Władysław A. Serczyk: ZNAD GRANICY
Pewnym krokiem idę korytarzem przed siebie, by na końcu zatrzymać się przed drzwiami, które przed laty przekraczałem codziennie, a na których widnieje nazwisko jej obecnego dyrektora.
Mój Boże! Gdy przed niemal trzydziestu sześciu laty przejmowałem "Jagiellonkę" z rąk odchodzącego na emeryturę profesora Baumgarta, nie sądziłem, że dane mi będzie poznać tylu moich następców, sławnych w nauce profesorów i doktorów: Grzeszczuka, Zwiercana (Marian był wybranym przez pracowników dyrektorem sześć godzin, ale zrezygnował, zapewne dlatego, że nie miałby wówczas czasu na intensywne zajmowanie się rękopisami średniowiecznymi, które nadal miłuje miłością uczonego), Pirożyńskiego, Zamorskiego i - dzisiaj - Pietrzyka. Teraz ja, człowiek z nadgranicznej prowincji, gdzie dobry los pozwolił mi przyczynić się do powstania kolejnego nowego uniwersytetu po Białymstoku - tym razem w Rzeszowie - stanąłem przed dyrektorskimi drzwiami.
Skąd się tu dzisiaj wziąłem?
Ano stąd, że ukochana przeze mnie brać bibliotekarska, do której i ja mam prawo się zaliczać, nie zapomniała o tym, że w roku bieżącym stuknie mi lat 75 i, skrzyknąwszy się w starym gronie (niestety, stale malejącym) postanowiła zaprosić mnie do siebie, by powspominać dawne czasy, kiedy znacznie młodsi wkraczaliśmy na różne drogi swego życia.
Podprowadzony do drzwi w nowej części gmachu, przekroczyłem je nieśmiało i oto w cudowny sposób, wraz z przybyłymi na spotkanie niegdysiejszymi współpracownikami, cofnęliśmy się do lat naszej młodości. A kiedy wszyscy wstali i urządzili mi owację ja, stary koń, czułem jak łzy same napływają do oczu. Zresztą potem, gdy nadeszła pora na wspomnienia, dwukrotnie załamał mi się głos i niewiele brakowało, bym rozryczał się jak dziecko.
A potem? Potem przypominano mi lata rządów w Bibliotece, dziękując za najprzeróżniejsze rzeczy: czy to za zgodę na studiowanie, czy przyjęcie do pracy, czy też ukazanie perspektyw awansowych i - w miarę możliwości - ułatwienie wyjazdu za granicę. Przede wszystkim zaś mówiono o atmosferze, wówczas prawdziwie rodzinnej. Zresztą, co tu dużo mówić! Ów rodzinny nastrój udzielił nam się także teraz i trwał aż do samego końca, do chwili, gdy zacząłem podpisywać kolejny Biuletyn Biblioteki Jagiellońskiej, mnie właśnie dedykowany. Jakie miałem w nim umieścić słowa? Te, które czułem. Więc wpisywałem się zwyczajnie: "Z wielką serdecznością"..., bo ona wypełniała wraz z wdzięcznością moje serce.
Jakoś zrobiło mi się lżej na duszy. Jeśli po tylu latach nieobecności i włóczenia się po świecie, ofiarowano mi tyle ciepła, składając w darze własne o sobie i o mnie wspomnienia, to chyba coś dobrego w życiu zrobiłem?
Kochani moi! Bardzo Wam za to spotkanie dziękuję!
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?