Na pierwszym planie David Kostuch Fot. Michał Klag
ROZMOWA. Hokeista "Pasów" DAVID KOSTUCH zastanawia się nad ponownym przyjazdem z Kanady do Krakowa. Decyzję pomoże mu podjąć przyszła żona.
- Przybył Pan z Kanady, aby zagrać w play-off. Satysfakcjonuje Pana srebrny medal?
- Nie! Przyjechałem do Krakowa, by zdobyć złoty krążek. Dlatego czuję spory niedosyt.
- W finale nie daliście rady zespołowi z Sanoka. Można go było pokonać?
- Na pewno Sanok ma bardzo mocną, jak na polskie warunki, drużynę. Mają dobrego bramkarza, solidnych obrońców, kilku klasowych napastników. Ale byliśmy w stanie ich ograć. O wszystkim zadecydował trzeci mecz w Krakowie, przegrany przez nas trochę pechowo 2-3. Prowadziliśmy po dwóch tercjach 2-1, byliśmy zespołem lepszym, mieliśmy sporo okazji bramkowych, a jednak w trzeciej tercji pokpiliśmy sprawę. Potem w Sanoku graliśmy pod dużą presją, choć w czwartym meczu prowadziliśmy w połowie drugiej tercji 2-1, była szansa na wygraną.
- Zdobył Pan z zespołu Cracovii najwięcej bramek, siedem...
- To mało, powinienem był strzelić więcej goli.
- Co dalej? Teraz wraca Pan do Kanady, a czy kibice Cracovii zobaczą Pana jeszcze?
- Na to pytanie teraz nie odpowiem. Sam się biję z myślami, czy kontynuować karierę sportową. Hokej to moja pasja, kocham go, ale w życiu liczą się również inne sprawy. Choćby praca, a mam w Kanadzie firmę. Muszę to wszystko dobrze przemyśleć. W Kanadzie jest także moja dziewczyna Rosana, pochodząca z Włoch, z regionu Kalabria. Chodzimy ze sobą od ośmiu lat, za pięć miesięcy bierzemy ślub. Ona jest nauczycielką, ma swoją pracę w Kanadzie. Jej głos w tej sprawie też będzie się liczył.
- A nie marzy się Panu gra w reprezentacji Polski? Po dwóch latach występów w naszej lidze, zgodnie z przepisami IIHF, mógłby Pan od jesieni tego roku grać w koszulce z orzełkiem.
- Gra w reprezentacji Polski to byłaby piękna sprawa, wielki zaszczyt. Nie wiem jednak, czy otrzymałbym powołanie od selekcjonera.
- Polubił Pan Kraków?
- Bardzo! Kraków jest piękny. Bardzo podobał się też Rosanie. W Krakowie czułem się jak w domu. Jak wiadomo, mam polskie korzenie, tata urodził się w tym mieście, rodzina jest z pobliskich Przebieczan. Mam tam sporo kuzynek i kuzynów, przyjeżdżali na mecze do Krakowa, dopingowali mnie i nasz zespół. Przyjeżdżał też z Kanady mój brat. Kiedyś wydarzyła się zabawna historia. Strzeliłem gola bodajże Podhalu, a brat z radości rzucił moje rękawiczki w tłum kibiców. I przepadły. Musiałem sobie kupić nowe rękawiczki.
Rozmawiał Andrzej Stanowski
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?