Fakty o "Faktach"
Rozmowa z PIOTREM WALTEREM, prezesem TVN
- Przed zwolnieniem Tomasza Lisa, po publikacji w "Newsweeku" spytał Pan twórcę "Faktów" o jego udział w wyborach prezydenckich, a on nie odpowiedział?
- Myśmy to postrzegali jako ciąg zdarzeń, począwszy od książki "Co z tą Polską", przez jej kampanię promocyjną, spekulacje na temat rozmów Lisa z politykami, do wywiadów. Publikacja w "Newsweeku" była punktem kulminacyjnym. Lis autoryzował wypowiedzi w "Newsweeku" i nie poinformował mnie o tej publikacji. Skoro się do mnie z tym nie zgłosił, to myślę, że zależało mu na tym, by ten artykuł pojawił się w takiej postaci, w jakiej się pojawił.
- Po publikacji co się stało?
- Spotkałem się z Tomkiem dwukrotnie, zaproponowałem mu urlop, żebyśmy dali sobie czas na zastanowienie się. Tomek nie zgodził się na urlop i skończyło się zwolnieniem ze świadczenia pracy.
- Lis podczas tego spotkania proponował, że złoży oświadczenie w "Faktach"?
- Rozmawialiśmy o tym. Uważam jednak, że to oświadczenie powinno paść wcześniej w "Newsweeku". To był właściwy moment, by zdementować plotki. Tymczasem Tomek w swojej wypowiedzi w "Newsweeku" zostawił sprawę otwartą. A przecież dziennikarz informacyjny powinien być wolny od wszelkich podejrzeń.
- Utrata zaufania to podstawa rozwiązania umowy?
- Nie tylko. Niejednoznaczne deklaracje w sprawie udziału w wyborach prezydenckich i w sprawie działalności politycznej spowodowały zagrożenie dla bezstronności stacji.
- Sugerował się Pan doniesieniami medialnymi, a może ktoś chciał w ten sposób Lisowi zaszkodzić?
- W tym ciągu zdarzeń - przed publikacją, przy okazji publikacji i po niej - są bardzo konkretne fakty. Jest książka, są jego wywiady i komentarze w innych mediach. Tomek prowadził działalność pozaantenową bardzo aktywnie - bywał w konkurencji, był w programie Polsatu, co piątek w Tok FM. Ani razu nie zapytał mnie o zgodę, chociaż zobowiązywał go do tego kontrakt. Miałem pełne podstawy, by przestać mu ufać.
- Od razu zawieszenie i zwolnienie?
- Nie od razu. Wcześniej wielokrotne upomnienia, rozmowy ze mną, z właścicielami stacji. Nic nie skutkowało. Ale wtedy z menedżerskiego punktu widzenia wydawało mi się, że kara, na przykład nagana, to ostateczny środek.
- Ostateczny to chyba zwolnienie...
- Do końca chciałem uniknąć tego rozwiązania.
- Jak się zmienią "Fakty" po odejściu Lisa?
- Nie zmienią się. Moim podstawowym zadaniem jest dbać o to, by stacja była apolityczna, informacje były bezstronne i wiarygodne. Tym zasadom będę wierny.
Rozmawiała:
BOŻENA ŁAWNICKA (PAP)
Nie chcę zegarka
Rozmowa z TOMASZEM LISEM, zwolnionym z TVN
- Byłeś zaskoczony decyzją zarządu TVN-u o zwolnieniu?
- Nie, bo to, co się stało 15 dni temu, wskazywało, że tak może być i prawdopodobnie będzie. Wówczas złożyłem deklarację, że chcę jasno powiedzieć na antenie TVN-u, w "Faktach": "Chcę być dziennikarzem, jestem dziennikarzem, obowiązuje mnie kontrakt, który chcę wypełnić do końca". Nie dano mi prawa głosu, przez 15 dni nie prowadzono ze mną żadnych rozmów.
- Kompletnie żadnych? Nikt nie zadzwonił?
- Nie było żadnych rozmów, nie było żadnego telefonu. Były tylko oświadczenia rzecznika, który nieustannie powtarzał, że trwają rozmowy, których nie było. Prezydencki sondaż w "Newsweeku" to był pretekst, żeby się mnie pozbyć.
- W komunikacie czytamy o Tobie: "Swoimi działaniami w innych mediach doprowadził do kryzysu zaufania z kierownictwem TVN-u". Rozumiem, że tak naprawdę chodziło o działalność w innych mediach?
- Działalność w innych mediach to może za dużo powiedziane, bo jeśli słyszę po kątach na korytarzach i w gabinetach, że popełniłem straszne nadużycie, występując w programie Kuby Wojewódzkiego, to przepraszam, mogę się już tylko uśmiechnąć albo wybuchnąć śmiechem. To jest zupełnie kuriozalne.
- Masa ludzi chciałaby takie nadużycie popełnić.
- W każdej stacji uznano by to za darmową reklamę i to w konkurencyjnej stacji, więc coś tak naprawdę bezcennego. Jeśli ja, rzeczywiście, jak słyszę w tym oświadczeniu, bez przerwy naruszałem tę umowę - tak, tak tam piszą - to ja się pytam, gdzie są te upomnienia na piśmie? Jest u nas prawo pracy, to jest państwo prawa podobno, gdzie są te nagany?
- Na razie na piśmie jest oświadczenie Piotra Waltera, który wyjaśnia, że władze TVN-u oczekiwały od Ciebie oświadczenia o zdementowaniu tak ładnie zapowiadającej się kariery politycznej w "Newsweeku", nie gdzie indziej.
- Ja - dziennikarze "Newsweeka" pewnie mają to nagrane - mówiłem parędziesiąt razy, że nie mam żadnych planów politycznych, taką samą deklarację chciałem złożyć w "Faktach". Co więcej, i są na to tysiące świadków w największych miastach w całej Polsce, gdzie miałem spotkania autorskie od października, i na każdym z tych spotkań, jeśli tylko padało pytanie, a często padało: "Czy ma pan jakieś plany polityczne", odpowiadałem: "Nie, kategorycznie nie". Ludzie, pogadajmy o Polsce i o tym, co w tym kraju jest nie tak. To naprawdę być może jest jakąś wskazówką, jak chora jest nasza demokracja, że wystarczy, że ktoś napisał książkę o Polsce, by uznano, że on musi mieć jakieś aspiracje polityczne. Nie miałem, nie mam - podkreślałem to.
- Chciałbyś dostać złoty zegarek z wygrawerowanym: "Dziękuję Ci, Tomku"?
- Nie, chciałbym usłyszeć proste "dziękuję" i szkoda że nie usłyszałem.
Rozmowę w radiu RMF FM przeprowadził wczoraj TOMASZ SKORY
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?