Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spotkajmy się w Cafe Polonia, przy ulicy Lale Zar. W Teheranie

tekst Katarzyna Rodacka
fot. archiwum
Uśmiechają się, niektórzy patrzą śmiało w obiektyw. Przemaszerowane kilometry, przepracowane godziny i przebyte choroby zostały gdzieś poza kadrem. Wielu z nich, choć jeszcze tego nie wie, zostanie w Iranie na zawsze. Dziś szukam ich śladów.

Na ramieniu Szahraba siedzi zielona papużka. Szahrab prosi, żeby nie robić mu zdjęć, ale ptaka można fotografować do woli. Właśnie zjada ciastko, a okruszki lądują na swetrze właściciela. Szahrab otwiera drzwi tylko o konkretnej godzinie, na odwiedziny najlepiej więc umówić się wcześniej. Zanim przejdziemy do części głównej cmentarza, siadamy i pijemy herbatę. Na irańską gościnność zawsze jest czas.

Stara kanapa jest dziurawa, obok rozstawione taborety. Herbata tradycyjnie podana jest w irańskich estakankach - małych szklaneczkach, kształtem przypominających sylwetkę kobiety. Kiedy podniesiemy głowy, widać tylko korony drzew. Wokół niespotykana w Teheranie cisza i spokój. Szahrab jest zarówno gospodarzem, jak i przewodnikiem po cmentarzu Dulab. Prowadzi nas między mogiłami Francuzów, Włochów, Argentyńczyków, Rosjan, Szwedów. Wie, że chcemy dotrzeć do polskiej kwatery, która zajmuje tu całkiem sporą część.

Papuga grzecznie siedzi na ramieniu, kiedy stajemy przed odnowionym pomnikiem. Daty na grobach mieszają się w czasie: przeważa rok 1942, ale niektóre z płyt zamknęły się całkiem niedawno - w latach dziewięćdziesiątych. Góruje nad nimi pomnik z białym orłem, a po jego obu stronach flagi: polska i irańska. I napis: „Poświęcamy nasze myśli pamięci wy-gnańców polskich, którzy w drodze do ojczyzny w Bogu spoczęli na wieki. 1942-1944”.

Każdy z nas sam krąży między płytami nagrobnymi, papuga dalej siedzi na ramieniu, okruchy sypią się na ramię Szahraba. - Co jakiś czas przyjeżdżają tu polskie delegacje, także 1 listopada zagląda tu parę osób. Dziś nie pali się żaden znicz, znak, że dawno nikogo nie było. Mijamy grobowiec z 1885 roku, od którego datuje się początek cmentarza. Spoczywa w nim lekarz szacha Naser ad-Dina, doktor Louis André Ernest, pochowany jako pierwszy. Po nim byli kolejni katolicy.

Piszę może w nietypowej sprawie, ale niezwykle ważnej dla mnie. Właściwie mam prośbę do tych osób, które w najbliższym czasie mają zamiar wybrać się do Teheranu na polski cmentarz, albo mają znajomych, którzy tam się wybierają. Jeśli są tacy, bardzo chciałbym prosić o przysługę, odnalezienie grobu Józefa Kunowicza, zmarłego prawdopodobnie w 1942r. i zrobienie zdjęcia tego grobu. Jest to ojciec mojej babci, którego ona nigdy nie widziała. Jej marzeniem jest odwiedzić ten grób, ale niestety nie pozwala jej na to zdrowie. Mam nadzieję, że znajdą się życzliwi ludzie”.

„Szukam informacji, zdjęć cmentarzy w Teheranie, gdzie pochowani są Polacy. Poszukuję nazwiska Bierbasz”.

„Szukam spisu pochowanych na tym cmentarzu. Lub innych zdjęć. Jest tam najprawdopodobniej pochowany mój przodek Roman Suder”.

Takie prośby na forach internetowych nie były wyjątkiem. Przez lata Polacy szukali w ten sposób śladów bliskich. Dziś mają łatwiej. Kilka placówek dyplomatycznych stacjonujących w Iranie stworzyło „Projekt Dulab”, który pomógł zdigitalizować informacje zawarte w księgach parafialnych oraz na płytach nagrobnych. Łatwiej dziś odszukać i Józefa Kunowicza, i Romana Sudera, i Bierbaszów.

Na południu Teheranu od razu dostrzega się zmianę klimatu i społeczeństwa. Część północną od południowej dzieli około 500 metrów przewyższenia i prawie 40 kilometrów odległości. Łączy linia metra. Kiedy wysiadam na stacji w południowym Teheranie, zamiast wieżowców widzę parterowe domki, często posklejane byle jak. Zamiast modnie ubranych młodych ludzi - kobiety w czadorach, bez makijażu. Mimo że na przestrzeni jednego miasta widać tak wielką różnicę, południe to nie slumsy, a jedynie nieco odmienna część miasta. Metalowa brama jest do połowy otwarta. Po lewej stronie widać wielką gwiazdę Dawida, po prawej rozciąga się cmentarz. Wejście jest otwarte, jednak kiedy przekraczam próg, od razu ktoś podchodzi do mnie z pytaniem, kim jestem i w jakim celu przyszłam. Dostaję przewodnika. Razem przechodzimy do części, gdzie znajdują się polskie nagrobki. Część uchodźców przybyłych z armią Andersa wyznająca judaizm, została pochowana właśnie tutaj. Na cmentarzu Beheshtieh, pod gwiazdą Dawida spoczywa 56 Polaków. Cmentarzem zajmuje się żydowska gmina wyznaniowa, która mimo napiętych stosunków między Iranem a Izraelem, wciąż liczy około 10 tysięcy członków w całym Iranie. Przy jednej z alejek leżą Polacy pochowani tu w latach czterdziestych. Robię kilka zdjęć.

Iran przyjął na swoje ziemie około 116 tysięcy Polaków. W marcu 1942 roku przeszli przez przejście graniczne Badżgiran i zostali osiedleni w okolicach Maszhadu, na północnym wschodzie Iranu. Potem kolejni Polacy przepłynęli przez Morze Kaspijskie, a ich pierwszym przystankiem było Bandare Anzali. Na miejscu spotkali się z niesłychaną gościnnością i opieką zwykłych ludzi. Miasteczko stało się też punktem przesiadkowym dla przybyszy. Zamierzeniem Andersa było stworzenie Polskiej Armii na Wschodzie, do której wcielił młodych i zdrowych mężczyzn, którzy przybyli z nim do Iranu. Armia udała się dalej w stronę Iraku. Cywile natomiast stopniowo byli transportowani do obozów przejściowych, do Teheranu lub poza granice kraju - do Indii, Palestyny czy Afryki brytyjskiej. Teheran i Isfahan to miejsca, do których głównie trafiły dzieci i młodzież. Stworzono im sierocińce, działała szkoła, powstawały drużyny harcerskie. Dwa i pół tysiąca dzieci, oprócz standardowych lekcji polskiego i nauk ścisłych, uczyło się języka perskiego i wiązania perskich kobierców.

Café Polonia mieściła się przy jednej z najbardziej ruchliwych i żywych teherańskich ulic tamtych czasów. Bulwar Lale Zar był miejscem spotkań - tutaj znajdowały się kina, kawiarnie, a wieczorne życie tętniło hałasem. W jednej z bram, po zejściu w dół rozbrzmiewał język polski. Zaraz po wojnie Polonia została przemianowana na fabrykę czekolady, następnie na oficynę wydawniczą, która funkcjonuje do dziś. Na ulicy Lale Zar mieścił się także hotel Caravan, gdzie mieszkali m.in. Polacy. Dzisiaj to opuszczony, zapomniany budynek. Lale Zar to w dalszym ciągu jedna z głównych ulic miasta, choć nie tak barwna jak kiedyś.

Stoją cztery, jedna za drugą. Jest zima, na nogach rajstopy, ręce jednej z nich schowane w mufce, w dłoni innej powoli topnieje śnieżka. Wszystkie w eleganckich płaszczykach, patrzą wprost w obiektyw. Przemaszerowane kilometry, przepracowane godziny i przebyte choroby zostały gdzieś poza kadrem. Na twarzach malują się delikatne uśmiechy, włosy spięte w warkoczyki i koki. Zdjęcie zrobione na podwórku isfahańskiego atelier. Na tym samym dziedzińcu, być może wczesną wiosną lub późną jesienią, para młodych ludzi stara się utrzymać równowagę. Siedzą na rowerach, patrzą nieruchomo w jeden punkt, uśmiechnięci, nie wiadomo, czy zakochani? Zdjęcie mogłoby pochodzić z okładki magazynu o modzie z lat czterdziestych, pochodzi jednak z irańskiego podwórka. I jeszcze jedna fotografia - trzech chłopców w za dużych mundurach, pośrodku harcerka. Zdjęcie wykonane w pomieszczeniu, dumne dzieciaki stoją na baczność. Dwaj bracia po bokach wyglądają jak bliźniacy - rzadki fenomen w tamtych czasach, kiedy rodzina jednak rzadko miała okazję pozostać razem.

Studio fotograficzne Szarq, na ulicy Czahar Baq w Isfahanie, było jednym z najstarszych w mieście. Kiedyś prowadził je Abolqassem Dżala, dzisiaj zajmują się nim jego dwaj synowie Reza i Ali. Abolqassem oprócz portretów, zajmował się fotoreportażem i dokumentacją. W latach czterdziestych w miastach nie było jeszcze elektryczności, dlatego każde studio fotograficzne musiało mieć z tyłu mały ogródek, gdzie wykonywane były portrety. Wiele ze zdjęć ma za tło drzewka z ogrodu pana Dżali. Dziś ogródek jest nieco zaniedbany i zarośnięty. Pan Dżala jeszcze za życia spakował 11 tysięcy odbitek do pudeł, a kartony stosownie opisał: „Polacy, 1942-44”. Tak więc do kartonów trafiła i para młodych ludzi na rowerach, i harcerki ustawione w luźnym szeregu, i uśmiechnięci chłopcy. Kiedy Parisa Damandan otworzyła pudła, na światło dzienne wypłynęła historia Polaków, którzy zostali sfotografowani zaraz po swoim przybyciu do Iranu wraz z armią Andersa. Uśmiechy kierowane w stronę fotografa w latach czterdziestych, dzisiaj ponownie rozpromieniły się w albumie, który Parisa wydała. Można go kupić w Iranie, w Polsce w zaledwie kilku bibliotekach. Zdjęcia młodych ludzi przemieniły się w żywe świadectwa osiemdziesięciolatków. Romantyczne historie z lat czterdziestych dostępne są dziś na papierze ze zdjęciami lub na filmach. Ich młodość ożyła dzięki isfahańskim odkryciom, ich opowieści dzięki filmom dokumentalnym, ich losy dzięki coraz większemu zainteresowaniu tematem armii Andersa. Ich historia dzięki coraz częstszym podróżom do Teheranu. Takim jak moja.

Cmentarz Chrześcijański Dulab. Zgromadzenie Księży Misjonarzy przez kilka pierwszych lat opiekowało się tym cmentarzem. Później Dulab ponownie zmienił „właściciela”. Teren wykupił ormiański oficer i jednocześnie lekarz francuskiej misji, Joseph Désiré Tholozan, a pochówki stawały się coraz częstsze. Kiedy w latach czterdziestych do Iranu przybyli polscy uchodźcy, wielu z nich nie przetrwało trudów wędrówki. Wtedy to polska ambasada wykupiła część terenu Dulab, by móc na nich chować polskich obywateli. Obecnie w kwaterze polskiej znajduje się 1937 grobów Polaków. W 2000 roku cmentarz został wpisany na listę dóbr kultury i dziedzictwa narodowego Iranu. Mimo to, kiedy spojrzymy na obecną mapę stolicy wydaną przez Narodowy Instytut Kartografii, cmentarz figuruje tam jako wolny teren, nie jako miejsce pochówku. Wolny teren, czyli idealne miejsce pod inwestycję budowlaną…

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski