Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedając dziecięcą radość

SYP
„Bańkowy potentat” Jakub Bochenek, fot. Marcin Warszawski
„Bańkowy potentat” Jakub Bochenek, fot. Marcin Warszawski
Tęczowe kolory, pilnie strzeżona receptura i studencka pomysłowość. Efekt – „bańkowy” potentat i radość kupowana w płynie.

„Bańkowy potentat” Jakub Bochenek, fot. Marcin Warszawski

Ciepły wiosenny dzień. W Krakowie tłumy turystów. Przez Rynek ciężko przejść od wczesnych godzin porannych. Nagle od strony kamienicy pod Krzysztoforami wlatuje na rynek błyszcząca kulka. Jedna. Piąta. Setna. Ludzie, jak zahipnotyzowani idą w kierunku, z którego przylatują małe mydlane bańki. Kilkanaście metrów dalej tłum. Nad głowami setki małych bąbelków.

Przeciskam się do przodu by zobaczyć, co tak bardzo zaintrygowało przechodniów. Okazuje się, że za murem z ludzi z każdą sekundą mydlana bańka staje się coraz większa. Ma jakieś półtora do dwóch metrów. Ludzie przeglądają się w błyszczącej powłoce. Nagle powiało trochę mocniej. Ułamek sekundy i tęczowa bańka znika ku uciesze dzieci mocząc wszystkich w pierwszym rzędzie. Wszystko dzieje się na wąskim chodniku przy ulicy Szczepańskiej przed witryną jednego ze sklepów. Nie było by w tym nic dziwnego. Tylko czy widział ktoś sklep, gdzie ludzie kupują mydlane bańki?

Studencka pomysłowość nie zna granic, czyli pilnie strzeżona receptura

Jedni pracują na zmywaku, inni gonią z kursu na kursu, walczą o staże i kolejne referencje, a jeszcze inni mają po prostu pomysł na biznes i trochę pasji.

Jakub Bochenek, który stał się „bańkowym potentatem” nie tylko w Krakowie, Polsce czy Europie, wypracował sobie tak silną pozycje na rynku, że w niedalekiej przyszłości będzie konkurować z wielkimi firmami z całego świata. – Tak naprawdę na międzynarodowym rynku są tylko trzy firmy produkujące płyn do robienia dużych baniek mydlanych. Amerykańska, której specyfik jest czterokrotnie droższy, niemiecka z ceną dwa razy wyższą i nasza - opowiada Tomek, człowiek z bańkowej ekipy.

Choć pomysł by stworzyć płyn do baniek zrodził się kilka dobrych lat temu to praca nad samą recepturą trwała trzy lata. Godziny spędzone przy odmierzaniu proporcji, próby gęstości, notatki, wzory. Jednym słowem niezła chemia. Efekt – nawet czterometrowe bańki, w których zmiesi się człowiek od stóp po czubek głowy.
Receptura na płyn jest pilnie strzeżona. Oprócz Kuby, który każdego tygodnia w swoim małym laboratorium przygotowuje setki litrów magicznego specyfiku nikt nie wie, co znajduje się plastikowych butelkach. Dopiero do rozlewania płynu do pojemników dopuszczeni są pracownicy. – Zaczynałem od puszczania baniek na Rynku Głównym. Początkowo korzystałem z przepisów znajdujących się w internecie. Nie zawsze byłem zadowolony z efektów pracy na takim płynie. Banki szybko pękały lub były zbyt małe – wspomina Jakub Bochenek. Pokazy, które były specyficznym poligonem doświadczalnym były okazją by, jak sam wspomina, zbierać do kapelusza na przyszłą firmę.

Gdy wreszcie po trzech latach zabawy z chemią udało się stworzyć idealny specyfik ruszyła sprzedaż. Najpierw w internecie, bo kto by kupował bańki mydlane w sklepie. Jednak, gdy rynek okazał się chłonny przyszedł czas na rozpoczęcie sprzedaży stacjonarnej. __

– Długo zastanawiałem się nad lokalizacją sklepu. Każdy, kto słyszał, że chce otworzyć punkt z bańkami mydlanymi pukał się w głowę i pytał, co będzie w tym sklepie oprócz baniek. Zależało mi by, ktoś uwierzył, że to się może udać – _wspomina Jakub Bochenek. Ostatecznie po krótkiej sprzedaży w „Bonarce” udało się uruchomić punkt na Szczepańskiej. Ludzie nadal nie wierzyli i kręcili głową z niedowierzaniem. _– W ścisły centrum miasta wynajem nawet najmniejszego lokalu to koszt od pięciu do kilkunastu tysięcy złotych miesięcznie. Ze sprzedaży trzeba jeszcze zarobić. Jednak tu nie ma z tym problemu – _zapewnia Tomek. Po jakimś czasie pojawił się drugi sklep vis a vis Teatru im. Juliusza Słowackiego. Na tym jednak nie koniec. W systemie franczyzy mają powstać sklepy w innych miastach. Prawdopodobnie pierwszym miastem, oprócz Krakowa, które na stałe zostanie opanowane przez bańki będzie Gdańsk. Jednak Polska zaczyna się kurczyć. W przeciwieństwie do baniek. _– Na krajowych targach swoje produkty prezentuje maksymalnie około 100 wystawców. Dopiero na zachodzie na przykład w Niemczech, gdzie spotyka się 3 tysiące przedsiębiorców jednocześnie, można mówić o robieniu interesów – twierdzi Jakub Bochenek.

Jednak na brak zainteresowanych „bańkowy król” narzekać nie może. Ma już za sobą akcję dla dużej firmy, kiedy to przez kilka nocy rozlewał w małe buteleczki swój magiczny eliksir. _– Zamówienie było duże. Trzeba było w krótkim czasie przygotować 40 tysięcy porcji. Kuba jest osobą, która zawsze podejmuje wyzwanie. Udało się mu się wtedy zarobić na pierwszy samochód – _wspomina Tomek.

Nie kupujesz kota w... bańce

Największe oblężenie jest oczywiście przed różnymi okazjami, kiedy to rodzice szukają w ekspresowym tempie wyjątkowego prezentu. Mikołajki, Dzień Dziecka, Boże Narodzenie. Wtedy do sklepu trudno wręcz wejść. Na kilkunastu metrach kwadratowych tłoczą się wtedy mali fani mydlanej zabawy oraz ci starsi, którzy przyszli tu tylko kupić coś swoim pociechom. Często jednak wychodzą z drugim kompletem bańkowej maszynerii. Dla siebie. A jest, w czym wybierać.
Tu bańki robi dosłownie wszystko, co leży na półkach. Pistolety, kaczki, delfiny, tradycyjne „dmuchawki” czy wielkie sznurkowe pętle. _– Oczywiście zdarza się, że coś zawiedzie, zepsuje się po kilku dniach. Jednak nie ma sytuacji żeby klienci żądli zwrotu pieniędzy. Każdy chce mieć dużo radości Proszą o wymianę, a tu nie ma z tym problemu – _mówi Tomek, który doradza klientom zazwyczaj w weekendy.

Tu nie ma pytań bez odpowiedzi. Ekspedienci zawsze doradzają, która zabawka dostarczy dziecku najwięcej radości. Jednak, jak mówią ludzie z bańkowej firmy, oprócz płynu, największym zainteresowaniem cieszy się ich autorski produkt, czyli sznurki do gigantycznych baniek. _– Formuła płynu została tak opracowana by pozwalała na robienie naprawdę dużych baniek. Maksymalny rozmiar dochodzi do czterech metrów jednak by osiągnąć taki efekt potrzebna jest duża wilgotność powietrza. Najlepiej takie przedsięwzięcia podejmować po burzy – _tłumaczy Tomek. Dodaje, że metrową bańkę potrafi zrobić każdy nawet początkujący.

Miliony krakowskich baniek oraz szansa na własne niebo

Trafić do „bankowego królestwa” nie trudno. Wystarczy iść w stronę skąd lecą banki. Przed każdym ze sklepów umieszczona została specjalna wytwornica, która produkuje 4 tysiące baniek na minutę. Czyli na sekundę w powietrza wzbija się chmura ponad 60 błyszczących kuleczek. Biorąc pod uwagę, że sklep jest czyny od 8 do 10 godzin dziennie w skali miesiąca krakowskie niebo wypełnione jest milionami mydlanych baniek.

Jednak oferta nie kończy się tylko na bańkach. Oprócz płynu firma rozpoczęła dystrybucję urządzeń do robienia...chmur. Na obecną chwilą i w tej dziedzinie są także jedyni w Polsce. Chmurki z piany mogą unosić się na wysokość od 10-150 metrów i utrzymują się w powietrzu do 20 minut. Rozmiar zależy od urządzenia, jakim obłok jest wytwarzany. Najmniejsza maszyna, która trzeba obsługiwać ręcznie daje możliwość tworzenia chmur o średnicy do 38cm. Większe modele w pełni zautomatyzowane produkują już większe kawałki „nieba” o średnicach odpowiednio 125 cm oraz 250 cm. Ciekawostką jest fakt, że chmurki można formować w dowolny kształt wycinając w płycie pilśniowej lub grubej tekturze nawet bardzo skomplikowane wzory. Całość zasilana jest helem.

Dzieciństwo każdego dnia

Choć odbiorcami większości zabawek na baterie, które oprócz robienia baniek świecą i wydają różne dźwięki są dzieci to w sklepie można spotkać ludzi w każdym wieku. _– Przychodzą do nas nawet osoby po sześćdziesiątce. Ostatnio był pan, który jak sam mówił miał osiemdziesiąt lat i pistolet do robienia baniek kupował dla siebie – _mówi Tomek.
Wydawać by się mogło, że bańki mydlane to zwykła rzecz. Nic bardziej mylnego. Technika i pomysłowość nie znają granic, dlatego na sklepowych półkach znaleźć można bańki trójwymiarowe, które należy puszczać w specjalnych okularach, długopisy puszczające banki mydlane, a także bańki niepękające, które utrzymują się nawet do dwóch dni. Do tego bańki w bańce, a także opcja bezpłatnego zamykanie w dwumetrowej bańce.

Zdarzają się jednak osoby, którym udzielająca się wszystkim bańkowa radość przeszkadza. _– Pamiętam sytuację, gdy kiedyś przyjechał jakiś poseł do pobliskiego hotelu i przyszedł z pretensjami, że bańki lecą na jego auto. Wezwał nawet Straż Miejską. Przybyły na miejscu patrol udzielił mi upomnienia, jednak zakazać puszczania baniek nie mogli, bo nie ma takiego paragrafu – _wspomina z uśmiechem Tomek.

Krakowski sklep z bańkami to specyficzne miejsce. Zawsze dużo się tu dzieje. W powietrzu unoszą się dziesiątki baniek, sprzedawcy nie nadążają wycierać podłogi, ludzie robią setki zdjęć, kręcone są także filmy.

Są i tacy klienci, którzy przychodzą tylko po płyn, gdyż wszystkie możliwe akcesoria już mają. Jeśli ktoś ma poczucie humoru to za opowiedzenie dowcipu dostaje się 10 % zniżki, oczywiście, jeśli ten będzie śmieszył sprzedających. Na szybie przyklejona informacja, że do sklepu wolno wchodzić z lodami i zwierzętami, a także zawsze uwzględniane są reklamacje.

Ponoć wiele osób zainspirowanych krakowskimi bańkami kupuje płyn by dmuchać bańki mydlane po wyjściu pary młodej z kościoła zamiast sypać ryż. Co ciekawe na wykorzystanie krakowskich baniek pomysłów jest coraz więcej, dlatego możemy być pewni, że tęczowe kule nie znikną spod Wawelu, a być może staną się kolejnym z symboli naszego miasta.

TEKST I ZDJĘCIA MARCIN WARSZAWSKI

[email protected]

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Kto musi dopłacić do podatków?

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski