Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprawa „taterników”, sprawa „Kultury”

Cecylia Kuta, Historyk, pracownik Oddziału IPN w Krakowie
fot. „tygodnik Powszechny”
24 lutego 1970. Zapadają wyroki w procesie studentów przemycających do Polski książki paryskiej „Kultury”. Prawdziwym celem komunistycznych sędziów był ich wydawca Jerzy Giedroyć.

Proces »taterników« zakończony, dostali od trzech do czterech lat, trochę mniej niż chciał(a) prokurator. Dziwny to proces, jako że publiczność nie wie w gruncie rzeczy, o co chodzi: co przemycali, co pisali, czego chcieli” – notował w swoich „Dziennikach” Stefan Kisielewski o zakończonym 24 lutego 1970 r. procesie grupy młodych ludzi, którzy przemycali z Polski przez Tatry maszynopisy, drukowane później przez Instytut Literacki w Paryżu, a przynosili do kraju wydawnictwa emigracyjne. W sprawie tej aresztowano blisko trzydzieści osób, ale w głównym, pokazowym procesie przed sądem stanęło pięć: Jakub Karpiński, Maciej Kozłowski, Małgorzata Szpakowska, Krzysztof Szymborski i Maria Tworkowska.

Pomysł narodził się na przełomie lat 1968–1969. Wówczas to przebywający we Francji członkowie Klubu Wysokogórskiego – Maciej Kozłowski i Andrzej Mróz spotkali się z Jerzym Giedyrociem. W rezultacie tego spotkania powstały plany stworzenia swego rodzaju szlaku przerzutowego przez Tatry. Szlak miał być dwukierunkowy. Giedroyciowi zależało bowiem, by z Polski za granicę trafiały materiały zawierające informacje o sytuacji politycznej oraz dokumenty wydarzeń Marca 1968 r.

Przemytniczy szlak
Pomysł zaczęto realizować w styczniu 1969 r. Maciej Kozłowski, wykorzystując swoje doświadczenia wspinaczkowe, przekroczył granicę z pierwszą partią dokumentów, które później znalazły się w wydanych przez Instytut Literacki książkach „Wydarzenia Marcowe 1968” oraz „Polskie przedwiośnie”. Odtąd Kozłowski i Mróz wraz ze zorganizowaną przez siebie grupą kilkakrotnie przemycali z Polski kolejne partie dokumentów, a przynosili paryską „Kulturę” oraz ponad tysiąc egzemplarzy książek wydanych na emigracji. Najczęściej działali w dwuosobowych zespołach.

Zimą szlak wiódł przez zachodnie partie Tatr – Rakoń, Dolinę Chochołowską. Latem natomiast korzystano z dostępnej dla doświadczonych wspinaczy trasy przez Rysy. Szczelnie opakowane książki zostawiano w umówionym miejscu na granicy od strony słowackiej. Następnie inna osoba przenosiła je przez granicę na polską stronę i również zostawiała ukryte. Potem zabierał je stamtąd ktoś inny, a następnie rozprowadzał po kraju. Zdarzało się, że przekazany przez partnera plan okazywał się niedokładny i kilka dni poszukiwano ukrytych książek.

Małgorzata Szpakowska po latach sceptycznie oceniała stronę organizacyjną przedsięwzięcia: „Ludzie, którzy w to się zaangażowali, byli pełni dobrej woli, ale jakby w ogóle nie brali pod uwagę konsekwencji, które ze tego powodu mogą wyniknąć. Nie była to wystarczająco staranna konspiracja. Siłą rzeczy – do przenoszenia książek przez Tatry wybrano ludzi, którzy raczej mają kwalifikacje taternickie, a nie kwalifikacje konspiracyjno-opozycyjne, co dało niestety fatalne rezultaty potem w śledztwie, kiedy ci ludzie wykazali znaczną i bezsensowną szczerość w swoich zeznaniach i po prostu się ciężko przestraszyli”.

„Dywersyjne rzemiosło”
Pierwsi, 27 maja 1969 r., zostali aresztowani przez czechosłowacką służbę bezpieczeństwa StB (Státni Bezpečnost) Maciej Kozłowski i Maria Tworkowska. Po kilkunastu godzinach przekazani zostali władzom polskim, na polecenie których ich aresztowano. Kilka dni później nastąpiły kolejne aresztowania zarówno wśród osób biorących udział w akcjach przerzutu, jak i zupełnie przypadkowych.

Maciej Kozłowski na łamach 24 numeru podziemnego pisma „Arka” z 1988 r. wspomniał: „Osobliwy był skład ławy oskarżonych. Zasiedli na niej Kozłowski i Tworkowska, przy których obok książek i »Biuletynu Nieocenzurowanego« znaleziono także list Jerzego Giedroycia; Jakub Karpiński, który – co nie zostało jednak dowiedzione – zajmować się miał pisaniem i zbieraniem materiałów dotyczących Marca; znajomy Kozłowskiego sprzed wyjazdu na Zachód Krzysztof Szymborski, wreszcie Małgorzata Szpakowska. [...] Osobliwość ławy oskarżonych polegała przede wszystkim na tym, że zasiadający na niej nawzajem się nie znali.” Biorący bezpośredni udział w przerzucie materiałów poeta, pieśniarz Jan Krzysztof Kelus oraz geolog, alpinista Maciej Włodek, nie występowali w głównym procesie jako oskarżeni, lecz jako świadkowie. Prawdopodobnie wynikało to z faktu, że Włodek był wnukiem honorowanego przez władze literata Jarosława Iwaszkiewicza i włączenie go do sprawy byłoby kłopotliwe dla włodarzy PRL.

Proces wykorzystano do celów propagandowych. W oficjalnej prasie nazywano oskarżonych „adeptami dywersyjnego rzemiosła”. Przedstawiano ich jako zagubionych młodych ludzi, którzy do przestępczej działalności zostali wciągnięci podstępem przez Jerzego Giedroycia, określanego jako „cynicznego gracza na żołdzie CIA”. Mimo tych ataków, jak zaznaczał Jan Krzysztof Kelus, „bezpiece nie udało się w procesie »taterników« skaleczyć »Kultury« paryskiej. Udało jej się natomiast rozbić i zdezintegrować grupę ludzi, którzy się tym przemytem książkowym zajmowali”.

Kelus wspomniał: „Wszyscy aresztowani składali w śledztwie zeznania. Jedynym sprawiedliwym w Sodomie był Jakub Karpiński, który w śledztwie odmówił składania zeznań. Naciski były duże, gdyż – choć nikt nas nie maltretował fizycznie – to psychicznie dawali nam nieźle w dupę. Na Rakowieckiej mnie np. przesłuchiwano wówczas około 100 razy. Po osiem godzin dziennie. Dodatkowo było to dobrze zorganizowane laboratorium śledcze: każdy z nas siedział w celi z kapusiem (więźniem karnym, który był współpracownikiem bezpieki i aktywnie brał udział w wyciąganiu informacji od naiwnych i niewprawnych klientów, jakimi bezsprzecznie byliśmy). W efekcie wszyscy – z wyjątkiem Kuby Karpińskiego – prędzej czy później zaczęliśmy składać zeznania. Jedni po dniu, drudzy po paru miesiącach. Strategie i wybory sposobu zeznawania były różne, ale powód był jednak zawsze ten sam. Strach.”

Książki na stole
W trwającym od 9 do 24 lutego 1970 r. procesie czterem oskarżonym: Kozłowskiemu, Szymborskiemu, Karpińskiemu i Tworkowskiej zarzucono „wejście w porozumienie z występującym w imieniu obcej organizacji Jerzym Giedroyciem w celu działania na szkodę Państwa Polskiego”. Natomiast Szpakowska została uznana winną tego, że „w celu rozpowszechniania opracowywała, sporządzała, a następnie kolportowała teksty i ulotki zawierające fałszywe wiadomości [...] mogące wyrządzić istotną szkodę interesom Państwa Polskiego”. Kozłowski został skazany na 4,5 roku więzienia, Karpiński na 4 lata, Szymborski i Tworkowska na 3,5 roku, a Szpakowska na 3 lata.

Proces przeszedł do historii jako „sprawa taterników”, chociaż spośród oskarżonej piątki jedynie Kozłowski i Szymborski zajmowali się taternictwem. W istocie wymierzony był on przeciwko Giedroyciowi. Stając przed sądem, Jakub Karpiński mówił: „Prokuraturze nie chodzi tu w istocie o to, kto się z kim porozumiewał i w jakim celu. Chodzi natomiast o książki i artykuły. Chodzi o to, żeby w myśl zasady »i nie wódź nas na pokuszenie« – ustrzec obywateli PRL przed lekturą rzeczy nieprawomyślnych.

W istocie zatem w myśl owej hipotezy proces ten byłby, po pierwsze, procesem przeciwko książkom i przeciwko słowu, po drugie, procesem przeciwko paryskiej »Kulturze«. Nie można jednak posadzić na ławie oskarżonych ani książek, ani Jerzego Giedroycia. Posadzono na ławie oskarżonych nas. Książki leżą na stole sędziowskim. Jeśliby ta hipoteza o motywach kierujących organami ścigania była słuszna, to instytucje te okazałyby rodzaj zbiorowego myślenia podobny do tego, który kierował projektodawcami zdjęcia »Dziadów«. Myślenie to jest mieszaniną paranoi ze złudzeniem totalnej manipulacji”.

Sprawdziły się zatem słowa Stefana Kisielewskiego, który już na początku procesu prognozował: „Cel całej chryi jasny: przedstawienie G[iedroycia] nie jako wydawcę i intelektualistę, lecz jako agenta i »wroga«. Po co? Aby odstraszyć gryzipiórków od pisywania do niego. Rzecz się, od strony procesu, na pewno uda: chłopcy nagadają głupstw, aby ocalić skórę. A jak się nie uda, to i tak prasa napisze przeciwnie i nikt tego nie sprawdzi, bo na proces wpuszczą tylko wybranych”.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski