Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spaceruje tysiąc metrów nad ziemią. I koncentruje się, śpiewając piosenki

Piotr Drabik
Piotr Drabik
Zdolny i poświęcony swojej pasji – tak o Filipie mówią inni zawodnicy
Zdolny i poświęcony swojej pasji – tak o Filipie mówią inni zawodnicy Marcin Kin Photography
Ludzie. W taśmie zawieszonej między przeszkodami dostrzegł pasję swojego życia. 19-letni Filip Oleksik z Krakowa szturmem przebił się do grona najlepszych zawodników w slackline. Jednak w tym ekstremalnym sporcie wciąż ważniejsza jest satysfakcja niż sukcesy na zawodach.

Zaczynał od wysokości metra w parku Jordana. Teraz spaceruje nawet tysiąc metrów nad ziemią i wykonuje salta nad pokładem żaglowca. Zdobywa medale na mistrzostwach oraz zostawia w tyle światową czołówkę. A w międzyczasie zdał maturę i wybiera się na studia z fizjoterapii.

– Robię to, co kocham. Rywalizacja w zawodach jest drugorzędna – zapewnia 19-letni Filip Oleksik, który spełnia się jako zawodnik w slackline. Dla niewtajemniczonych – to ekstremalny sport polegający na przechodzeniu po taśmie zawieszonej między przeszkodami.

Nie należy go mylić z chodzeniem po linie – tutaj używa się taśmy, a chodząc po niej nie korzysta się z tyczki do utrzymania równowagi.

Najpopularniejsze odmiany slackline to chodzenie wysokościowe po taśmie o szerokości 2,5cm (highline) oraz wykonywanie ewolucji na dwukrotnie szerszej taśmie (trickline). Filip stara się łączyć jedno i drugie. –Chodząc po taśmie, jest już super bezpiecznie. Najgorszy moment to pierwsze kroki – wyznaje 19-latek.

Największa „zajawka”

Poza Filipem nikt w jego rodzinie nie porywa się na uprawianie ekstremalnego sportu. A chodzenie po taśmie pierwszy raz podpatrzył na wakacyjnym obozie w Kurozwękach (woj. świętokrzyskie). I to nie w byle jakim wykonaniu, bo Justyny Wallis i Kingi Stus, które mają na koncie mistrzowskie tytuły.

– Opiekując się nami, przy okazji pokazywały slack­line jako jedną z atrakcji – wspomina Filip. Miał wtedy 13 lat i interesował się już kilkoma „za­jawkami” – jazdą konno, nartami, rowerami.
Przekonał rodziców do kupna pierwszego zestawu do chodzenia z taśmą za 250 zł.

– Na wakacjach z rodzicami próbowałem wieszać linę między drzewami. A po powrocie do Krakowa okazało się, że byłem w parku Jordana na treningach slackline’a dzień w dzień – podkreśla Filip Oleksik. Zaczynał od taśmy o długości 5 metrów zawieszonej na wysokości kolan. – Te odległości nie pozwalają zrazić się do tego sportu – dodaje.

Nowicjuszom nieraz noga się trzęsie, bo ciało jest nieprzyzwyczajone do chodzenia po taśmie nad ziemią. – Na niskiej wysokości nawet nie można się potłuc. W grę wchodzi tylko ześlizgiwanie się z tej taśmy i spadanie na nogi – tłumaczy 19-latek.

Regularne treningi sprawiły, że jego nowa „zajawka” stawała się coraz większa. Filip wspomina, że mógł liczyć na wsparcie krakowskich pasjonatów slackline’a.

Boso nad ziemią

– To utalentowany chłopak. Poznałem go, gdy miał 14 lat. Już wtedy wiedziałem, że wyrośnie z niego dobry zawodnik –mówi nam Maciej Borucz z ekipy Slackhouse. Podkreśla, że Filip podczas spaceru w powietrzu jest opanowany. A koncentracja w tym sporcie to podstawa.

– Idziemy, stawiając stopę jedna za drugą, jak w marszu. Chodzenie po taśmie na tak dużej wysokości to forma medytacji, odłączenia się od świata – opowiada Filip.

Wysoko nad ziemią pomaga mu skupić się śpiewanie piosenki. – Najtrudniej jest myśleć o niczym – przyznaje. Jeden fałszywy ruch i zawodnik jest już poza taśmą. Na szczęście nie spada w dół, bo chroni go uprząż wspinaczkowa. – W takiej sytuacji zawisamy na fragmencie, który łączy nas z taśmą. Wtedy trzeba się podciągnąć i wstać w tym samym miejscu – opowiada Filip.

Podczas spaceru wysoko nad ziemią jest boso. Dzięki temu czuje taśmę, która lepiej układa się pod gołą stopą. Co innego podczas wykonywania salt, obrotów i innych ewolucji w powietrzu.

– Przeważnie skaczemy w butach, bo taśma w trickline jest mocno napięta i zwyczajnie obtarłbym sobie nogi – podkreśla Filip. Sprężystość taśmy pozwala zawodnikom wykonywać cuda w powietrzu. Salta z klatki piersiowej, do przodu i obroty wokół własnej osi. Granicą są jedynie własne możliwości.

Nasz bohater, choć nie dołączył jeszcze do grona dwudziestolatków, ma na koncie sporo sukcesów, m.in. tytuły mistrza Polski. To wyjątek, bo slackline jest sportem popularnym wśród studentów. Dobrą formę udowodnił również podczas sierpniowych zawodów Red Bull Slackship w Gdyni.

Dziesięciu zawodników z dziewięciu krajów starało się zachwycić sędziów ewolucjami na taśmie zawieszonej 25 metrów nad pokładem żaglowca „Dar Młodzieży”. Bez żadnych zabezpieczeń, poza siatką po taśmami.

Filip był jedynym Polakiem w tym gronie i zajął wysokie trzecie miejsce, zostawiając w tyle światową czołówkę. Jak wspomina, połączenie chodzenia wysoko nad ziemią i ewolucji w powietrzu było trudnym zadaniem.

– Z jednej strony doping kibiców, a z drugiej bariera psychiczna. Nikt z nas nie ma jak tego trenować, bo nie możemy sobie pozwolić na takie zabezpieczenia – wskazuje Filip. Z Gdyni przywiózł nie tylko sukces, ale i kontuzję.

Podczas ostatnich trików na taśmie nabawił się rozerwania mięśni. Jednak 19-latek zapewnia, że to wyjątek. Na normalnych zawodach w trickline taśma jest zawieszona na wysokości 1,8 metra, więc upadki kończą się na otarciach i siniakach.

Spacer nad fiordami

Zawodnicy slackline podkreślają, że w tej dyscyplinie każdy znajdzie coś dla siebie. – Na Zachodzie spacerowanie po taśmie jest stosowane nawet jako forma rehabilitacji, nie tylko wśród młodych – zapewnia Rafał Ku­biak, szef ekipy slackhouse.

Pomimo że coraz częściej w parkach i nad akwenami można spotkać pasjonatów spacerujących po taśmie, to slackline wciąż jest sportem niszowym. Dzięki temu zawodnicy stanowią zwartą grupę.

– Jadąc gdziekolwiek, mogę sobie zapewnić zakwaterowanie i przyjazną duszę na każdym krańcu świata – wskazuje Filip. Slackline jest młodą dyscypliną i nawet nie ma wspólnego systemu oceniania na wszystkich zawodach. Ponadto, to organizatorzy wciąż zapraszają wybranych zawodników. Dzięki temu odpada również większość kosztów.

– Marzeniem każdego z nas jest realizacja jak największej liczby projektów – opowiada Filip. W jego przypadku największym był wyjazd do Norwegii w 2015 roku.

W śnieżnym klimacie razem z ekipą Slackhouse przez dwa tygodnie mieszkał w namiocie. Cel – przejście pomiędzy klifami Kjerag i Preikestolen w południowej Norwegii. Tysiąc metrów nad ziemią. – Fiordy są bardzo nieregularne i tworzą się pewne niecki. Właśnie je wykorzystaliśmy do założenia taśmy – wspomina Filip. Zamiast o strachu, mówi o wielkiej satysfakcji.

Umiejętności zdobyte dzięki chodzeniu po taśmie i wykonywaniu na niej trików, procentują. – To sport, który nauczył mnie koncentracji, wyprostowanej pozycji ciała. Poprawia równowagę np. podczas jazdy na nartach – wylicza Filip.

Zapewnia, że slackline to nie zawód, lecz sposób na życie. Przypomina mu o tym srebrna zawieszka z napisem „slacklife”. – Kocham ten sport między innymi za to, że on się rozwija wraz ze mną. Czuję się, jak bym go trochę tworzył – przyznaje nieskromnie 19-latek.

WIDEO: Magnes. Kultura Gazura - odcinek 20

Autor: Gazeta Krakowska, Dziennik Polski, Nasze Miasto

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski