Są sportowcy, którzy mają większą siłę od innych. Nie siłę mięśni, tylko przyciągania. Coś, co sprawia, że bardziej pasuje do nich słowo ikona, a nie gwiazda, a ich rozpoznawalność rozlewa się daleko poza granice reprezentowanej przez nich dyscypliny. Ludzie mogą więc nie kojarzyć Alexisa Pinturault czy Kjetila Jansruda, a Marcela Hirschera, choć o nim gdzieś słyszeli, nie połączą z jego rekordowymi osiągnięciami (pięć Kryształowych Kul z rzędu), ale będą wiedzieli, kim jest Bode Miller.
Dla narciarstwa alpejskiego jest tym, kim Michael Jordan dla koszykówki. Też zmienił swój sport. I tak jak wielu ludzi straciło zainteresowanie rozgrywkami NBA bez „Jego Powietrzności”, tak niektórym zobojętniał alpejski Puchar Świata bez nieobliczalnego Amerykanina. Dziś większą widownię w TV mają skoki narciarskie.
Miller wraca oczywiście po swojemu. Jego kariera jest taka jak styl jazdy, zawsze na granicy ryzyka, po bandzie, na własnych warunkach. Być może pojawiłby się w PŚ już w tym sezonie, gdyby nie to, że w 2015 roku zerwał kontrakt z firmą Head i wciąż obowiązuje go klauzula dwuletniego zakazu startów w sprzęcie innej firmy (bezskutecznie walczył w sądzie o jej zniesienie). A uparł się, że będzie ścigał się na nartach nieznanej marki Bomber, produkowanych przez firmę, której jest udziałowcem.
Sasha Rearick, trener amerykańskiej kadry witający Millera z otwartymi ramionami, od razu został zapytany, czy wierzy w powodzenie tego księżycowego planu i czy możliwe jest w ogóle osiągnięcie sukcesu na nartach, które nigdy nie były poddanie poważnemu testowi w Pucharze Świata.
- A dlaczego nie? - odpowiedział. - Przecież to jest Bode Miller.
Follow https://twitter.com/sportmalopolskaDołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?