Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stalinowskie prawo do kosza. Koniec procesów bez końca.

ZBIGNIEW BARTUŚ
Fot. Archiwum
Fot. Archiwum
"Tak, rosła tam kukurydza" - tylko tyle do powiedzenia ma stu świadków powołanych przez prokuraturę w ciągnącym się od półtora roku procesie menedżerów oskarżonych o wyłudzenie dopłat unijnych.

Fot. Archiwum

KONTROWERSJE. Sędziowie i śledczy w III RP stosują absurdalne procedury karne, narzucone Polsce przez Związek Sowiecki w połowie XX wieku. Szkodzą obywatelom, ale ma się to wkrótce zmienić.

Istotną wiedzę w tej sprawie, będącej odpryskiem afery Kraków Business Parku, ma zaledwie kilka osób: oskarżeni, rolnik, który uprawiał ich ziemię oraz pracownik agencji rolnej. Ale prokuratura przesłuchała ponad stu świadków, głównie sąsiadów, przez co samo śledztwo trwało 3 lata. Teraz powtórkę wszystkich czynności dowodowych oglądamy w sądzie.

"Komu dobrze z Josifem Wissarionowiczem" - przeczytaj komentarz autora >>

- Potrwa to jeszcze ze dwa lata! - ubolewa Adam Świech, jeden z oskarżonych. Chce szybkiego zakończenia procesu, bo jest pewny uniewinnienia.

- Niekończące się przesłuchania świadków, którzy nie mają w sprawie nic do powiedzenia, to jeden z największych absurdów polskiego postępowania karnego - mówi prof. Piotr Kruszyński, adwokat występujący w wielu głośnych procesach.

Zdanie to podziela prof. Andrzej Zoll, były rzecznik praw obywatelskich i prezes Trybunału Konstytucyjnego, obecnie szef komisji kodyfikacyjnej prawa karnego: - To jest patologia, którą można zaobserwować w sądach na co dzień, zarówno w głośnych, jak i zwyczajnych sprawach. Weźmy niedawny proces dotyczący Grudnia '70, w którym prokurator powołał ponad tysiąc świadków, a sąd nie zdecydował się na ograniczenie ich liczby. Absurd kompletny. Dla ustalenia stanu faktycznego nie ma znaczenia, czy zeznania złoży 5 osób, czy 150, które mają do powiedzenia to samo, co te 5 - podkreśla prof. Andrzej Zoll.

Zwraca przy tym uwagę, że w obowiązującym w Polsce od dawna stanie prawnym sąd wcale nie musi wzywać i przesłuchiwać wszystkich świadków. - Może przecież uznać zeznania za odczytane albo zupełnie je pominąć - mówi profesor. Czemu sędziowie nie korzystają z tak oczywistej możliwości przyspieszenia procesów?

- Bo się boją, że pominięcie jakiegoś, nawet nieistotnego dowodu, może być powodem uchylenia wyroku. A to szkodzi ich karierze - wyjaśnia Andrzej Zoll. Skutki są dla milionów Polaków dramatyczne.

Według najświeższych (ogłoszonych już po dymisji Jarosława Gowina) danych resortu sprawiedliwości, sądy ciągle rozstrzygają mniej spraw niż do nich wpływa. W efekcie na półkach zalega ich już ponad 1,9 mln! Sądy karne załatwiły w I kwartale tylko 669 tys. z 714 tys. nowych spraw i ich zaległości wzrosły do prawie 425 tysięcy! Milion oskarżonych i drugie tyle pokrzywdzonych nie może się doczekać wyroków.

W ciągu ostatnich czterech lat o połowę wzrosła liczba spraw ciągnących się ponad rok (co piąta z nich trwa ponad 5 lat!). Mimo obietnic poprawy, o 10 proc. wydłużył się średni czas trwania procesów. Powodem jest rygorystyczne stosowanie przez wielu sędziów modelu, w którym prokurator zbiera dowody, a sąd i tak wszystko powtarza.

- Ten idiotyczny model został Polsce narzucony w czasach stalinowskich i trwa w najgorsze. Ale jest duża szansa, że to się wkrótce zmieni - mówi prof. Kruszyński. Posłowie pracują nad rewolucyjną reformą.

Śledztwa i procesy bez wielu absurdów

Mimo zatrudnienia rekordowej liczby sędziów i personelu, polskie sądy nie są w stanie podołać rosnącej liczbie spraw. Po nieznacznej poprawie w zeszłym roku, w ostatnich miesiącach znowu rosną zaległości. Niezałatwionych pozostaje przeszło 1,9 mln spraw, z czego 170 tys. ciągnie się ponad rok.
 

Lekarstwem mają być m.in. gruntowne zmiany przepisów odziedziczonych po poprzednim systemie - nasz kodeks cywilny ma prawie 60 lat, a kodeks postępowania karnego pochodzi z czasów stalinowskich. Rewolucyjne zmiany tego ostatniego mają doprowadzić do znacznego usprawnienia pracy prokuratury i sądów.

Projekty nowelizacji przygotowane przez komisję kodyfikacyjną pod wodzą prof. Andrzeja Zolla oraz pracujący dla komisji sejmowej zespół ekspertów z udziałem prof. Piotra Kruszyńskiego, przewidują m.in. zmianę roli prokuratora. Jego głównym zadaniem byłoby formułowanie aktów oskarżenia i ich reprezentowanie przed sądem. Czynności śledcze miałaby być domeną innych służb, przede wszystkim policji. - Prokurator dostarczy sądowi wyłącznie te dowody, które popierają akt oskarżenia - i nic ponad to. Nie będzie zasypywania sądów tysiącami tomów makulatury, jakie udało się prokuratorowi zgromadzić w toku postępowania przygotowawczego. Sąd otrzyma tylko to, co ma znaczenie - tłumaczy prof. Zoll.

- Co równie istotne, nie będzie powtarzania tych samych czynności w dochodzeniu czy śledztwie - i na sali sądowej. Ustalenia faktyczne poczyni sąd na podstawie tego, co mu przedłożą strony - dodaje prof. Piotr Kruszyński.

Poparcie dla ostatecznego pożegnania ze stalinowskim modelem postępowania karnego deklarują wszystkie kluby w Sejmie. Chodzi nie tylko o sprawność orzekania i przyspieszenie rozstrzygnięć (tylko 37 proc. spraw karnych, nawet tych najprostszych, udaje się sądom załatwić w trzy miesiące, niespełna jedną czwartą - w pół roku, tyle samo spraw trwa od 6 do 12 miesięcy, a blisko 17 procent - ponad rok, z czego co piąta ponad 5 lat!), ale i czystą ekonomię. Koszty wielu procesów są absurdalnie wysokie, m.in. z powodu kopiowania gigantycznej ilości akt oraz wzywania setek, a nawet tysięcy świadków. Przeważnie bez potrzeby.

- To się teraz skończy - zapewnia prof. Andrzej Zoll.

[email protected]

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski