Jacek Tomasik Fot. Aleksander Gąciarz
- Jak się Panu pracuje w otoczeniu kolegów z koalicyjnego Polskiego Stronnictwa Ludowego?
- Jak na razie konstruktywnie.
- To znaczy, że nie ma żadnych sporów, których tłem mogłyby być sprawy przynależności partyjnej?
- Do tej pory takich nie było i mam nadzieję, że dalej nie będzie.
- A jakim szefem jest starosta Zbigniew Wójcik?
- Konkretnym.
- Słyszałem, że ciężko narzucić mu inny punkt widzenia, niż jego własny...
- Myślę, że każdy szef ma swoje koncepcje. Od tego są rozmowy, by się wzajemnie przekonywać.
- Za co zatem odpowiada Jacek Tomasik w Zarządzie Powiatu?
- Za sprawy rolne, związane z budownictwem. Mam też nadzór nad Powiatowym Urzędem Pracy i policją.
- Przy której z tych dziedzin jest najwięcej pracy?
- Nie ma takiej jednej. Moja rola polega na sprawowaniu ogólnego nadzoru. W każdej z tych dziedzin pracują ludzie kompetentni, którzy doskonale wiedzą, co mają robić. Dlatego ja na razie nie widzę powodów, by mocno ingerować w ich obowiązki.
- Można to odczytać w ten sposób, że etatowy członek zarządu nie ma nic do roboty...
- Oczywiście, że praca jest. Powiat jest tak skonstruowany, że administrowanie nim powierza sią zarządowi. W naszym przypadku jest to zarząd czteroosobowy i wszelkie decyzje istotne dla funkcjonowania starostwa zapadają w tym gronie.
- Cztery osoby to trochę niebezpieczna liczba, bo może dojść do równego podziału opinii.
- Jak do tej pory takiej sytuacji nie było. Na żadnym z posiedzeń zarządu nie było tak, abyśmy się o coś ostro posprzeczali, by każdy miał diametralnie różne zdanie od innych.
- Z tego co wiadomo nieoficjalnie, intencją tworzenia koalicji PSL z PO w powiatach były większe możliwości zdobywania funduszy zewnętrznych, których dysponentem jest samorząd województwa. Czy rzeczywiście dzięki temu jest albo może być łatwiej?
- Na razie za wcześnie o tym mówić. Od wyborów upłynęło kilka miesięcy. Jakiś czas trwało, zanim ten zarząd powstał w ostatecznym składzie. Nie ukrywam natomiast, że powodem tworzenia koalicji PO - PSL na poziomie powiatów była idea koalicji ogólnej. Od rządowej, poprzez wojewódzką. Uznaliśmy, że dobrze dla naszego regionu będzie, gdy przeniesiemy ten pomysł do poziomu powiatu.
- Czy widzi Pan zatem źródła finansowe, z których wasza koalicja mogłaby skorzystać? Bo obecnie istniejące programy, jak MRPO czy PROW, powoli się kończą.
- Jest jeszcze nieco pieniędzy do pozyskania w ramach istniejących programów. Mamy złożony wniosek na modernizację drogi do Pałecznicy, który aktualnie znajduje się na liście rezerwowej MRPO, ale pnie się w górę. Mamy nadzieję, że po przetargach na inne zadania powstaną oszczędności na tyle poważne, że i my swoje pieniądze dostaniemy.
- A co po MRPO?
- Trzeba się będzie przygotować na kolejne okresy finansowania. W lepszej sytuacji są zawsze te samorządy, które są przygotowane do przyjęcia środków zewnętrznych. Mają koncepcję tego, co chcą robić.
- A powiat proszowicki ma taką koncepcję?
- Pewnie nie będzie to żadnym zaskoczeniem, ale zamierzamy nadal koncentrować się na modernizacjach dróg. Na każdym spotkaniu z mieszkańcami ta sprawa jest akcentowana najsilniej. Jesteśmy małym powiatem, który posiada bardzo rozbudowaną sieć dróg. Spora część z nich jest - niestety - w opłakanym stanie.
- Z dotychczasowej praktyki wynika, że między zakończeniem jednego okresu finansowego a rozpoczęciem drugiego mija sporo czasu. Czy Zarząd Powiatu rozważał taką koncepcję, by w tym okresie wyhamować inwestycje, zmniejszyć nieco zadłużenie budżetu i uzyskać dzięki temu większe możliwości zaciągania kredytów na poczet kolejnych zadań?
- To zadłużenie rzeczywiście na nas mocno ciąży. Poza tym większość pieniędzy, którymi dysponuje Starostwo, to tzw. pieniądze znaczone. Dlatego zejście z obecnego poziomu zadłużenia jest bardzo trudne.
- Tymczasem może się okazać, że powiedzmy za dwa lata Starostwo stanie przed perspektywą otrzymania atrakcyjnej dotacji, ale przeszkodą okaże się brak możliwości zapewnienia udziału własnego.
- Już w tym roku spodziewamy się kolejnej transzy środków powodziowych i taki problem może się pojawić.
- A przecież w przypadku pieniędzy "powodziowych" zasady dofinansowania są wyjątkowo korzystne...
- Oczywiście, bo musimy zapewnić tylko 20 procent własnych środków. Nawet wśród programów unijnych ciężko znaleźć taki, który pokrywałby 80 procent kosztów zadania.
- Dlatego może warto byłoby na jakiś czas spowolnić inwestycje, by potem ostro ruszyć z miejsca...
- Pomysł będzie ciężko zrealizować. Potrzeby w zakresie remontów dróg mamy ogromne. Takie zaciśnięcie pasa, polegające na nierobieniu przez rok czy dwa niczego, na pewno spotkałoby się z dużym niezadowoleniem społecznym.
Rozmawiał ALEKSANDER GĄCIARZ
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?