowano by go z należnym szacunkiem i zasłużoną satysfakcją. I tyle, tylko tyle. Ale kiedy polski futbol sięga dna, fetujemy z każdego powodu. Z każdej okazji. Ulegamy euforii, gdy gdzieś jest jakiś - jak to mówią - "polski akcent".
I tak jest już od lat. Od lat tylko to nam pozostaje. Nasza wielka, smutna radość.
wiesŁaw ziobro
Smutna radość
RedakcjaBEZ NARKOZY
Rozpowszechnianie niniejszego artykułu możliwe jest tylko i wyłącznie zgodnie z postanowieniami „Regulaminu korzystania z artykułów prasowych”i po wcześniejszym uiszczeniu należności, zgodnie z cennikiem.
Zaloguj się lub załóż konto
Nie hejtuj, pisz kulturalne i zgodne z prawem komentarze! Jeśli widzisz niestosowny wpis - kliknij „zgłoś nadużycie”.
Podaj powód zgłoszenia
Nikt jeszcze nie skomentował tego artykułu.