Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strachy na lachy

Redakcja
Straszenie Unią Europejską jest nie tyle mówieniem od rzeczy, ile chorobliwym bredzeniem. Ludzie, którzy to czynią, nie są przypadkami politycznymi, tylko psychiatrycznymi.

Tadeusz Jacewicz: Z bliska

Straszenie Unią Europejską jest nie tyle

mówieniem od rzeczy, ile chorobliwym

bredzeniem. Ludzie, którzy to czynią,

nie są przypadkami politycznymi,

tylko psychiatrycznymi.

   Strach rozłożyć gazetę czy włączyć telewizor. Sporo polskich polityków zachowuje się tak, jakby skończyli kursy zawodowe dla anglosaskich dziennikarzy. Tam działa zasada "bad news makes the news" (interesująca jest zła wiadomość), w związku z czym wysiłki redaktorów koncentrują się na poszukiwaniu "bad news". Prominenci zaś szczerzą bez przerwy zęby w służbowych uśmiechach, bo dla nich z kolei złe wiadomości oznaczają często polityczne wspomnienie pośmiertne. Ludzie nie lubią tych, którzy je głoszą. Wychodzą ze słusznego założenia, że po to płacą politykom, żeby ci dbali o interesy społeczeństwa, a nie hipnotyzowali go serialem ponurych wieści.
   Maniera anglosaskiego dziennikarstwa u nas przeniosła się na życie publiczne. Głoszenie klęski, rysowanie groźnych perspektyw i przedstawianie tragicznych scenariuszy stało się ulubionym zajęciem licznych osobistości życia publicznego. Z upodobaniem niepokoją i straszą. Zajmują się "spreading doom and gloom" (tworzeniem nastroju posępnego zagrożenia), bo niewiele innego potrafią. Łatwiej jest powiedzieć "szubrawcy rozgrabili Polskę" niż policzyć wpływy i wydatki
budżetu, żeby wyjść z własną propozycją. Im niższy jest wskaźnik inteligencji polityka, tym chętniej operuje on demagogicznymi groźbami. To nie przeciąża jego umysłu, a pozwala czuć się ważnym i daje pewną popularność.
   Różne są preteksty do publicznego straszenia, często się zresztą zmieniają. Teraz koncentracja sił grozy i zafrasowania następuje na froncie europejskim. Według autorów politycznego horroru najpierw przegraliśmy wszystko w sprawach Unii Europejskiej przy stole negocjacyjnym, po 1 maja zwalą się na nas nieszczęścia konkretne. Niemcy wykupią ziemię, Francuzi zrujnują rolnictwo, mafia międzynarodowych finansistów zagrabi banki. Będziemy białymi Murzynami - ostrzegają politycy. W ich mniemaniu patriotą jest ten, kto głośno mówi. Nawet, jeśli mówi od rzeczy.
   Straszenie Unią Europejską jest nie tyle mówieniem od rzeczy, ile chorobliwym bredzeniem. Ludzie, którzy to czynią, nie są przypadkami politycznymi, tylko psychiatrycznymi. Istnieją granice braku wyobraźni i odpowiedzialności. Oni je znacznie przekraczają.
   Głównym hasłem są ostrzeżenia przed oszustwami, jakich ofiarą padniemy po wejściu do Unii. Zdaniem antyunijnych polityków Bruksela jest centrum antypolskiej mafii. Teraz ostrzą tam noże, żeby poderżnąć gardła niewinnym przybyszom znad Wisły. Nie bardzo wiadomo, jak przed tym masowym mordem możemy się uchronić. Tego ostrzegacze nie mówią, bo wymagałoby to wysiłku umysłowego. Większego niż ich możliwości.
   Granie grozą można by zbyć machnięciem ręki jako prowincjonalny folklor polityczny, gdyby nie skutki praktyczne. Pogarszają się nastroje, zaczynamy się obawiać, zamiast przygotowywać się z uśmiechem i zadowoleniem, zamykamy się w lękliwym oczekiwaniu. Już 41 proc. ankietowanych Polaków uważa, że na wejściu do Unii więcej stracimy niż zyskamy. Tylko 14 proc. sądzi, że będzie odwrotnie. Same wskaźniki niewiele znaczą, ale społeczne nastroje, jakie prezentują, muszą niepokoić.
   Naszą sytuację porównałbym ze startem drużyny narodowej w długim turnieju, w którym są wspaniałe nagrody. Jeśli będziemy jej wmawiali, że musi przegrać, trudniej będzie grać. Inny start mielibyśmy, gdyby do rozgrywek przystąpić z optymizmem i silnym przekonaniem, że musimy wygrać. Mniej lub więcej, ale wygrać, nigdy przegrać.
   Takie są bowiem realia naszego rychłego dołączenia do zjednoczonej Europy. Nawet dzisiaj, kiedy zachód kontynentu rządzony jest raczej przez urzędników politycznych niż mężów stanu, istnieje tam świadomość, że wyrównanie poziomów życia i standardów cywilizacyjnych zdecyduje o przyszłości Europy. Globalizacja stawia naszemu kontynentowi wymagania, którym nie sprostamy, jeśli utrzyma się podział na Europę A, B i C. Ten podział będzie zanikał, prędzej czy później. Zawsze na tym skorzystamy. Im energiczniej będziemy grali, tym bardziej.
   Nie wolno wmawiać kompleksów niższości, tworzyć atmosfery paraliżującej niemocy. Jeśli ktoś przegra w zjednoczonej Europie, to ci dzisiejsi wieszcze klęski. Klęska czeka ich, bo wyborcy szybko dojdą do wniosku, że potrzeba polityków twórczych i zaradnych, którzy chcą i potrafią coś zrobić. Gadanie o klęsce może przerodzić się w klęskę. Tych, którzy nam dzisiaj przeszkadzają.
   Proszę więc nie straszyć, bo to jest bez sensu. To także nas obraża. Między wierszami patriotycznej troski o nasze interesy, rzekomo zagrożone przez Brukselę, przewija się wniosek, że kmioty takie jak my nie dadzą sobie rady. Nie wypełnią unijnych formularzy, nie zrozumieją przepisów, nie spełnią wymogów. To jest potwarz. Nikt tak szybko jak Polacy nie wprowadził podatku od dochodów osobistych, nigdzie tak sprawnie nie ustanowiono VAT, nigdzie nie ma takiej eksplozji małych, rodzinnych firm. Potrafimy robić wielkie rzeczy. Chcemy je robić. Proszę nam w tym nie przeszkadzać.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski