Aspirujemy ostatnio do roli mocarstwa regionalnego i przedmurza blokującego moskiewskie hordy. I nagle okazuje się, że rozmowy najważniejszych osób w państwie może podsłuchać kelner. Nic, tylko boki zrywać.
Rząd pewnie wolałby, aby nici prowadzące do spółek handlujących wschodnim węglem zbiegły się ostatecznie w moskiewskiej siedzibie GRU. Co jest teoretycznie możliwe, bo tak doświadczona służba zapewne potrafiłaby wyszkolić polskiego szpiega i wysłać go potem na egzamin do BOR-u.
Gdyby ta wersja się sprawdziła, rząd mógłby odetchnąć z ulgą. Polacy szybko zapomnieliby o treści nagranych rozmów, które nie tyle bulwersują bezprawnymi ustaleniami, ile raczej poziomem dyskusji. I nie chodzi bynajmniej o przekleństwa, ale o ogólny charakter tych "debat", kojarzący się raczej z maglem niż z wielką polityką.
Gdyby jednak w aferę udało się wciągnąć Ruskich, Donald Tusk mógłby cały skandal obrócić na korzyść rządu i PO, jako ofiar brutalnego ataku wprost z Gwiazdy Śmierci. Wtedy nawet Jarosław Kaczyński musiałby spuścić z tonu i skończyć z opowieściami o lumpenproletariacie na szczytach władzy.
Tym bardziej że akurat on nie gwarantuje uwolnienia Polski od tej patologii. Przypomnijmy choćby popisy językowe Adama Hofmana i agenta Tomka czy też fakt, że walka IV RP z "układem" skończyła się wykryciem spisku w rządzie samego prezesa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?