Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stare kino powróci na wielki ekran

Urszula Wolak
Do kin wejdzie m.in. "Rio Bravo" - klasyczny western komediowy w reż. mistrza gatunku, Howarda Hawksa
Do kin wejdzie m.in. "Rio Bravo" - klasyczny western komediowy w reż. mistrza gatunku, Howarda Hawksa Archiwum
Kino. Wytwórnia Warner Bros. wypuściła na polski rynek 15 filmów - dziś już klasyków. Europejskie produkcje wciąż są poza naszym zasięgiem

Pokazy w Polsce rozpoczną się od 5 września. Wtedy właśnie do regularnej dystrybucji w wybranych polskich kinach trafią tak znane produkcje amerykańskiej wytwórni, jak m.in.: "Buntownik bez powodu" (1955 r.) Nicholasa Raya, "Co się zdarzyło Baby Jane" (1962 r.) Roberta Aldricha, "Egzorcysta" (1973 r.) Williama Friedkina czy też "Rio Bravo" (1959 r.) Howarda Hawksa.

- Zamierzamy pokazać te filmy, organizując w kinie Kika przegląd amerykańskiej klasyki - zapowiada Bogdan Balicki, kierujący tą podgórską Kinokawiarnią.

Natomiast w kinie Pod Baranami przy Rynku Głównym każdy z filmów prawdopodobnie będzie prezentowany przez tydzień.

- Obserwuję, jak publiczność reaguje u nas na klasykę. Kiedy w ramach Letniego Taniego Kinobrania pokazujemy dzieła Stanleya Kubricka widzowie nie mieszczą się w sali. Te seanse są oblegane. Widać więc zapotrzebowanie, któremu czasem nie sposób sprostać - mówi Marynia Gierat, szefowa kina Pod Baranami.

Jednak co ciekawe, filmów Michelangela Antonioniego, Ingmara Bergmana czy Federico Felliniego, czyli europejskich klasyków, w polskich kinach nie zobaczymy. Dlaczego?

Bo klasyczne arcydzieła z lat 50., 60. czy 70. ubiegłego wieku nie trafia do powszechnej dystrybucji.

- Podobna sytuacja jest także w innych krajach Europy; może lepiej jest jedynie we Francji czy Wielkiej Brytanii - mówi Marynia Gierat.

Jeśli za rozpowszechnianie obrazu nie odpowiada żaden dystrybutor, jedyną szansą staje się indywidualne wypożyczanie kopii filmów przez właścicieli kin studyjnych.

Ale z tym jest problem. To sporo kosztuje. - Dla nas to bariera nie do przeskoczenia - mówi Bogdan Balicki, prowadzący kino Kika. Opowiada, że gdyby chciał na przykład pokazać w Kice jeden z filmów Antonioniego, musiałby zapłacić za kopię około 500 euro.

- To cena tylko za jeden pokaz. Do tego dochodzą jeszcze koszty sprowadzenia filmu do kraju. W najlepszej sytuacji można więc wyjść na takim pokazie na zero. To zatem mało opłacalna, ryzykowna inwestycja - mówi Balicki.

Marynia Gierat zwraca z kolei uwagę, że to i tak niewiele. Pertraktacje z firmami dysponującymi prawami do filmowej klasyki często rozpoczynają się od wyższych kwot, sięgających nawet tysiąca euro.

- Zdarza się też i tak, że kopia interesującego nas filmu znajduje się w zbiorach Filmoteki Narodowej. Nie możemy jej jednak bezkarnie pokazywać. W takiej sytuacji także należy znaleźć właścicieli praw i dopiero z nimi negocjować warunki - odsłania mechanizmy działania szefowa kina Pod Baranami.

Problemy kin studyjnych rozwiązują czasem dystrybutorzy. Są wśród nich Gutek Film i Vivarto. Ten ostatni wprowadził w ubiegłym roku do kin studyjnych w całej Polsce aż dziesięć filmów Charliego Chaplina. Za sprawą działań Vivarto możemy dziś oglądać także "Króla w Nowym Jorku" - obraz tego amerykańskiego komika z 1957 roku. W Krakowie pokazywał go ARS.
Klasyki minionego wieku nie odnajdziemy też w multipleksach.
- Cinema City korzysta bowiem z ogólnie dostępnej oferty rynkowej filmów dystrybuowanych w Polsce. Oczywiście wyłącznie od dystrybutorów posiadających prawa do danych utworów. Oferujemy przede wszystkim nowości, które dla naszych widzów są po prostu ciekawe ze względu na możliwość zobaczenia tych tytułów na dużym ekranie w okresie ich premiery w Polsce, a coraz częściej również na świecie - tłumaczy Iwona Kuźnik, dyrektor ds. marketingu i PR Cinema City w Polsce.

Zwraca też uwagę, że kinomani odwiedzający sale kinowe CC, jak dotąd, nigdy nie zgłaszali zapotrzebowania na podobne filmy, a i oferta dystrybutorów nie otwiera takich możliwości.

Dlaczego dystrybutorzy nie chcą wchodzić w bliższe związki z klasyką?

- Współczesny widz kieruje się ceną - film można ściągnąć, chociaż to nielegalne, to jednak prawie bezpłatne. Także wygodą - nie musi wychodzić z domu... To proste mechanizmy, ale jednak tłumaczące wiele - rozkłada ręce Marcin Pieńkowski ze Stowarzyszenia Nowe Horyzonty, współpracującego z Gutek Film.

Tłumaczy również, że kolejne pokolenia nie są zainteresowane klasyką kina. - Bo to stare, czasami czarno-białe, a więc według niektórych nudne filmy. Mamy przecież kult atrakcyjności, nowości, koloru, efekciarstwa - mówi Pieńkowski.
Ale, jak twierdzi, mimo wszystko warto inwestować w klasykę. Przede wszystkim z myślą o kinomanach kochających stare filmy, oglądane w kinowych warunkach, ale również dla młodzieży, która takiego kina uczy się i dopiero je poznaje.

Czy to finansowa inwestycja? - Raczej nie. Bo żaden dystrybutor nie zarobi na wprowadzeniu na ekrany klasyki kina - twierdzi Pieńkowski.

Poza tym dystrybutorzy mają jeszcze inne problemy. - Premier jest bardzo dużo, trudno się wbić w odpowiedni termin, niełatwo jest przekonać kina, że warto grać klasyczne tytuły kosztem innym filmów - tłumaczy Pieńkowski.
Jego słowa potwierdza Marynia Gierat, która wielokrotnie stawała przed podobnym dylematem.

- Do tego dochodzą jeszcze problemy z promocją starych - klasycznych filmów w mediach. Wyjątkowa, bo sprzyjająca, sytuacja zdarzyła się teraz, w czasie trwania wystawy "Stanley Kubrick" w Muzeum Narodowym w Krakowie. Pokazując filmy reżysera w Pod Baranami mieliśmy zawsze komplet widzów. Szum wokół ekspozycji bardzo nam pomógł - mówi Marynia Gierat.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski