Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Stolica pożera Polskę

Redakcja
- Pieniądze publiczne powinny znajdować się w społecznościach lokalnych, a nie w Warszawie - uważa prof. Wisła Surażska

Niepokojący raport Centrum Badań Regionalnych

Niepokojący raport Centrum Badań Regionalnych

- Pieniądze publiczne powinny znajdować się w społecznościach lokalnych,

a nie w Warszawie - uważa prof. Wisła Surażska

- W Polsce centralizacja przybrała monstrualne rozmiary. Taka sytuacja grozi katastrofą dla całego kraju i społeczeństwa poza Warszawą - twierdzi prof. Wisła Surażska, prezes Centrum Badań Regionalnych. - Jeżeli sytuacja się nie zmieni, to za kilka lub kilkanaście lat Polska będzie dzieliła się na dwie części. Warszawa będzie Polską "A", a reszta, czyli 95-96 proc. naszego narodu, będzie mieszkała w Polsce, którą można będzie nazwać nie "B" czy "C", ale "H"

czy "G". Będzie to już albo bardzo głęboka prowincja, albo slumsy.

   Tak przerażający scenariusz nasza rozmówczyni kreśli na podstawie analiz, jakie przeprowadziło Centrum Badań Regionalnych oraz elementarnego faktu, że rozwój regionów jest ściśle uzależniony od kondycji dużych miast. Prof. Surażska twierdzi, że jeśli Kraków, Łódź, Poznań, Wrocław i Trójmiasto przestaną się rozwijać, razem z nimi przestaną się rozwijać Wielkopolska, Dolny Śląsk, Małopolska i Pomorze. Będziemy żyli w kraju, gdzie ludzie będą mogli realizować swoje aspiracje i marzenia tylko w jednym mieście lub za granicą.

Szokujące dane

   Zdaniem prezes Centrum Badań Regionalnych porównanie danych dla Warszawy i pięciu największych aglomeracji: Łodzi, Krakowa, Wrocławia, Poznania i Trójmiasta (Gdańsk, Gdynia i Sopot) powinno nam uzmysłowić skalę problemu.
   W stolicy mieszka około 1,7 mln osób; w pięciu największych poza nią aglomeracjach - ponad 3,5 mln. Tymczasem spośród 2000 największych firm (z listy 2004 "Rzeczpospolitej") aż 613 ma swoje siedziby w Warszawie, a w pięciu pozostałych największych miastach w sumie jest takich przedsiębiorstw 350. Jeszcze większe dysproporcje widać w przychodach tych firm. O ile największe przedsiębiorstwa zlokalizowane w Warszawie miały w 2003 r. przychody w wysokości 340 mld zł, o tyle łączne przychody największych firm położonych w pozostałych pięciu miastach wynosiły tylko około 100 mld zł. Dochody mieszkańców Poznania, drugiego miasta w Polsce pod względem wielkości dochodów, są na poziomie wynoszącym około 40 proc. tego, co w Warszawie. W czteroleciu 1999-2003 dochody mieszkańców Poznania wzrosły o 12 proc., gdy w stolicy - o 34 proc. Dodajmy, że ludność pozostałych dużych miast, w tym Krakowa, bogaci się w mniejszym stopniu niż ludność Poznania, więc tym samym dysproporcje między ich mieszkańcami a osobami ze stolicy powiększają się w dużym tempie.

Kolonizacja

   - Niepokój musi budzić to, że Warszawa tak bardzo się oddala. Wiadomo, że wszystkie większe firmy przenoszą się do stolicy, nawet browar z Żywca. Dlaczego? Bo tam jest "koryto". Większość koncesji i zezwoleń, zwłaszcza w przedsięwzięciach gospodarczych na dużą skalę, wydawanych jest w Warszawie, przez co inwestowanie poza stolicą łączy się z dodatkowymi kosztami. W efekcie w mieście stołecznym skoncentrowany jest nie tylko kapitał państwowy, ale - co ważniejsze - stolica niemal monopolizuje napływający do kraju kapitał zagraniczny - twierdzi prof. Surażska, przypominając, że krakowskich dużych przedsiębiorstw jest więcej zarejestrowanych w Warszawie niż w stolicy Małopolski. Taką patologiczną sytuację określa mianem kolonizacji.

Dobra sieć źle wykorzystana

   Taki rozziew pomiędzy największym miastem w państwie a resztą kraju, jaki jest w Polsce, ma miejsce jedynie tam, gdzie istnieje tylko jedno wielkie miasto, a pozostałe są o wiele mniejsze. Tak jest np. na Węgrzech, które mają 10 mln mieszkańców. W Budapeszcie mieszka ok. 2 mln osób, a w drugim co do wielkości Debreczynie - 280 tys. Podobnie jest w Czechach, gdzie Praga z 1,2 mln obywateli wyraźnie dystansuje inne miasta; 10 kolejnych co do liczby ludności ma tyle samo w sumie mieszkańców, co stolica.Polska natomiast ma dobrze rozbudowaną sieć dużych miast, które mogą odegrać rolę maszyn napędowych dla swoich regionów, jeśli tylko usunięte zostaną bariery w ich rozwoju. Miasta są - argumentuje prof. Surażska - jak firmy; konkurują ze sobą o inwestorów, turystów, nowych mieszkańców.

Przyczyny polityczne

   Prezes Centrum Badań Regionalnych podkreśla, że astronomicznych rozmiarów centralizacja ma w Polsce przyczynę przede wszystkim polityczną. Nasza rozmówczyni przypomina, że stosunkowo niedawno prof. Jerzy Hausner, gdy był jeszcze wicepremierem i ministrem gospodarki, chwalił się, że rząd postanowił 40 mld zł rozdzielić inaczej niż wcześniej planował. - Widać zatem, że pieniądze publiczne idą w Polsce tam, gdzie centrum uzna za stosowne. Te pieniądze powinny znajdować się w samorządach, a nie w Warszawie - argumentuje. - Jeżeli ta sytuacja się nie zmieni, czyli pozostałe duże miasta w Polsce, zwłaszcza będące powiatami grodzkimi, nie uwolnią się od centrum, będą dogorywały - twierdzi nasza rozmówczyni.

Szalone różnice

   Wyniki raportu Centrum Badań Regionalnych nie zaskakują, pokazując, iż rozwój województw jest nierówny. Zdumiewać muszą jednak różnice.
   Średnia dochodów osobistych na jednego mieszkańca w Warszawie wynosi 330 proc. przeciętnej krajowej. Dla porównania: najuboższe województwa ściany wschodniej mają już tylko ok. 60 proc. tej średniej.
   Średnia dla Małopolski wynosi 86 proc., ale na taki wynik "zapracował" przede wszystkim powiat krakowski, gdzie dochody osobiste mieszkańców wynoszą nieco ponad 120 proc. przeciętnej ogólnokrajowej. I jeszcze tylko w powiatach tarnowskim i nowosądeckim dochody ludności sięgają 100-120 proc. przeciętnych dochodów; w pozostałych w Małopolsce są one na poziomie porównywalnym ze ścianą wschodnią! Wszędzie jest bowiem mniej niż 80 proc. średniej.
   Różnice na poziomie powiatów są zresztą znacznie większe niż wynika to z porównania województw. Dochody mieszkańców najbogatszego powiatu ziemskiego piaseczyńskiego sięgają 252 proc. (Warszawa nie jest powiatem). Najbiedniejszy jest natomiast powiat suwalski ze średnią 27 proc. Jak mówi prof. Surażska, mapa dochodów w Polsce przypomina ocean biedy oblewający nieliczne wyspy względnego dobrobytu.

Pogłębiające się nierówności

   W latach 1989-2003 średnia dochodów osobistych w kraju wzrosła o ponad 3 proc. Wzrost ten odczuli jednak mieszkańcy tylko czterech województw: mazowieckiego (o 31 proc.), pomorskiego (o 7 proc.), wielkopolskiego (6 proc.) i dolnośląskiego (1 proc.). W pozostałych dwunastu województwach średnia dochodów ich mieszkańców spadła; w Małopolsce o 4,4 proc., a na Podkarpaciu - o prawie 10 proc.
   Z raportu Centrum Badań Regionalnych wynika, że ubożenie ludności dotyczy większości obszaru Polski, a nie jedynie popegeerowskich enklaw, jak to przedstawia w swej diagnozie Narodowy Plan Rozwoju. Średnie dochody osobiste spadły w 279 spośród 314 powiatów ziemskich, z czego w ponad połowie spadek ten był większy niż 10 proc.

Nie rynek, lecz polityka

   Za nierówności w dochodach obwinia się zwykle mechanizmy rynkowe. Zdaniem prezes Centrum Badań Regionalnych pogłębiające się terytorialne zróżnicowanie dochodów wynika jednak przede wszystkim z politycznych deformacji rynku. - Za nierówny rozwój naszych województw - argumentuje - odpowiedzialne są w dużej mierze scentralizowana machina państwowej biurokracji oraz państwowe dotacje dla wybranych branż.

\\\*

   Centrum Badań Regionalnych ma swą siedzibę w Warszawie...
WŁODZIMIERZ KNAP

KOMENTARZE

   IRENEUSZ JABŁOŃSKI, ekspert z Centrum im. Adama Smitha: - Cechą charakterystyczną dla Polski jest silna centralizacja władzy państwowej. Jest ona tożsama z centralizacją uprawnień i wszelkiego rodzaju przywilejów dla siedziby władzy centralnej, w naszym przypadku - Warszawy. Oczywiście, że taki system jest bardzo niekorzystny dla reszty kraju, a szczególnie dla samorządów, które z tego powodu mają niewielkie uprawnienia, a tym samym możliwości. Fatalne skutki przynosi też coraz większa ingerencja władzy centralnej w politykę gospodarczą. Polega ona m.in. na decydującym wpływie państwa na działalność ponad 200 obszarów ekonomicznych, które istnieją dzięki licencjom i koncesjom urzędów centralnych czy na istnieniu ponad 40 instytucji mających za zadanie kontrolowanie przedsiębiorstw. Gigantyczna centralizacja prowadzi również do tego, że aby prowadzić działalność gospodarczą na większą skalę, konieczne jest przeniesienie się centrów dowodzenia firm, czyli zarządów, do Warszawy. Zgadzam się, że centralizacja jest czymś absolutnie fatalnym dla wszystkich regionów Polski, bo prowadzi je do upadku.
   KAZIMIERZ BARCZYK, przewodniczący Stowarzyszenia Gmin i Powiatów Małopolski:- Ani nadmierny centralizm, ani jego przeciwieństwo, czyli nadmierny regionalizm, nie jest dobry. Skupienie władzy w jednych rękach jest skuteczne tylko pod warunkiem, że ludzie, którzy stoją na czele państwa, są świetnymi fachowcami. Wiadomo, że w Polsce taka sytuacja nie ma miejsca. W gospodarce rynkowej wygrywają obecnie ci, którzy postawili na decentralizację. W Europie przykładem mogą być Niemcy, którzy zdecydowanie wyprzedzili Francuzów, stawiających raczej na centralizm. Dla mnie nie ulega wątpliwości, że należy wzmocnić regiony kosztem Warszawy.
(K.W)

od 7 lat
Wideo

Wyniki II tury wyborów samorządowych

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski