Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spięty z Lao Che: Ktoś będzie musiał beknąć za zaistniałą sytuację

Paweł Gzyl
Paweł Gzyl
Spięty z Lao Che zadbał, by jego obecny wygląd pasował do zawartości płyty "Black Mental" - i wygląda niczym amerykański raper
Spięty z Lao Che zadbał, by jego obecny wygląd pasował do zawartości płyty "Black Mental" - i wygląda niczym amerykański raper Oskar Szramka
"Black Mental" to nowa płyta solowa wokalisty zespołu Lao Che - Huberta "Spiętego" Dobaczewskiego. Tym razem sięgnął on po rap, aby opowiedzieć o systemach społecznej kontroli, które dzielą i nastawiają ludzi przeciw sobie. W naszej rozmowie przyznaje jednak, że taka jest po prostu natura człowieka.

FLESZ - Rozlicz pit, bo zapłacisz karę

W 2019 roku ogłosiliście zawieszenie działalności Lao Che. To był dla ciebie impuls do nagrania nowej płyty solowej?
To była naturalna kolej rzeczy. Pierwszą solową płytę zrobiłem w 2008 roku i potem chciałem popełnić kolejną. Przez kolejne dziesięć lat nie było czasu i sposobności, żeby to zrobić. Tęskniłem jednak za tym. Zawieszenie działalności i pandemiczna sytuacja sprawiły, że tego czasu pojawiło się wreszcie więcej. Dlatego mogłem nagrać „Black Mental”.

Ktoś mógłby pomyśleć, że to album z black metalem. Skąd ten tytuł?
Kiedy szukałem tytułu dla tej płyty, który mógłby ująć w jakieś ramy jej przewodnią myśl, przypomniałem sobie, że kiedyś zapisałem taką frazę. „Black mental” był dla mnie synonimem mentalnych mechanizmów, które powodują, że człowiek wpada w tarapaty. Mam tu na myśli funkcjonowanie systemów, w których jest strona autorytarna i strona podporządkowana. Z drugiej strony ten tytuł był chwytliwy, ponieważ nawiązywał do muzyki, którą kiedyś słuchałem – płyty „Black Metal” grupy Venom.

Zamiast metalu „Black Mental” przynosi rap. Co sprawiło, że zwróciłeś się w tę stronę?
Hip-hop pociąga mnie od lat. Dlatego chciałem zrobić płytę okołorapową. Stąd dominują na niej bity – choć oczywiście nie są to bity typowo hip-hopowe. Nie jestem bowiem raperem. Ale nie jestem też metalowcem. Rap i metal to jednak gatunki, które mnie ukształtowały.

No właśnie: robiłeś kiedyś rap w zespole Koli. „Black Mental” to w tym kontekście dla ciebie powrót do korzeni?
Nie myślałem za bardzo o Koli przy nagrywaniu tej płyty, ponieważ nie chciałem, żeby to była kontynuacja. Robiliśmy wtedy rap jako trio. Teraz zabrałem się za tworzenie bitów z kolegą z Lao Che – Wieżą. Przyjaźnimy się i chcieliśmy ten materiał wyprodukować razem. Sam nie jestem twórcą bitów i nie robię ich na co dzień. „Black Mental” to wypadkowa moich fascynacji i inspiracji, przepuszczonych przez filtr mojej wrażliwości. Trochę to nie do końca określona całość – ale może to dobrze?

Jak ci się pisało teksty podporządkowane raperskim rymom?
Wpadłem tu trochę w tarapaty. Ponieważ założyłem sobie, że będę rapował, było oczywiste, że forma tekstów będzie bogatsza niż tekstów, które śpiewałem w Lao Che. Bo tam stawiałem na prostotę: żeby wersów było jak najmniej. Tymczasem tutaj musiałem tych słów napisać więcej. Dlatego długo nie mogłem z tym wystartować. W końcu stwierdziłem, że nie może to być „przegadane”, bo będzie dla słuchacza zbyt ciężkie i intensywne. Odbiłem się więc od tego rapu i trochę pośpiewałem.

Mówisz w wywiadach, że „Black Mental” jest kontynuacją ostatniej płyty Lao Che – „Wiedza o społeczeństwie”. Skąd taki pomysł?
Tak mi wyszło. Na „Wiedzy o społeczeństwie” zastanawiałem się nad tym dlaczego ludzie gromadzą się w grupy i co ich łączy. Na „Black Mentalu” z kolei skupiam się na tym, co ich dzieli. Przyglądam się różnym systemom, które karmią się różnicami między ludźmi i umiejętnie dzielą społeczeństwa na grupy, aby móc je kontrolować. Co ciekawe te systemy same się budują, nie są to struktury celowo wymyślane. W dziejach ludzkości funkcjonują bowiem takie mechanizmy, w które sami nieustannie wpadamy.

Jako artysta jesteś zapewne indywidualistą. Jak ci się żyje w tych coraz bardziej autorytarnych systemach?
Czy ja jestem indywidualistą? Chciałbym nim być. Dlaczego? Bo chciałbym lepiej poznać siebie i to, kim jestem, aby móc się ze sobą lepiej komunikować. Wydaje mi się, że takie jest życiowe zadanie każdego człowieka. Staram się więc dotrzeć do tego Spiętego. Tymczasem system mi to chce uniemożliwić. Stąd słychać na płycie moje zmęczenie, zirytowanie i wściekłość. Dotykają mnie bowiem mechanizmy społecznej kontroli – wręcz włażą mi przez okno. Świat się upolitycznił. Polska też. To jest obciążające i denerwuje mnie to.

Pandemia sprawia, że władze coraz bardziej ograniczają nasze wolności. To idzie w złą stronę?
Trudno powiedzieć. Świat idzie do przodu i pewne rzeczy będą lepsze, a pewne gorsze. Taka jest jego natura. Pandemia daje władzy do ręki dwa narzędzia: strach i informację. Służą one przede wszystkim manipulacji. Można ściemniać, mataczyć i robić ludziom wodę z mózgu. Całe szczęście królem sytuacji jest ekonomia. Nią nie można mataczyć. Wszyscy przyzwyczailiśmy się do pewnego poziomu życia. Kiedy ludzie zaczną zarabiać mniej niż zarabiali do tej pory, upomną się o swoje. Ktoś więc będzie musiał beknąć za zaistniałą sytuację. Globalnie i lokalnie.

Śpiewasz, że nawet kiedy ludzkość przeniesie się na inne planety, nadal będzie tworzyć kolejne systemy kontroli. Jesteś pesymistą?
Raczej realistą. Jak było z odkryciem Ameryki? To był nowy ląd, na którym chciano zbudować nowe społeczeństwo. I jak to się skończyło? Mnóstwem nadużyć. Z drugiej strony powstało nowe państwo, które stało się potęgą. Robi się tam niezłe komputery i dobrą muzykę. (śmiech) Są więc pozytywne strony. Podobnie może być, kiedy człowiek skolonizuje Marsa. Bo naturę mamy taką, a nie inną. Z czego ona wynika? Może to kwestia genetyki. Po prostu tak jest człowiek skonstruowany, że musi zawsze wygrać najlepszy.

Na „Black Mental” pojawiają się dwie twoje młode córki. Wiedzione twoim przykładem garną się do śpiewania?
Chciałem zrobić im frajdę. Kiedy dorosną, będą miały fajną pamiątkę, że wzięły udział w takim nagraniu.

W pandemii miałeś więcej wolnego czasu. Pomijając nagranie płyty, wykorzystałeś go konstruktywnie?
W zeszłym roku, kiedy się zaczęła pandemia, pomyślałem, żeby się wziąć za siebie. Nie uprawiam sportu, więc chciałem się trochę podciągnąć kondycyjnie. Trwało to jednak tylko miesiąc. Niestety – nie mam natury sportowca. Postanowiłem się więc skupić na tym, co mi najlepiej wychodzi: robieniu muzyki. Trochę mam z tym problem, bo nie mam stałej pracowni. Brakuje mi też konfrontowania się ze słuchaczem. Bo to koncerty są puentą procesu tworzenia.

Wszystko wskazuje, że w lecie pojawi się możliwość występowania. Jak chciałbyś prezentować materiał z „Black Mental”?
Występowałem już solo. Podobało mi się to, ale to jednak ograniczona forma. Mógłbym właściwie wrócić do niej w każdej chwili. Wystarczy złapać za gitarę i grać. „Black Mental” chcę jednak wystawić z zespołem. Gramy jako kwartet – i jesteśmy gotowi, by prezentować ten materiał na żywo. Kiedy więc tylko sytuacja pozwoli, na pewno pokażemy się na scenie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wideo

Materiał oryginalny: Spięty z Lao Che: Ktoś będzie musiał beknąć za zaistniałą sytuację - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski