Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sprzedany narzeczony

Redakcja
W czwartek Beata spotkała Maćka przed sklepem i wystrzelała przy ludziach po pysku, zarzucając mu kłamstwo. Kobietom we wsi bardzo się to podobało. Beatka zaszła w ciążę tak jakoś mimochodem. Nikt nie zauważył, żeby się z kimś spotykała, pisała listy albo chociaż później wracała do domu. To, że żaden z chłopaków nikomu nie wypaplał, że miał z nią przyjemność, też było dziwne, bo o takich sprawach gówniarze przy piwie zawsze się wygadają.

ADAM ŻYWIECKI

ADAM ŻYWIECKI

W czwartek Beata spotkała Maćka przed sklepem i wystrzelała przy ludziach po pysku, zarzucając mu kłamstwo. Kobietom we wsi bardzo się to podobało.

Beatka zaszła w ciążę tak jakoś mimochodem. Nikt nie zauważył, żeby się z kimś spotykała, pisała listy albo chociaż później wracała do domu. To, że żaden z chłopaków nikomu nie wypaplał, że miał z nią przyjemność, też było dziwne, bo o takich sprawach gówniarze przy piwie zawsze się wygadają.
 Ojciec wydedukował, że sprawcą musiał być któryś ze studentów AR, których przyjmował u siebie jesienią na praktykach. Chłopców było siedmiu i Franciszek K. pojechał nawet do akademika, aby ich przepytać, ale nic nie wskórał. Jednego wyrzucili z uczelni, drugi miał urlop dziekański, trzeciemu trafiło się stypendium w Holandii, a czwartego zabił samochód. Pozostali trzej jakoś mu do Beatki nie pasowali, a poza tym żaden się nie przyznał. Córka zdecydowanie odmówiła wskazania ojca dziecka.
 - Dziewczyna jest idento jak matka - narzeka Franciszek K. - Podobna z wyglądu, tak samo zacięta i łatwopylna.
 - Jaka?
 - Czy pan myśli, że ja chciałem mieć sześcioro dzieci? Czasem się bałem na nią popatrzeć, bo mi się zdawało, że od spojrzenia zachodzi w ciążę. Z Beatką musiało być tak samo - raz się zapomniała i masz - od razu dzidziuś.
 Pan Franciszek przyznaje, że poniekąd

na skutek płodności

świętej pamięci małżonki uzyskał obecną pozycję społeczną. Płaca magazyniera w Gs-ie nie wystarczała na utrzymanie rodziny, więc musiał zająć się czymś innym. Pożyczył od brata z Ameryki pieniądze, kupił ciężarówkę i jeszcze za PRL miał firmę jak się patrzy. Potem wszedł w branżę budowlaną i dziś zatrudnia 120 ludzi, a sześć lat temu wziął po upadającej spółdzielni produkcyjnej osiemset hektarów gruntu oraz wszystkie budynki i jest jednym z największych rolników w województwie.
 Przed trzema laty żona Franciszka K. zmarła, co przygnębiło go na dłuższy czas. Najbardziej żal mu było Beaty, bo szesnastolatce bez matki ciężko. Pozostałe dzieci są już na swoim, i to niekiepskim. Dwóch najstarszych synów brat ustawił w Ameryce jak trzeba i mają za oceanem własną firmę. Najmłodszy prowadzi to wielkie gospodarstwo rolne. Obie starsze córki wyszły za mąż, przy czym ojciec pobudował im domy i pomógł mężom rozkręcić działalność gospodarczą.
 Wiosną zeszłego roku pojechał pan Franciszek do sanatorium na kurację i przywiózł stamtąd... asystentkę. Wszyscy we wsi od razu wiedzieli, w czym rzecz, gdyż szykowna pani pod czterdziestkę zamieszkała w domu biznesmena. Pani Rysia bynajmniej nie asystowała mu w pracy, ale przy zakupach w stolicy województwa i w łóżku.
 Potem, kiedy Beata zaszła w ciążę, poszła plotka, że zrobiła to na złość ojcu, bo sprowadził do domu obcą kobietę.
 - Wie pan, ile ona mi wstydu narobiła?
 - Kto?
 - Beatka naturalnie! Przecież ja jestem przewodniczącym rady parafialnej i z proboszem spotykam się co niedzielę oraz co środę na kartach.
 Franciszek K. zaczął główkować, jakby uratować swoją pozycję wzorca moralnego. Jako najbogatszy człowiek w gminie, oprócz stanowiska w radzie parafialnej pełni inne odpowiedzialne funkcje: szefa lokalnej OSP, prezesa Ludowego Klubu Sportowego, założyciela i jedynego donatora Fundacji Rozwoju Wsi, o przewodnictwie w Komitecie Gazyfikacyjnym nie wspominając.
 O aborcji nawet nie bąknął z powodów religijnych oraz w trosce o zdrowie dziewczątka. Chodziło mu po głowie, żeby posłać Beatę do jej braci w USA, ale pannica w maju miała maturę, a on chciał, żeby ją zdała.
 Pozostawało więc znaleźć dla córki męża. Pomysł oczywiście nie jest nowy i zawsze niełatwy do przeprowadzenia. Żeby nie było obciachu, kawaler powinien być w odpowiednim wieku i co najmniej

przystojniejszy od diabła,

żeby ludzie nie mieli kolejnego powodu do kpin. Dobrze byłoby przy tym, żeby miał godziwą pracę, dzięki której mógłby utrzymać rodzinę, no i jeszcze, żeby akceptowała go przyszła panna młoda.
 Dwoma ostatnimi kryteriami Franciszek K. zupełnie się nie przejmował. Ma tyle forsy, że troje darmozjadów potrafi wyżywić. A co do Beatki, to kiedy powziął postanowienie, zapowiedział córce, że musi wyjść za tego, którego on wskaże i już.
 Czasu było mało, więc przyszły dziadek zrobił wśród chłopaków ze wsi wstępne rozeznanie. Najfajniejsi junacy już żonaci. Leszek był przystojny, ale nadmiernie pił, co zresztą dotyczyło większości młodzianów. O Waldku opowiadano, że ma w okolicy dwoje nieślubnych dzieci i na żadne nie płaci alimentów, zgodnie z logiką zważywszy, że nigdzie nie pracował i żył z matczynej renty. O Józku gadano, że podkradał forsę z kasy stacji benzynowej, w której pracował i dlatego go wyrzucili z roboty.
 W niedzielę prowadził pan Franciszek zebranie OSP i wypatrzył wśród druhów Maćka. Chłopaczyna Adonisem nie był, lecz powierzchowność miał przyjemną. Zawsze grzecznie się kłaniał, na zebrania chodził chętnie i w paru akcjach ochoczo brał udział. Jakiś czas temu były wprawdzie podejrzenia, że sam podpalił stóg pod lasem, żeby było co gasić, lecz takie rzeczy opowiadają o co drugim członku OSP, więc nie było się czym przejmować. Pracował w sklepie rolniczym jako sprzedawca, a więc poniekąd inteligent. Przy tym nieraz, jak czekał na autobus, miał w ręku gazetę albo książkę.

"Ideał!"

- pomyślał biznesmen K. i swoim zwyczajem zaczął kuć żelazo póki gorące. Stwierdził w obliczu gremium, iż sprawy Straży absorbują go tak intensywnie, że powinien mieć zastępcę i zgłosił kandydaturę... Maćka właśnie. Sala zgłupiała z zaskoczenia, ale ponieważ zawsze jednogłośnie głosowała za wnioskami pana Franciszka, stało się tak i tym razem.
 W następnych dniach przyszły teść dochodził z przyszłym zięciem do konfidencji. Kupił Maćkowi telefon komórkowy i chłopak był na każde zawołanie. K. dzwonił kilka razy dziennie i Maciek spędzał w jego domu wszystkie popołudnia.
 - Dlaczego właśnie jego wybrał? - zastanawali się wszyscy.
 Franciszek K. tymczasem odbył z chłopakiem rozmowę zasadniczą.
 - Podoba ci się Beatka? - spytał, kiedy siedzieli na tarasie przy wieczornym piwku.
 - No! - odparł młodzian.
 - A tak... załóżmy teoretycznie... Ożeniłbyś się z nią?
 - Pewnie! - odpowiedział Maciek i aż mu się oczy zaświeciły, nie wiadomo - do dziewczyny, czy też do majątku pana Franciszka.
 - No to przysięgnij się, że nikomu nie powiesz ani słowa o tym, co teraz usłyszysz.
 Chłopak położył dłoń na sercu i złożył przyrzeczenie.
 - Beatka jest w ciąży - wyjawił K. - ale chyba cię to nie zraża? Bądźmy nowocześni, dziewczynie się zdarzyło, a i tak wszystkie dzieci są nasze. Tamten gdzieś pofrunął, więc zostałeś sam

na placu boju,

a dziewczyna jest jak złoto, sam wiesz. Myślę, że się z nią dogadacie, a przy mnie źle miał nie będziesz, chyba wiesz...
 Maciek ochoczo przytakiwał skinieniem głowy, więc K. poszedł do barku, wyjął litrową flaszkę czystej, wręczył swemu zastępcy w OSP i dał instrukcję:
 - Postawisz chłopakom i niby przypadkiem się wygadasz, że zrobiłeś Beatce dziecko i musisz się żenić. Masz powiedzieć, że nie robisz tego z musu, bo jesteś zakochany, więc i tak byś się ożenił, ale jakby skończyła szkołę. Jak się dowiem, żeś o tej miłości nie powiedział, to ci nogi z d... powyrywam!
 Maciek nader ochoczo wypełnił polecenie i nazajutrz, kiedy K. wstąpił do kiosku po papierosy, usłyszał od kioskarki:
 - A co to, panie prezesie, wesele się u pana szykuje?
 - No tak, wie pani, jak to teraz młodzi: sami się dogadują, sami decydują.
 W środę wieczorem, jak co tydzień, wpadł na karty ksiądz proboszcz i przy piątym rozdaniu filozoficznie zauważył:
 - Wie pan, panie Franciszku, ja jednak jestem starej daty. Kiedy zaczynałem pełnić posługę kapłańską, młodzi poznawali się, zakochiwali się w sobie, żenili, a potem mieli dzieci. Teraz jest dokładnie na odwrót.
 K. aluzję pojął i próbował się tłumaczyć, ale ksiądz przerwał mu machnięciem ręki:
 - Dobrze chociaż, że chce mieć to dziecko.
 W czwartek Beatka spotkała Maćka przed sklepem i wystrzelała przy ludziach po pyszczysku, zarzucając mu kłamstwo. Kobietom we wsi bardzo się to podobało.
 - Dobra krew! Ma swój honor dziewczyna, miłość miłością, ale powinien był trzymać gębę na kłódkę - komentowały z uznaniem.
 Chłopak przyleciał na skargę, ale pana Franciszka nie było w domu, więc przyjęła go pani Rysia. Była w intrygę, jak się okazało, wtajemniczona.
 - Niech pan się nie denerwuje, panie Maćku - tłumaczyła. - Beata na razie nic nie wie o ślubie, bo chcieliśmy ją delikatnie przygotować, tymczasem

wieści rozchodzą się

tak prędko... Pan Franio powie jej o co chodzi i będzie okay.
 - Ale ja chrzanię taką żonę, żeby mnie przy kumplach okładała jak sobakę! Ja jeszcze muszę tę życiową decyzję przemyśleć - wściekał się Maciek.
 Kiedy asystentka powtórzyła rozmowę swemu szefowi, ten się zafrasował. "Co będzie, jeśli smyk się wycofa?" - myślał gorączkowo. I postanowił posłużyć się argumentem nie do odrzucenia.
 Zabrał przyszłego zięcia do miasta i zawiózł do salonu samochodowego.
 - Które auto chcesz? - spytał.
 Maciek nie wierzył własnym oczom, ale wybrał. Zanim pan K. zapłacił, kazał podpisać chłopcu zobowiązanie, że się ożeni
z Beatką.
 - Ty, chłopak, ze mną trzymaj, to nie zginiesz - obiecywał. - Zwolnisz się teraz ze sklepu i nauczę cię prowadzić firmę, żebyś wiedział, że cię już teraz dopuszczam do rodziny.
 Maciek był bystry i operatywny, szybko nauczył się zarządzania. Co prawda Beata patrzyła nań nienawistnie, lecz przestał się tym przejmować.
 Pewnego dnia K. wezwał go do siebie i oznajmił:
 - Wyjeżdżam na dwa miesiące do Stanów, a ty rób swoje. Tylko bez kantów! Dasz na zapowiedzi i jak wrócę, zrobimy ślub. Bye, bye!
 Przez osiem tygodni pan Franciszek odpoczywał psychicznie w Chicago, z przyjemnością się przyglądając, jak sobie radzą starsi synowie. Kiedy wrócił, rozpoczął przygotowania do weseliska. Ku jego zaskoczeniu Beata, choć milcząca i z zaciętą twarzą, nie protestowała, kiedy wiózł ją i po ślubną suknię, i potem do kościoła.
 Podczas ceremonii jednak, na pytanie duchownego, czy chce wziąć Maćka za męża, odpowiedziała twardo:
 - Nie!
 Do zawiązania związku nie doszło i zdenerwowany Franciszek K., żeby ratować sytuację i weselne wiktuały, zdecydował się wziąć nagły... ślub z panią Rysią!
 Podczas niedzielnych poprawin ktoś szepnął mu na ucho, że dwaj bracia Maćka, mieszkający w sąsiednich wsiach i od lat na bezrobociu, mają postawione budynki w stanie surowym. Wściekły K. pojechał do niedoszłego zięcia, każąc sobie oddać samochód i pieniądze, ale usłyszał:
 - Wała! Dosyć się wstydu przez was najadłem, więc musicie zapłacić!
 Zdesperowany wszczął proces sądowy, a tymczasem zauważył, że mu po domu nie tylko córka chodzi z brzuchem, ale i świeżo poślubiona żona! Franciszek K. umie liczyć i po rozmowie z lekarzem wyszło, iż podczas poczęcia on był w Stanach! Przyparta do muru pani Rysia wyznała wśród szlochów, że sprawcą jej ciąży jest... Maciek, który podczas nieobecności szefa zakrzątnął się nie tylko wokół jego interesów!
 Zmuszony przez poczucie honoru pan Franek wyrzucił z domu małżonkę i jej walizki. Beata urodziła piękną córeczkę i zdała maturę. Pół roku później odwiedził familię K. niegdysiejszy student - praktykant, który wrócił ze stypedium w Holandii. Ucieszył się, że ma dziecko i złożył oficjalne oświadczyny.
 - Przez cały rok gawędziliśmy sobie z Beatką przez telefon - powiedział przyszłemu teściowi - ale nic mi nie powiedziała o ciąży, bo nie chciała, żebym rzucił stypendium. To wspaniała dziewczyna!

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski