MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Spokój chodziarza

Redakcja
Grzegorz Sudoł (z prawej) podczas ostatniego mityngu chodu w Krakowie, obok Rafał Augustyn (Sokół Mielec), obaj wystartują w mistrzostwach świata. Z tyłu po prawej chodziarz krakowskiego AZS AWF Jakub Jelonek Fot. Wacław Klag
Grzegorz Sudoł (z prawej) podczas ostatniego mityngu chodu w Krakowie, obok Rafał Augustyn (Sokół Mielec), obaj wystartują w mistrzostwach świata. Z tyłu po prawej chodziarz krakowskiego AZS AWF Jakub Jelonek Fot. Wacław Klag
W tym tygodniu ruszają lekkoatletyczne mistrzostwa świata. 27 sierpnia w Daegu - w Korei Południowej - odbędą się pierwsze konkurencje. Jednym z kandydatów ekipy polskiej do medalu jest chodziarz krakowskiego AZS AWF, pracownik naukowy AWF 33-letni Grzegorz Sudoł.

Grzegorz Sudoł (z prawej) podczas ostatniego mityngu chodu w Krakowie, obok Rafał Augustyn (Sokół Mielec), obaj wystartują w mistrzostwach świata. Z tyłu po prawej chodziarz krakowskiego AZS AWF Jakub Jelonek Fot. Wacław Klag

PRZED MISTRZOSTWAMI ŚWIATA. Grzegorz Sudoł chce w Korei kroczyć po medal

- Nie musiał Pan w tym roku wypełniać minimum w chodzie na 50 km, jakie ustalił na mistrzostwa świata PZLA...

- Chód na 50 km to ciężka konkurencja - mówi Grzegorz Sudoł. - Optymalnie dla zawodnika jest, jeśli startuje raz w roku, w tej jednej, najważniejszej imprezie sezonu. Znalazłem się w szczęśliwej sytuacji, gdyż zaliczone miałem minimum na 50 km z ubiegłego sezonu, kiedy zostałem wicemistrzem Europy. Dlatego spokojnie mogłem przygotowywać się do występu w Daegu. Wysiłek, jaki wkładamy w pokonanie tego długie dystansu, jest ogromny. Wypijamy w czasie trasy z 5 litrów płynów, na drugi dzień traci się na wadzę nawet 3 kg, ale co najgorsze - bardzo bolą wszystkie mięśnie. Przez kilka dni z trudem przychodzimy do siebie i sportową dyspozycję trzeba długo odbudowywać.

- Chodził Pan w tym roku za to na krótszych dystansach, dużo tych występów było?

- Umiarkowana liczba. Zacząłem od halowych mistrzostw Polski na 5 km. Z kolei we Francji maszerowałem na 35 km, przy okazji poprawiając rekord Polski na 30 km czasem 2.11.11, 95. To był sprawdzian z wytrzymałości, zaliczony pozytywnie. W Zaniemyślu poszedłem na 20 km tylko o sekundę gorzej od rekordu życiowego. Nie udał się za to start w Pucharze Europy na 20 km (18. miejsce), bo nie byłem wypoczęty. Z kolei podczas akademickich mistrzostw Polski w Katowicach ustanowiłem rekord kraju na 5 km 19.09,02, czyli zdałem egzamin z szybkości. Nie odbyły się dotąd mistrzostwa Polski na klasycznym dystansie 20 km. Zaplanowano je po mistrzostwach świata w Daegu, 17 września w Warszawie. Będę wtedy po ciężkim marszu w Korei, więc obawiam się, w jakiej wówczas znajdę się dyspozycji. Wolałbym krajowe mistrzostwa mieć w lipcu.

- Jak wspomina Pan swoje dotychczasowe lekkoatletyczne mistrzostwa świata?

- Startowałem w nich ze zmiennym szczęściem. Dwukrotnie, w latach 2003 i 2005, zostałem zdyskwalifikowany. W 2007 r. znalazłem się na 21. miejscu, Dwa lata temu w Berlinie finiszowałem czwarty. Jeszcze pięć dni przed tym chodem nie mogłem po kontuzji stać na nogach, na trasie przełamałem ból. Daegu to moje piąte mistrzostwa świata. Dwa razy już startowałem w tej strefie świata, w Osace na MŚ 4 lata temu i na igrzyskach w Pekinie 2008 r.

- Jak Pan ocenia stan przygotowań do mistrzostw?

- Zrealizowany został w 95 procentach. Trochę mi utrudniały treningi bóle w mięśniach. Po treningu na drugi dzień trudno było się poruszać. Ale może to wyjdzie dobrze, że miałem taki "hamulec", by się nie przeforsować na zajęciach? Czwarty dzień po zejściu ze zgrupowania w górach w Sankt Moritz czułem się źle, ale to normalny objaw u mnie. Zmieniłem dietę, co także trochę odbiło na organizmie, jednak w sumie jestem spokojny przed mistrzostwami.

- Kto Pan pomagał w przygotowaniach do MŚ?

- Odpowiednią pomoc socjalną dali mu sponsorzy firma Action, Farma-Projekt, klub AZS AWF Kraków, jestem też w specjalnym klubie Londyn 2012, co pozwala mi mieć spokojną głowę od trosk finansowych i zajmować się tylko sportem. Ze strony szkoleniowej pomaga mi trener Ilja Markow, jeździ ze mną na zgrupowania. W tym roku nasiliłem współpracę z naszym wielokrotnym mistrzem chodu Robertem Korzeniowskim. Ocenia on nasze plany treningowe, daje wskazówki. Robert jedzie z nami do Daegu, tam będzie na kongresie kandydować do Komisji Chodu Sportowego IAAF.
- Proszę spróbować ocenić swoje atuty w chodzie...

- Jestem zawodnikiem doświadczonym. Potrafię walczyć z zimną głową, nie "zapalać się" na trasie, zachowuję spokój. Wyciągam wnioski z dawniejszych startów.

- Jaki ma Pan plan sportowy w Daegu?

- Walkę o medal. Może uda się mi pierwszy raz w tej imprezie stanąć na podium. Analizując z Robertem Korzeniowski moje szanse, stwierdziliśmy, że stawka będzie mocno wyrównana. Na 20 km nie ma tylu kandydatów do medali, co na 50, tutaj jest z kilkunastu zawodników. Tak więc wielu ma szanse, warunki klimatyczne w dodatku preferować będą Chińczyków.

- Występy w tej części Azji zawsze były zmorą Polaków!

- Tak, bo i zmiana czasu, jak i odmienna pogoda. Wprawdzie wystartujemy 3 września o 8 rano, ale jak dzwoniłem do Korei, to kolega powiedział, że o godzinie 10 jest 37 stopni. Będziemy finiszować koło południa, a więc w niezłej spiekocie. O medalu może zadecydować dyspozycja dnia. Dwa razy występowałem w tej części kontynentu (Osaka i Pekin), były to starty - nieudany i średni. Ale może do trzech razy sztuka? Rywalami tak się nie przejmuję, ani trasą, co myślę o klimacie, czy będzie przeszkodą. Wyglądu trasy nie studiuję, bo jestem przygotowany na każdą. Trenowałem wiele podejść, więc żaden profil trasy mi nie przeszkodzi.

- Da Pan sobie radę z nerwami, bo to one przyczyniają się do nieprawidłowego chodu, w efekcie do dyskwalifikacji...

- Sędziowie to rzeczywiście problem. Moi trenerzy jednak uspakajają, że technicznie maszeruję prawidłowo. Jest jednak taka tendencja wśród arbitrów, że rok przed igrzyskami traktują nas niezwykle surowo, natomiast w sezonie olimpijskim są pobłażliwi. W Paryżu na MŚ rok przed igrzyskami w Atenach zdjęli z trasy pięćdziesiątki aż 17 chodziarzy!

- Tylko jeden Polak pomaszeruje w Daegu na 20 km.

- Rafał Augustyn z mieleckiego Sokoła wypełnił minimum PZLA na tym dystansie. Innym się nie udało, w tym memu koledze klubowemu Jakubowi Jelonkowi, w występach zawsze mu przeszkadzała zła pogoda. Na 50 km za to będę miał obok Rafała Fedaczyńskiego z AZS AWF Katowice i Rafała Sikorę z AZS AWF Kraków. Ponieważ w tym roku nigdy ze sobą nie trenowaliśmy, nie wypowiem się o ich szansach.

- Niemniej generalnie - na jaki start Polaków w Daegu Pan liczy?

- Prezes PZLA Jerzy Skucha powiedział o trzech medalach, trochę asekuracyjnie, bo szans mamy więcej. Może miał na myśli niekorzystny dla Europejczyków klimat na Dalekim Wschodzie. Jednak mam nadzieję, że wrócimy z Korei w dobrych humorach. Chciałbym dołożyć "cegiełkę" do polskich sukcesów.

Rozmawiał: JAN OTAŁĘGA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski