FOT. Z ARCHIWUM ARTYSTY
- Grałeś kilka dni temu na wielkiej imprezie plenerowej Silesia In Love. Jak było?
- Kiedy przyjechałem rano, kropił mały deszcz. Potem się rozpogodziło i zrobiło się niemiłosiernie gorąco. Gdy wszedłem na scenę było już mnóstwo ludzi. Zagrałem po swojemu - szybko i mocno. Wszyscy byli zadowoleni, jedna dziewczyna napisała mi nawet potem na Facebooku: "Dawno mną nikt tak nie pozamiatał" (śmiech). Niestety, zaraz po moim występie nastąpiło załamanie pogody. Nad parkiem przeszła straszna nawałnica, w ciągu kilku minut wszyscy staliśmy po kolana w wodzie. Chris Liebing zagrał tylko... piętnaście minut. Potem organizatorzy poprosili mnie, abym ogłosił zakończenie imprezy ze względów bezpieczeństwa.
- Coraz częściej występujesz na tego typu dużych rave'ach.
- Od kiedy zacząłem grać, zawsze marzyłem, aby pojawiać się na tych samych imprezach, co najlepsi didżeje w Europie. I muszę przyznać, że w tym momencie mojej kariery zrealizowałem te plany. Od stycznia jestem w niemieckiej agencji bookingowej Enchanced Music. To otwiera przede mną nowe możliwości - niedawno grałem w Austrii na dużym Schranz Festivalu, jesienią wystąpię jako pierwszy didżej z Polski na Toxicatorze w Mannheim, gdzie przychodzi 25 tysięcy widzów. I liczę na jeszcze więcej!
- Co zdecydowało o Twoim sukcesie?
- Mam taki charakter: jak czegoś chcę, to dążę do tego, aby to osiągnąć. Kiedy po raz pierwszy pojawiłem się w Berlinie na Love Parade, poczułem, że powinienem poświęcić się graniu szybkiej i ciężkiej muzyki. Dlatego zdecydowałem się na schranz i hard techno. I chociaż miałem momenty, że chciałem to wszystko rzucić, mój upór zdecydował, że nie zmieniłem stylu do dzisiaj i odniosłem sukces, pozostając wiernym sobie.
- Jak to się dzieje, że Twoja muzyka, mimo zmieniających się mód na klubowej scenie, nadal przyciąga tłumy fanów?
- To wszystko dzięki Love Parade. Ludzie, którzy kiedyś jeździli do Berlina, teraz bawią się na Maydayu, kursują między imprezami odbywającymi się w różnych klubach w Polsce. Tak jest i w Fortach Kleparz. Na moje imprezy przyjeżdżają nawet Belgowie. Dlatego wolę zagrać dla tysiąca ludzi, którzy są w klimacie, niż dla trzech tysięcy, którzy w ogóle tego nie czują.
- Wspomniałeś o Fortach Kleparz. To raczej koncertowa miejscówka. Tymczasem Ty ściągasz tam tłumy klubowiczów.
- Ruszyłem dwa lata temu. W lecie 2010 r. zorganizowałem "Summer Festival" wyłącznie z polskimi didżejami. Bo zastanawiałem się, czy to wypali. Przyszło około trzysta osób. Postanowiłem więc spróbować powtórzyć imprezę jesienią. W ten sposób wystartował w październiku "Electronic Festival". Frekwencja była lepsza. Dlatego na styczniową edycję zaprosiłem popularny duet z Brazylii - Pet Duo. O godzinie 23 miałem w klubie osiemset osób, a przed klubem - również pełno. Wtedy zrozumiałem, że forty mają wielki potencjał, jest tam wszystko to, co trzeba, żeby robić świetne imprezy. Dzisiaj przyjeżdżają tu ludzie z całej Polski i są zachwyceni.
- Jak udaje Ci się łączyć karierę didżeja z działalnością organizatora klubowych imprez?
- Od zawsze tak było. Wystartowałem w nieistniejącym już klubie Lost Highway pięć lat temu w swoje urodziny. Miałem dwieście pięćdziesiąt osób w lokalu mieszczącym dwieście osób (śmiech). I dalej poszło już z górki. Co ciekawe, im jestem starszy, tym bardziej jestem pewny, że tylko to mnie kręci. Dlatego wszystko sam ogarniam, nie potrzebuję żadnych pomocników.
- Utrzymujesz się z muzyki?
- Tak. I na razie jestem zadowolony. Nie lubię narzekać. Spełniam się w tym, co robię.
- Od pewnego czasu zajmujesz się również produkcją własnych nagrań. Dlaczego większość z nich realizujesz jednak w kooperacji z innymi artystami?
- Ponieważ chcę, aby ludzie mnie kojarzyli. Dlatego współpracuję ze znanymi postaciami ze sceny schranz i hard techno. I udało się - ludzie ciągle chcą więcej. Dlatego nieustannie idę do przodu.
- Jak wygląda takie wspólne tworzenie muzyki?
- To ja przygotowuję projekt, potem wysyłam loopy mojemu współpracownikowi. On dodaje coś od siebie, kończy to, co ja zacząłem. W dobie internetu to nie problem. Tym bardziej że wszyscy pracujemy na tych samych programach.
- Twoim największym przebojem jest utwór "We Remember".
- Ten kawałek powstał w miesiąc po katastrofie smoleńskiej. Jakoś wszędzie wtedy grali "Pieśń o małym rycerzu" z "Pana Wołodyjowskiego". Dlatego postanowiłem - wraz z kolegą Bednarzem - wykorzystać tę melodię w swojej produkcji. I wyszło ciekawie - nagranie ma mnóstwo ściągnięć w DJ Shopie. To nie był żaden manifest ani prowokacja polityczna. Po prostu chciałem oddać hołd ludziom, którzy wtedy zginęli.
- Jesteś jednym z niewielu didżejów, którzy grają nadal z winylów, a nie wyłącznie z komputera. Jesteś konserwatystą?
- To moja pasja od wielu lat. Aby grać z płyt, trzeba naprawdę umieć to robić. To zupełnie coś innego niż wykorzystywanie Traktora - nie widzi się prędkości i frazy, tylko czarną płytę. Wszystko zależy od umiejętności i techniki didżeja. Dlatego uważam, że to forma sztuki. Ponieważ jednak wymaga lat praktyki, coraz mniej na rynku didżejów grających z winyli.
- Kiedy przygotujesz własny album?
- To nie takie proste. Jestem wiecznie zajęty. Do tego mam w zwyczaju zaczynać jakiś projekt, a potem go... porzucać. W efekcie na moim komputerze jest mnóstwo niedokończonych produkcji. Ale teraz wyjeżdżam na wakacje do Niemiec, więc może będę miał więcej wolnego czasu i przygotuję jakiś większy zestaw utworów. Chciałbym zrobić coś we własnym stylu - bez wokali, z mocnym uderzeniem basu, o mrocznej melodii.
- Zauważyłem na Twoim Facebooku, że masz dużo... atrakcyjnych fanek.
- Tak, dziewczyny chętnie przychodzą na imprezy techno. Są nawet didżejki grające taką muzykę. Choćby pochodząca z Brazylii Fernanda Martins, która zagra w Fortach Kleparz na kolejnej edycji "Electronics Festivalu" już w najbliższy piątek, 20 lipca.
- Zaskoczyło Cię zwycięstwo w naszym konkursie ElektroMagnesy 2012? Głosowało na Ciebie najwięcej fanów muzyki klubowej z Krakowa!
- I to bardzo! Moja muzyka nie pasuje do mody obowiązującej na krakowskim rynku klubowym. Tym bardziej się cieszę. I dziękuję wszystkim, którzy na mnie głosowali!
Rozmawiał PAWEŁ GZYL
Przyjdźcie 20 lipca o godz. 21 do klubu Forty Kleparz. W czasie imprezy z cyklu "Electronic Festival" wręczymy Hellboyowi statuetkę za zwycięstwo w konkursie ElektroMagnesy 2012!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?