Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spojrzenie na mapę

Redakcja
Władysław A. Serczyk: Znad granicy

   Jeszcze kilkanaście lat temu można było w Polsce bezbłędnie wykreślić w terenie linie graniczne między dawnymi zaborami. Wystarczyło na przykład przejechać samochodem z Torunia do Warszawy lub z Krakowa do Kielc, by zorientować się, gdzie niegdyś należało spodziewać się "Grenzschutza" a gdzie Kozaka z nahajką lub austriackiego żandarma. Wskazywał na to przede wszystkim rodzaj zabudowy, stan gospodarstw, a nawet ubiór napotykanych przechodniów. Dzisiaj różnice zanikają i można sądzić, że kiedy kraj przetną dwie autostrady prowadzące z zachodu na wschód oraz z północy na południe, różne krainy Polski jeszcze bardziej upodobnią się do siebie.
   Można się z tego tylko cieszyć, podobnie jak dzisiaj raduje widok remontowanych i budowanych na nowo traktów komunikacyjnych o mniejszym wprawdzie znaczeniu, ale i tak znacznie solidniejszych niż to, co pozostało z poniemieckich autostrad na zachodzie kraju.
   A na wschodzie... Ano właśnie! Rzec można by: "Na wschodzie bez zmian", gdyby nie upór miejscowych samorządów, które mając dość stołecznego kiwania głowami, wybrzydzania się i litowania nad cywilizacyjnym opóźnieniem "ściany wschodniej", zabrały się żwawo do roboty i, na początek, za pieniądze własne oraz wyrwane z gardła decydentom z centrali, rozpoczęły, jak na przykład w Rzeszowie, inwestycje na skalę przypominającą przedwojenne budowanie Centralnego Okręgu Przemysłowego. Powstały więc dwa mosty drogowe przerzucone przez Wisłok, buduje się nową obwodnicę, którą zapewne później włączy się do planowanej autostrady, port lotniczy w podrzeszowskiej Jasionce rychło uzyska najdłuższy, po Warszawie, pas startowy, a budowany w szpitalu wojewódzkim blok kardiochirurgii umożliwi wykonywanie skomplikowanych operacji na sercu bez konieczności wypychania ciężko chorych pacjentów do Warszawy, Krakowa lub Zabrza. Ile do tego prowadzi się robót w samym mieście! Wprawdzie opozycja w radzie miejskiej, jak każda opozycja, kręci nosem, że zrealizowano tylko osiemdziesiąt parę procent prac zaplanowanych, ale po cichu raduje się z miasta piękniejącego z dnia na dzień.
   Wypada też przy okazji wspomnieć o Uniwersytecie Rzeszowskim, bo to przecież również nowy nabytek. Wprawdzie urodził się jako niechciane dziecko byłego ministra edukacji, ale powoli dochodzi do siebie, zajmując coraz mocniejszą pozycję w regionie. Ostatnio okazało się nawet, że najlepszym studentem prawa w Polsce jest słuchacz tej właśnie uczelni, która stale współpracuje z aż pięćdziesięcioma instytucjami naukowymi z całego świata.
   Tak zresztą dzieje się nie tylko w Rzeszowie, chociaż on Krakowowi najbliższy. To samo zaobserwować można w Białymstoku, z którym byłem związany (na nasze wspólne, moje i żony, życzenie!) przez lat dwanaście, także i tam przyczyniając się do utworzenia samodzielnego uniwersytetu.
   Niestety, wciąż jeszcze daleko temu obrazowi do ideału. Trzeba jedynie przyjrzeć się uważnie mapie Polski. Zobaczymy, że na wschodzie kraju sieć komunikacyjna jest rzadka jak pajęczyna budowana przez leniwego pająka, a znaczących inwestycji krajowych, nie mówiąc już o zagranicznych, tyle co kot napłakał. Wciąż jeszcze "ruskie bazary" stanowią jedno z najważniejszych miejsc zatrudnienia i zaopatrzenia najuboższej części mieszkańców Podlasia, Lubelskiego i Podkarpacia. Gdyby nie odsądzane od czci i wiary w chwili powstawania uniwersytety, istniałaby tutaj dzisiaj pustka edukacyjna, której nie wypełniłyby przecież szkoły prywatne, bo nie miałyby skąd czerpać profesorów i wykładowców na drugie i trzecie etaty. Gdyby nie upór paru lokalnych patriotów posłów, niewidocznych w Sejmie, bo nie kombinują i nie wygłupiają się, nie dopuszczając innych do głosu lub udając szeryfów czekistów, nie byłoby ośrodków telewizyjnych, wielkich bibliotek, międzynarodowych imprez kulturalnych jednoczących ludność pogranicza. Ba! Nie wiadomo nawet, jak wyglądałaby dzisiaj białoruska opozycja przeciw autorytarno-patriarchalno-despotycznym, a w ogóle - głupim rządom prezydenta Łukaszenki.
   W Polsce bardzo brak mądrego gospodarza, który zechciałby równie łaskawie popatrzeć na interesy stolicy, Małopolski, Wielkopolski czy Śląska, jak i na pogranicze, wciąż w znacznej mierze pozostawione same sobie. Tymczasem inwestować wypada także w te krainy i regiony, które chciałoby się przekształcić w zagłębia turystyczne. "Prywaciarze" nie udźwigną kosztów uzbrajania terenu w "media": sieć wodociągowo-kanalizacyjną, gazową, elektryczną...
   Kiedy rozpoczynałem przed dwudziestu laty swoją białostocko-puszczańską przygodę, jeden ze znajomych powiedział: " Każdy, jak ty, marzy o bytowaniu w prymitywie". Odparłem z uśmiechem: "Naturalnie! Byle tylko ten prymityw gwarantował całodobowy dostęp do zimnej i ciepłej wody, prądu, gazu i, za przeproszeniem, normalnej spłukiwanej ubikacji".
   Ano właśnie!

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Strefa Biznesu: Uwaga na chińskie platformy zakupowe

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski