Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Środowisko

Redakcja
Pielgrzymka "Środowiska" do Częstochowy FOT. TOMASZ RIEGER (ZDJĘCIE ZE ZBIORÓW STANISŁAWA I DANUTY RYBICKICH
Pielgrzymka "Środowiska" do Częstochowy FOT. TOMASZ RIEGER (ZDJĘCIE ZE ZBIORÓW STANISŁAWA I DANUTY RYBICKICH
Na początku było ich kilkoro, potem kilkanaście osób, z czasem kilkadziesiąt. Dzisiaj "Rodzinka", "Paczka", "Wujkowe towarzystwo" albo "Środowisko" - to chyba trzysta osób. Kilka pokoleń ludzi w różnym wieku, różnych zawodów. Są wśród nich inżynierowie, lekarze, nauczyciele, przedsiębiorcy, politycy, artyści. Łączy ich niezwykła więź.

Pielgrzymka "Środowiska" do Częstochowy FOT. TOMASZ RIEGER (ZDJĘCIE ZE ZBIORÓW STANISŁAWA I DANUTY RYBICKICH

Jej fundamentem jest "niezasłużone szczęście, którym była przyjaźń Wujka" - jak mówi jeden z członków "Rodzinki". "Wujek", czyli Jan Paweł II, wcześniej kard. Karol Wojtyła, dla każdego z nich był Bardzo Ważną Osobą. Tak ważną, że przez wiele lat żaden dziennikarz i wydawca nie potrafili skłonić ich do publicznych zwierzeń na temat tej przyjaźni. Tylko raz, i to na prośbę samego Jana Pawła II, pokusili się o kronikarski zapis życia "Rodzinki". Do dzisiaj nikt z nich nie zdecydował się na upublicznienie bogatej korespondencji, jaką prowadzili z późniejszym papieżem.
*
- Był styczeń 1951 roku - opowiada pochodząca z Bielska-Białej Danuta Rybicka, absolwentka filologii polskiej, emerytowana nauczycielka. - Studiując w Krakowie, mieszkałam w internacie sióstr nazaretanek w parafii św. Floriana w Krakowie. Siostry pozwoliły nam zorganizować zabawę karnawałową, na którą mogłyśmy zaprosić chłopców. Wtedy jedna z moich koleżanek, Teresa, przyprowadziła kilku chłopaków dla tych dziewcząt, które były bez pary. Zabawa udała się znakomicie. Nazajutrz Teresa przyszła do nas i powiedziała: "Słuchajcie, przyprowadziłam wam chłopców, ale teraz musicie to odpracować. Jest w naszej parafii taki sympatyczny ksiądz, który chciałby rozśpiewać kościół. Wiecie, jak ludzie tu marnie śpiewają. Trzeba by nadać ton i siłę temu śpiewaniu. Przyjdziecie?". My - jak to dziewczyny - zapytałyśmy, czy też będą chłopcy. Teresa potwierdziła. A zatem poszłyśmy umówionego dnia do kościoła św. Floriana.
Dr. Stanisława Rybickiego, specjalistę od inżynierii środowiska, obecnie na emeryturze (od ponad 50 lat męża Danuty), do parafii św. Floriana zaprosił w tym samym celu Jacek Fedorowicz, który poznał wcześniej sympatycznego duszpasterza akademickiego i wiedział, jakie ma plany. Ksiądz Wojtyła postanowił bowiem zgromadzić grupkę młodzieży, która poprowadziłaby śpiew kolęd na zakończenie okresu Bożego Narodzenia - w święto Matki Bożej Gromnicznej. Stanisław Rybicki bardzo dobrze pamięta swoje pierwsze wejście na chór w kościele św. Floriana: - Wspinałem się po krętych schodach i w pewnym momencie zobaczyłem najpierw wyczyszczone, ale wysłużone buty, potem sutannę, a w końcu całą sylwetkę księdza w okularach o bardzo miłym i skromnym wyglądzie.
Poznawali się coraz lepiej - między sobą i z księdzem Wojtyłą - przy okazji prób kolędowych, a potem, po koncercie 2 lutego, kiedy rzeczywiście rozśpiewali kościół, ksiądz Wojtyła zaproponował im udział w cotygodniowej mszy św. i naukę śpiewu gregoriańskiego. Nie szło to łatwo, ale ćwiczyli wytrwale. M. in. dlatego, żeby usatysfakcjonować księdza Wojtyłę, z którym zdążyli się zaprzyjaźnić.
Wiosną 1952 roku, w pierwszą niedzielę po Wielkiej Nocy, postanowili całą paczką, oczywiście razem z księdzem Wojtyłą, wybrać się do Zakopanego, by oglądać kwitnące krokusy. Wtedy po raz pierwszy zobaczyli księdza bez sutanny. Jechali całą noc, skracając sobie czas rozmową. Nie bardzo wiedzieli, jak się do niego zwracać. "Proszę księdza" nie wchodziło w grę. Po pierwsze - ktoś mógł się zgorszyć, po drugie - mogła się nimi zainteresować służba bezpieczeństwa.
- Rozmawialiśmy, używając jakichś okrężnych form. W końcu dotarliśmy do Zakopanego. Gdy szliśmy do domu naszej koleżanki, do domu państwa Skawińskich, zastanawialiśmy się, jak zwracać się do naszego księdza. I w pewnym momencie powiedziałam: "Zaproponujmy, żebyśmy mogły do niego mówić Wujku". "Eee, coś ty" - odpowiedziały koleżanki. Wobec tego zapytałam o to samego księdza. I ku naszej radości on to zaakceptował - wspomina Danuta Rybicka.
Tak zaczęły się ich wspólne wycieczki. Najpierw te bliskie, w okolice Krakowa, do Lasku Wolskiego, Tyńca, na Bielany, do Tenczynka. Potem w Beskidy, Gorce, Tatry, okolice Bielska-Białej. Danuta Rybicka podkreśla, że zawsze przed wycieczką była "modlitwa liturgiczna".
- Z dziwną na tamte czasy łatwością i prostotą kontaktował się młody duszpasterz z młodzieżą; był inny tą innością, która wyprzedzała jego czasy i mową, i zachowaniem, i strojem (krótkie spodenki na wycieczkach) - to się podobało i przyciągało do osoby, a pośrednio i do Kościoła - wspomina Stanisław Abrahamowicz, absolwent politechniki Krakowskiej, rzecznik odpowiedzialności zawodowej Małopolskiej Okręgowej Izby Inżynierów Budownictwa, kawaler Zakonu Rycerskiego Bożego Grobu w Jerozolimie.
Stanisław Abrahamowicz należy do pierwszego pokolenia "Środowiska". Ksiądz Karol Wojtyła błogosławił jego małżeństwo z Lidią, którą poznał w 1952 r. na wycieczce z udziałem Wujka przez Magurkę do Bielska. Państwo Abrahamowiczowie przez wiele lat utrzymywali korespondencję z Janem Pawłem II.
- Z tego pierwszego składu "Rodzinki" zostało nas już niewielu. My z mężem, Staszek Abrahamowicz, Danusia Motowska i Leszek Nowosielski. Joachim Gudel nie żyje, Jacek Kociołek nie żyje, Zosia Abrahamowiczówna nie żyje - wylicza Danuta Rybicka.
Z opowieści pani Danuty i jej męża wynika, że życie "Środowiska" biegło w rytmie roku kościelnego i roku kalendarzowego. Urządzali zabawy sylwestrowe i karnawałowe z obowiązkową "śledziówką" i "andrzejkami" kończącymi się dokładnie o północy. Równolegle uczestniczyli w rekolekcjach i dniach skupienia, wspólnie oglądali sztuki teatralne i filmy, a potem umawiali się na dyskusje o nich.
Wczesną wiosną, w niedzielę (w tamtych czasach nie było wolnych sobót) organizowali wycieczki piesze i kolarskie, planując równocześnie dłuższe wypady wakacyjne. Dzielili się obowiązkami sprawiedliwe. Ktoś doświadczony zostawał "admirałem" (kajaki), ktoś inny "szefem" (góry), jeszcze inna osoba opracowywała trasę i zbierała chętnych. Osoby, które chciały uczestniczyć w wyprawie, zwykle wcześniej zadawały jedno pytanie: "Czy będzie Wujek?".
Jesienią urządzali krótsze wycieczki, obowiązkowo pielgrzymkę do Częstochowy oraz imieniny Wujka, nieraz z bardzo bogatym programem artystycznym.
- Wszystko to było bardzo spontaniczne. Oczywiście Wujek wskazywał kierunek, ale czynił to niezwykle taktownie i tylko w sprawach zasadniczych - wspomina Danuta Rybicka.
Duszą "Środowiska" i nieformalnym liderem tej grupy był od 1953 roku Jerzy Ciesielski, obecnie Sługa Boży, kandydat na ołtarze, w tamtych latach student Politechniki Krakowskiej i Wyższej Szkoły Wychowania Fizycznego.
- Podziwialiśmy jego zapał w przygotowywaniu nas do różnych wędrówek, w tym też kajakowych. Wypoczynek był dzięki niemu świetnie zorganizowany, a dawał także poczucie wspólnoty oraz przyjaźni - wspomina prof. Gabriel Turowski, światowej sławy immunolog kliniczny, bakteriolog i mikrobiolog, autor ponad 300 prac naukowych, dziennikarz katolicki.
Dr hab. Jerzy Ciesielski pracował w Politechnice Krakowskiej. Wykonywał przy tym liczne ekspertyzy i projekty budowlane. W październiku 1969 r. skorzystał z propozycji przyjaciela prof. Jana Kantego Tyszowieckiego i objął po nim wykłady na Uniwersytecie w Chartumie (Sudan) jako tzw. visiting professor. W 1970 roku utonął z córeczką i synkiem w nurtach Nilu.
Rok 1970 był tragiczny nie tylko dla rodziny Ciesielskich (Danuta, żona Jerzego należała do "Środowiska" od 1953 roku). W tymże roku zginęli również Dorotka Rybicka i panie Wodnieckie. "Za sprawą Wujka i z potrzeby serc zaczęliśmy się więcej i częściej modlić wspólnie. I tak już zostało" - wspomina Danuta Ciesielska.
"Za sprawą Wujka" włączyli się potem w pracę synodu krakowskiego. "Pewnie dojrzeliśmy wreszcie do działań instytucjonalnych" - pisała w 1996 roku pani Danuta Ciesielska. Wtedy też okazało się, że wielu z nich działa w Kościele na różnych polach i z biegiem lat wciąż włącza się w tę pracę. "Dziś rozumiemy ile dobra i wartości wnoszą w nasze życie te "posynodalne" spotkania i "pozasynodalne" działania. I rozumiemy także, że wynikają one z inspiracji Wielkiego Wujka" - uważa Danuta Ciesielska.
Wujek patronował nie tylko ich działaniom na niwie Kościoła. Interesowały go również sprawy zawodowe i prywatne członków "Środowiska". Patronował rodzącym się w tym kręgu miłościom, błogosławił małżeństwom. Kiedy pęczniały ich rodziny - jak mówi Danuta Ciesielska - próbowali tworzyć "Środowisko" również swoim dzieciom, poprzez spotkania po mszy św., wspólne spacery, imieniny, kinderbale. Z czasem na wielkie wyprawy górskie z Wujkiem chodziła młodsza generacja. Starsi mobilizowali się głównie na jedną wyprawę letnią - kajakami.
Po wyborze kard. Karola Wojtyły na papieża, jego kontakt ze "Środowiskiem" stał się przede wszystkim kontaktem listownym, choć co najmniej dwa, trzy razy w roku bywali w Rzymie i Castel Gandolfo. Niektórzy z nich mogą się pochwalić pokaźną teczką listów od papieża. Sami państwo Rybiccy mają ich dwieście!
Maria Ciesielska-Pikul, córka Danuty i Jerzego Ciesielskich wspomina, że Ojciec Święty listownie uczestniczył we wszystkich jej "radościach, nadziejach, trudach, dylematach, ofiarowując swoją miłość, zaangażowanie, pomoc i modlitwę".
- Listy od Ojca Świętego, które przechowujemy jak relikwie, nie są o byle czym, okazjonalne. To są listy, w których Ojciec Święty porusza ważkie dla człowieka, dla katolika problemy. Ja mam np. taki list, z którego mógłby być spory pożytek duszpasterski. Być może udostępniłabym go, gdybym miała pewność, że zostanie wykorzystany do konkretnego celu duszpasterskiego. Na pewno nie do opublikowania w gazecie, która chciałaby go wykorzystać jako sensację w sezonie ogórkowym - mówi pani Danuta Rybicka.
W podobnym tonie wypowiadają się inni członkowie "Środowiska". Kard. Karol Wojtyła, późniejszy papież Jan Paweł II, dla każdego z nich był Bardzo Ważną Osobą. Tak ważną, że przez wiele lat żaden dziennikarz i wydawca nie potrafili skłonić ich do publicznych zwierzeń na temat tej przyjaźni. Do dzisiaj żadne z nich nie zdecydowało się upublicznić bogatej korespondencji, jaką prowadzili z późniejszym papieżem.
- Dlaczego? Bo to było nasze, głębokie, bardzo głębokie przeżycie. Dlatego nigdy nikomu nie dałam i nie dam listów od Ojca Świętego. Pozostaną jako relikwia w archiwum naszej rodziny - mówi jedna z osób z kręgu "Środowiska", prosząc o niepublikowanie nazwiska.
Tylko raz, i to na prośbę samego Jana Pawła II, pokusili się o kronikarski zapis życia "Rodzinki", "Paczki", "Wujkowego towarzystwa", "Środowiska". Ojciec Święty poprosił ich wówczas o "udokumentowanie jego szlaku na polskiej ziemi". Wspomnienia te wręczyli Ojcu Świętemu w Wigilię Bożego Narodzenia w 1996 roku. Trzy lata później ukazały się drukiem w wydawnictwie św. Stanisława BM.
Często wracają do wspomnień. Przy różnych okazjach. Spotykają się pokoleniami - jak mówi Danuta Rybicka. Starsi raz w miesiącu na mszy św. u Albertynów (jeden z nich, już nieżyjący, był członkiem tego zakonu), młodzi wraz z dziećmi, chodzą na msze św. do kościoła pw. św. Szczepana. Okazją do spotkania się i wspomnień są także kolejne papieskie rocznice - sakry biskupiej, wyboru na Stolicę Piotrową, urodziny, imieniny. Wciąż też jeżdżą, co roku w październiku, na pielgrzymki do Częstochowy. Uczestniczą w nich już trzy pokolenia.
Od 1979 roku w maju, "w okolicy urodzin Ojca Świętego" pielgrzymują do Kalwarii, na Drogę Krzyżową. Przez wiele lat modlili się tam, żeby ich Wujkowi "dobrze było być papieżem". Od 2005 roku modlą się o jego rychłą kanonizację. W tej pielgrzymce zwykle bierze udział od 70 do 100 osób. Najmłodszy uczestnik jedzie w dziecięcym wózeczku, najstarszy, kobieta, ma 92 lata.
*
W tym roku mija 60 lat od momentu, gdy w parafii św. Floriana w Krakowie pojawił się młody wikary - ks. Karol Wojtyła, nawiązując kontakt najpierw z grupą ministrantów, a potem ze studentami związanymi z tą parafią. Na początku nazwali się "Rodzinką". Potem dołączyło do nich rodzeństwo, współmałżonkowie, przyjaciele, dzieci, wnuki. Tak powstało "Środowisko" - Jan Paweł II w korespondencji i rozmowie z nimi używał właśnie tego określenia - które dzisiaj liczy około 300 osób.
* Przy pisaniu tego tekstu korzystałam z książki pt: "Zapis drogi", która ukazała się nakładem Wydawnictwa św. Stanisława BM Archidiecezji Krakowskiej.
GRAŻYNA STARZAK

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski