Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sralin

Redakcja
Na początku lat 50. ub. wieku w mojej szkole podstawowej w Nowym Sączu pani kazała przyjść do klasy rodzicom.

FELIETON

- Zbliżają się, jak państwo wiedzą, urodziny Józefa Stalina. Każdy uczeń napisze list z najgorętszymi życzeniami. Listy powinny być napisane sercem, starannie, bez błędów, kleksów, oślich uszu i tak dalej. Proszę dopilnować, bo towarzysz Stalin wie wszystko, a nie może się wstydzić za polskie dzieci wobec tych osób, z którymi na pewno zechce się podzielić wrażeniami z lektury.

Obdarzeni zdrowym instynktem samozachowawczym rodzice (liczeni w milionach, nie tylko w Polsce) dopilnowali, co trzeba, a efekty można do dziś oglądać w gigantycznym, przezroczystym szklanym słoju w muzeum Najlepszego Przyjaciela Dzieci w gruzińskim Gori. Mojego listu tam nie ma, a przynajmniej nie tkwi - Bóg czuwa nad niewinnością - w widocznym miejscu. W latach późniejszych bywałem jednak świadkiem ewidentnych przykładów braku szacunku dla Światła Świateł. Wstyd powiedzieć, ale to właśnie "Dziennik Polski" napisał raz o nim - i to w tytule! per SRALIN oraz STALIN SRAŁ NA TRYBUNIE (w tym kontekście nikogo już nie zdziwiły późniejsze rewelacje prognozy pogody: WIATRY Z KIEROWNIKÓW WSCHODNICH). Działo się to, trudno uwierzyć, w Krakowie, mieście, które miało szczęście gościć Stalina dwa razy, tu bowiem wzywał go na konsultacje mieszkający w latach 1912-1914 na Zwierzyńcu Lenin. Pierwszy raz Stalin podobno przeszedł zieloną granicę z Rosji do Austrii pod Słomnikami. Jeszcze za jego życia reporter radiowy Jerzy Janicki odnalazł chłopa, który w tym pomagał. Chłop dociekliwość reportera potraktował jako zainteresowanie samego Przywódcy Światowego Proletariatu, domagał się możliwości złożenia natychmiastowego hołdu i po kilku godzinach - jak pisze Janicki - został aresztowany. Drugi raz Stalin przyjechał już do Krakowa z Rosji pociągiem via Trzebinia, gdzie w bufecie kolejowym zamówił zupę, zapłacił, ale nie zjadł, bo kelner złośliwie zwlekał z podaniem talerza. - A w jakim języku zamawiałeś tę zupę? - pytał potem Lenin. - Po rosyjsku. - W Polsce? Nie rób tu tego więcej, bo umrzesz z głodu.

Być może Kraków chciał zatrzeć złe wrażenie, jakie Józef Wissarionowicz wywiózł z Trzebini, gdyż w roku 1953 w parku Strzeleckim usiadło na cokole dwu mężczyzn obejmujących się gestem kochających inaczej: Lenin i jego najwierniejszy uczeń (Stalin). Po 1956 roku odpiłowano ich od siebie: Lenin z pustymi rękami pozostał, Stalina wywieziono KGB wie gdzie. Ale nawet nieobecny długo budził strach. Zawsze.

Scena z książki Arkadija i Gieorgija Wajnerów "Ewangelia według kata": na stole sekcyjnym kremlowskiego szpitala wśród wianuszka generałów KGB i lekarzy ze skalpelami w drżących dłoniach przerażająco nagie ciało Słońca Ludzkości. Żaden nie chce pierwszy wbić nóż w TAKIE zwłoki. I wydaje mi się, że słyszę głos Ławrentija Berii: - No, tylko ostrożnie, towarzysze doktorzy. Nie możemy dopuścić, by towarzysz Stalin musiał się wstydzić przed Leninem za swoich lekarzy...

Leszek Mazan, dziennikarz, krakauerolog i szwejkolog

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski