Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa doktora Misia

Redakcja
- Nie chodzi mi o 30 dni wolnego, tylko o zmianę organizacji systemu pracy lekarzy w Polsce - twierdzi Czesław Miś, pediatra z Nowego Sącza, który pozwał do sądu zatrudniający go szpital.

T_reścią pozwu jest nieprzestrzeganie unijnej dyrektywy dotyczącej czasu pracy. Mówi się w niej o 48 godzinach pracy tygodniowo, wliczając w to także dyżury lekarskie. Doktor Miś wykazał, że pracuje o wiele dłużej. Procesował się ze swoim pracodawcą ponad dwa lata. I wygrał. To pierwszy taki przypadek w Polsce. W ślady dr. Misia zamierzają pójść inni lekarze. Wygrane przez nich procesy mogą kosztować polskie szpitale miliony złotych.
Czas pracy lekarzy w większości szpitali w Polsce wynosi 7 godz. 35 min dziennie. Zaczynają pracę o 7 rano. Kończą o 14.35. Niektórzy (zwykle jeden na oddziale) zostają dłużej, pełniąc tzw. dyżur, który nie jest uznawany za pracę w godzinach nadliczbowych. Trwa on do 7 rano następnego dnia. Zdarza się, że lekarz ma dyżury w dwa kolejne dni. Wówczas pracuje nieprzerwanie ponad 55 godzin.
Doktor Miś najdłużej pracował 31 godzin bez przerwy. Pamięta, że już po siedmiu godzinach nie potrafił uśmiechać się do swoich małych pacjentów i łatwo wpadał w irytację. W czasie procesu wiele razy podkreślał, że występuje nie tylko w obronie własnych praw, ale również praw tych, których leczy.
- _Są ludzie, naktórych praca działa jak narkotyk. Namnie widocznie nie, bo wdwunastej godzinie czuję, że mam dość. Widzę usiebie rozdrażnienie, zniecierpliwienie, niemożność skupienia uwagi nawykonywanej czynności. Kilkakrotnie przeliczam zlecone dawki leków, żeby się nie pomylić. To prawda, że wnocy możnatrochę podrzemać nakanapie, ale to nie jest normalny sen
- uważa doktor Miś.
Kiedyś podczas dość trudnego dyżuru, około trzeciej w nocy, odebrał telefon od pielęgniarki, która poinformowała go o poziomie cukru u dziecka z cukrzycą. To była rutynowa czynność. Odpowiedział niezbyt grzecznie, mamrocząc, że to jakieś nieporozumienie, bo przecież jest we Włoszech. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że mówi od rzeczy, bo we Włoszech owszem był, ale wrócił stamtąd trzy dni wcześniej.
Jego zmęczenie mogło mieć naprawdę bardzo groźne skutki 19 kwietnia 2005 r. Pracował wtedy non stop 28 godzin. Był tak zmęczony, że dziecku opuszczającemu szpital, leczonemu z powodu epilepsji, przepisał metoclopramid, którego nie można było w takim przypadku stosować. - Tak się szczęśliwie złożyło, że matka nie podała leku, bo dokładnie przeczytała ulotkę. Najtragiczniejsze, przynajmniej dla mnie było to, że wiedziałem, iż utego pacjenta nie możnazastosować wspomnianego leku, bo to jasno wynikało z__dokumentacji. Jednak przeoczyłem ten zapis.Byłem pobardzo ciężkim dyżurze. Dodzisiaj czuję ogromny niesmak z_tego powodu -mówi doktor Miś.
Przed sądem domagał się od pracodawcy dodatkowego urlopu za dyżury, a nie pieniędzy. Mec. Lesław Świstuń, pełnomocnik doktora Misia, zwracał uwagę, że pieniądze nie zrekompensują braku wypoczynku.
Na pomysł pozwania szpitala do sądu za nieprzestrzeganie unijnej dyrektywy o czasie pracy wpadł po lekturze informacji zamieszczonej we wrześniu 2003 r. w jednej z gazet. Dotyczyła ona wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości w sprawie niemieckiego lekarza Norberta Jaegera ze szpitala w Kolonii. W Niemczech tylko tzw. aktywna część dyżuru, czyli godziny, które lekarz spędza przy łóżku pacjenta, była zaliczana do czasu pracy. Jaeger w 2003 r. procesował się o uznanie całego dyżuru za normalny czas pracy. Wygrał w sądzie pierwszej instancji. Wyrok został zaskarżony przez pracodawcę lekarza - władze Kolonii. Wówczas niemiecki sąd pracy drugiej instancji zwrócił się do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości o ustosunkowanie się do tej sprawy. Trybunał stanął po stronie lekarza.
- _Zainteresowałem się tą sprawą. Uznałem, że idąc drogą Jaegera, mogę próbować coś zmienić iwswojej pracy
- mówi doktor Miś.
Był wówczas zobowiązany do nawet ośmiu dyżurów w miesiącu. Po dyżurach często zostawał w szpitalu jeszcze kilka godzin. Jako przewodniczący Oddziału Terenowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy kilkakrotnie, po wejściu Polski do UE, poruszał problem dyżurów w rozmowach z dyrekcją szpitala. Bez skutku. Sądził, że sprawa zostanie uregulowana odgórnie, przez polski parlament. Ponieważ tak się nie stało, 14 lipca 2004 r. wniósł pozew przeciw swojemu pracodawcy, a de facto przeciwko państwu.
Sprawa wydawała mu się prosta. Zgodnie z obowiązującą u nas ustawą o zakładach opieki zdrowotnej, godziny lekarskiego dyżuru nie są wliczane do czasu pracy. Za dyżur nie przysługuje więc lekarzowi czas wolny. Jednak przepis ten pozostaje w sprzeczności z zapisami dyrektywy unijnej. A z dniem akcesji Polski do UE do krajowego porządku prawnego zostały wprowadzone przepisy unijne. Według nich lekarz powinien mieć 11 godzin odpoczynku w ciągu doby, a maksymalny czas pracy nie powinien przekraczać 48 godzin tygodniowo.
- Jeżeli wobiegu prawnym istnieją dwa przepisy dotyczące tej samej kwestii -krajowy iunijny, które są ze sobą sprzeczne, wtedy pierwszeństwo zastosowania ma przepis prawa wspólnotowego. Natakim rozumowaniu opierała się argumentacja mojego pozwu - mówi doktor Miś.
Solidnie przygotował się do procesu. Dokładnie wyliczył swój całkowity czas pracy w okresie, o którym mowa w pozwie, czyli od maja do września 2004 r. W tym czasie przepracował, jak się okazało, 1214 godzin i 75 minut, pełniąc 25 dyżurów. Według art. 6 dyrektywy unijnej powinien pracować nie więcej niż 1035 godzin i 21 minut. Ponadnormatywny czas pracy wyniósł więc 179 godzin i 54 minuty, czyli ok. 31 dni roboczych. Żądał za to dni wolnych od pracy.
Występując przed sądem, unikał sformułowania "dyżur lekarski". - Takiego określenia nie ma wprawie unijnym. Jest mowa oczasie pracy, wtym oczasie pracy wgodzinach nadliczbowych io____czasie odpoczynku. Nie ma tam pojęcia "dyżur". Jest ono sztuczne - uważa pediatra z Nowego Sącza.
Pozew złożył dwa miesiące po naszym wejściu do UE. Koledzy gratulowali mu, a pozwany, czyli władze nowosądeckiego szpitala, dziwiły się, że tak szybko się uwinął, zważywszy, iż sprawa jest precedensowa i wymaga dobrego przygotowania od strony prawnej.
W listopadzie 2004 r. Sąd Rejonowy w Nowym Sączu oddalił powództwo lekarza, uznając m.in., że dyrektywy unijne, na jakie się powoływał, nie mają jeszcze u nas zastosowania. Pomyślnego rozstrzygnięcia nie przyniosła także apelacja. Sąd Okręgowy w Krakowie w maju 2005 r., uzasadniając niekorzystny dla lekarza wyrok stwierdził, że lekarz domagał się wolnego czasu za pracę ponadnormatywną, mimo że za tę pracę otrzymał wynagrodzenie. A w takim przypadku Kodeks pracy czasu wolnego nie przewiduje.
W wyniku skargi kasacyjnej wniesionej przez nowosądeckiego pediatrę Sąd Najwyższy uznał w czerwcu 2006 r., że "należy ponownie ocenić czas pracy powoda z uwzględnieniem norm prawa wspólnotowego". SN skierował sprawę do ponownego rozpoznania.
Powtórny proces zakończył się 29 grudnia 2006 roku przed Sądem Okręgowym w Krakowie. Sąd uznał, powołując się na normy Unii Europejskiej, że pediatrze z nowosądeckiego szpitala przysługuje 169 godzin wolnego za przepracowane ponad normę dyżury.
Czesław Miś nie uważa się ani za bohatera, ani za desperata. Prosi, aby zaznaczyć, że od początku mocno wierzył, że wygra. Zwraca uwagę, że w tej sprawie tak naprawdę nie chodziło o 30 dni wolnego, tylko o zmianę systemu organizacji czasu pracy lekarzy w Polsce.
Doktor Miś zdaje sobie sprawę, że nie wszyscy koledzy po fachu mają taki jak on stosunek do dyżurów. Są tacy, którzy nawet o nie zabiegają, żeby dorobić do pensji. Co im powie? Przede wszystkim odeśle do jednego z ostatnich numerów "Gazety Lekarskiej". Opublikowano tam badania dotyczące wpływu zmęczenia na sprawność psychofizyczną lekarza. Okazuje się, że ta sprawność jest obniżona, gdy lekarz pracuje 24 godziny, nawet zakładając, że znajdzie czas na krótką drzemkę. Jego reakcje psychoruchowe mogą być w takiej sytuacji zbliżone do reakcji człowieka, który ma we krwi od 0,6 do 1 promila alkoholu.
A jeśli chodzi o stronę finansową, Czesław Miś obliczył, że dyżur, czyli de facto praca w godzinach nadliczbowych, jest opłacana o około 35 proc. gorzej w stosunku do stawek przewidzianych Kodeksem pracy.
- Jeśli dyżury będą opłacane tak jak godziny nadliczbowe, co wynika zdyrektywy unijnej, lekarze będą mniej pracować, ale zarobią ojedną trzecią więcej. Pozatym, jeśli ktoś będzie miał więcej wolnego czasu, nic nie stoi naprzeszkodzie, żeby pracował podwłasnym szyldem wramach jednoosobowej praktyki lekarskiej. Tego unijna____dyrektywa nie zabrania - dowodzi nowosądecki pediatra.
Artur Puszko, dyrektor Szpitala Specjalistycznego im. J. Śniadeckiego w Nowym Sączu, zdaje sobie sprawę, że sądowy wyrok ma dla tej placówki konkretny wymiar finansowy. Z pozycji zarządcy placówki nie ma sobie nic do zarzucenia, bo działał zgodnie z prawem. Jednak jako lekarz na problem dyżurów patrzy także z innej perspektywy.
- Lekarze, by godziwie zarabiać, zostali zmuszeni dopodejmowania pracy nakilku etatach. Ze szpitala biegną do____przychodni, prywatnego gabinetu. Ci, którym się godziwie płaci, wcale nie oponują, gdy trzeba zostać dłużej - mówi Artur Puszko. Jako przykład podaje przyszpitalną poradnię ortopedyczną, gdzie zatrudnia lekarzy na tzw. subkontraktach. - Są opłacani tak, jakby byli zakontraktowani przez fundusz. Ico? Zrezygnowali zinnych miejsc pracy. Pracują rano wszpitalu, apopołudniu przychodzą doporadni - dodaje.
Jego zdaniem nagłośnienie sprawy dr. Misia przyniesie korzyści środowisku lekarskiemu, bo już najwyższy czas, by problem został rozwiązany na____poziomie znacznie wyższym niż szpitalny.
Piotr Wątoła, członek prezydium Zarządu Krajowego Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, który uczestniczył w rozprawach sądowych, wspierając doktora Misia, twierdzi, że skutkiem korzystnego dla pediatry z Nowego Sącza wyroku może być lawina podobnych pozwów. - Wmoim szpitalu wOświęcimiu są lekarze, którzy łącznie zdyżurami pracują wsumie po400 godzin wmiesiącu. Trudno się zatem dziwić, że kilkudziesięciu kolegów wybiera się dosądu. Wcześniej wysłaliśmy 57 skarg wtej sprawie doKomisji Europejskiej wBrukseli - mówi Piotr Wątoła.
Dyrektorzy krakowskich szpitali przyznają, że z uwagą śledzili proces doktora Misia. W opinii Andrzeja Kuliga, dyrektora Szpitala Uniwersyteckiego w Krakowie, w tych klinikach, gdzie dyżury pełnili dotąd etatowi lekarze, mogą być komplikacje.**W Szpitalu Uniwersyteckim prowadzona jest obecnie symulacja kosztów, jakie poniósłby szpital, gdyby musiał wypłacić ekwiwalent za dyżury, oblicza się także, ile dni wolnych należałoby oddać lekarzom.
Również Andrzej Ślęzak, dyrektor Szpitala im. S. Żeromskiego dotychczas nie miał żadnych sygnałów, żeby któryś z jego lekarzy szykował taki pozew. - Jednak biorę poduwagę, że ktoś może wystąpić ooddanie ponadnormatywnych godzin. Będziemy je oddawać, ale tylko napodstawie prawomocnego wyroku sądowego. Aby wypełnić powstałą lukę, planujemy zatrudniać ludzi zzewnątrz, chcących sobie dorobić - mówi dyr. Ślęzak.
Pozew, który złożył przeciwko swojemu pracodawcy doktor Miś, na pewno był jednym z istotnych czynników mających wpływ na podjęcie przez resort zdrowia prac nad nowelizacją ustawy o zakładach opieki zdrowotnej. Przewiduje ona włączenie dyżuru lekarskiego do czasu pracy. Lekarze nie będą już zmuszeni do pełnienia dodatkowych dyżurów. Co najwyżej będą mogli dobrowolnie na nie się godzić. Krzysztof Bukiel, szef Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Lekarzy, ocenia tę inicjatywę pozytywnie, twierdząc, że wychodzi ona naprzeciw oczekiwaniom lekarzy.
dyrektywa
2003/88/WE
Kraje UE obowiązuje dyrektywa 2003/88/WE, która stanowi, że czas pracy to każdy okres, podczas którego pracownik pracuje lub pozostaje w miejscu pracy do dyspozycji pracodawcy, gotowy do działania i spełniania swoich obowiązków. W świetle tych uregulowań, do czasu pracy należy zaliczyć również cały czas dyżuru pełnionego w zakładzie pracy, łącznie z okresami odpoczynku i snu w czasie dyżurowania. Taką wykładnię dyrektywy dał Europejski Trybunał Sprawiedliwości w precedensowym orzeczeniu z 9 września 2003 r. w sprawie miasto Kolonia przeciwko Norbertowi Jaegerowi. Sędziowie uwzględnili roszczenia lekarza o uznanie całego dyżuru za czas pracy i wypłatę wynagrodzenia za dyżur jak za godziny nadliczbowe. Ocenia się, że zdecydowana większość państw członkowskich Unii nie stosuje się do tak rozumianej wykładni unijnej dyrektywy. Mówi się w niej, że tygodniowy wymiar normalnego czasu pracy nie powinien być większy niż 48 godzin. Pracownikom, w tym lekarzom, przysługuje minimalny poziom ochronny: 8 godzin pracy na dobę, jeśli praca jest wykonywana w porze nocnej - 11 godzin nieprzerwanego wypoczynku dobowego, 24 godziny nieprzerwanego odpoczynku raz w tygodniu. Pracodawcy powołują się na klauzulę, zawartą w dyrektywie 2003/88/EC, w myśl której mogą odejść od maksymalnie 48-godzinnego czasu pracy, o ile uzyskają na to indywidualną zgodę pracownika, lecz zawsze pod warunkiem przyznania równoważnych okresów odpoczynku. (G)
Grażyna Starzak

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski