Muzyka w Starym Krakowie
Jak dwudziestopięcioletnia tradycja każe, 15 sierpnia wieczorem rozpoczął się Międzynarodowy Festiwal "Muzyka w Starym Krakowie". W tym roku wiązaliśmy z nim duże nadzieje, oczekiwaliśmy wielkiego fajerwerku dwa ku temu upatrując powody.
Po drugie, obchodzona w tym roku nasza europejska stołeczność kulturalna pozwalała mniemać, że to, co przez lata było chlubą miasta, zostanie w odpowiedni sposób uwypuklone i uhonorowane.
No, ale nadzieja jest podobno matką... może nie tyle głupich, co niepoprawnie naiwnych. Festiwal w tym roku rodził się do ostatniej chwili w bólach, Stanisławowi Gałońskiemu środków wystarczyło na piętnaście koncertów, czyli mniej niż zazwyczaj. Jaki będzie ich poziom? Sądząc po nazwiskach solistów i nazwach zespołów powinien być wysoki, ale to ocenimy już po zakończeniu imprezy. Ciekawie też zapowiada się program poszczególnych koncertów, w którym klasyka dobrze koresponduje w muzyką dawną, a to, co znane i zawsze chętnie słuchane, towarzyszy utworom wykonywanym w Krakowie chyba po raz pierwszy. Dużo w tym programie muzyki Bacha, bo to przecież Rok Bachowski.
We wtorkowy wieczór w augustiańskim kościele św. Katarzyny zabrzmiała "Pasja wg św. Mateusza". Wykonawcami monumentalnego dzieła lipskiego kantora byli muzycy Capelli Cracoviensis, Chór Chłopięcy Filharmonii Krakowskiej, a także soliści: Adalbert Kraus jako Ewangelista, Józef Frakstein w partii Jezusa oraz śpiewający arie Jenny Hayden - sopran, Jennifer Lane - alt, Marc Molomot - tenor, Gary Relyea - bas, a więc artyści znani i z udanych koncertów i nagrań płytowych.
Przy organach zasiedli Andrzej Białko i Marcin Szelest, na violi da gamba grała Irmelin Heisecke, którą bywalcy festiwalowych koncertów pamiętają zapewne z udanych występów solowych w minionych latach.
Całość poprowadził Stanisław Gałoński. Były więc wszystkie dane, by koncert zakończył się pełnym sukcesem, a jednak do tej pełni nieco zabrakło.
Przyczyniły się do tego niewątpliwie tzw. warunki obiektywne, czyli duchota panująca w augustiańskiej świątyni wypełnionej słuchaczami, a także zbyt późne w stosunku do czasu trwania koncertu jego rozpoczęcie. Koncert zakończył się prawie o 23.00. Około 22.30 mieszkający na peryferiach krakowianie poczęli zmierzać do wyjścia umieszczonego niedaleko estrady. Rozpraszało to skutecznie i pozostałych słuchaczy, i wykonawców nie w pełni świadomych przyczyn exodusu publiczności. Zabrakło więc dramatycznego napięcia w konstrukcji całości dzieła.
Nie było też pełni korelacji pomiędzy solistami i zespołem instrumentalnym. Zagraniczni soliści, podążając w ariach za sensem słowa, dość swobodnie traktowali chwilami rytm i metrum. Taka interpretacja wymaga idealnego współdziałania z instrumentalistami, które było niemożliwe do osiągnięcia w trudnej akustyce kościoła św. Katarzyny.
Nie wszystkie też działania artystyczne zagranicznych solistów były w pełni uzasadnione. I tak, obok fragmentów prawdziwie poruszających i muzycznie doskonałych, zdarzały się intonacyjne i techniczne uchybienia, frazy dalekie od barokowej estetyki. Z kwartetu solistów najbardziej interesujący wydali mi się Marc Molomot i Jennifer Lane, spotkamy się z nimi zresztą za kilka dni w zupełnie innym repertuarze. Adalbert Kraus z wielkim zaangażowaniem i dużą muzyczną inteligencją interpretował partię Ewangelisty, choć artysta swe najlepsze wokalne lata ma już chyba za sobą. Wzruszał Józef Frakstein w partii Jezusa.
Inauguracja za nami. Czekamy na wielkie przeżycia!
ANNA WOŹNIAKOWSKA
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?