Wójt Zielonek Bogusław Król rozdaje egzemplarze zakupione przez gminę dla szefów jednostek OSP Fot. Barbara Ciryt
Publikacja licząca 800 stron została wydana pod redakcją Stanisława Bukowaca. W Zielonkach była promocja tej książki. Gmina zakupiła dla strażaków 200 egzemplarzy. Druhowie z dumą przeglądali karty opisujące historie ich jednostek.
Tadeusz Trela, prezes Ochotniczej Straży Pożarnej w Garlicy Murowanej pokazuje zdjęcie na okładce. - To fotografia, która wisi w naszej remizie - mówi. - Książka jest dla nas niezwykle ważna. Poznajemy tu na zdjęciach naszych dziadków czy pradziadków, który byli strażakami i czytamy historię ich pracy. Najstarszym mieszkańcom zanosimy książkę, żeby na zdjęć rozpoznawali ludzi dowiadujemy się wiele o założycielach jednostek strażackich - mówi.
- Książka ta jest podziękowaniem dla strażaków za niesioną przez nich pomoc społeczną. To podkreślenie wartości pracy ochotników - mówi redaktor naczelny publikacji Stanisław Bukowiec, polonista i strażak - prezes OSP Chodenice. Odwiedzał jednostki i nakłaniał druhów, by opowiadali ciekawe historie. - W Skale mówili mi jak w czasie wojny był zakaz używania i przechowywania polskich symboli, w tym także sztandarów. A strażacy taki mieli i ukrywali. Niemcy go szukali, trafili do gospodarza, który miał ten sztandar. Wyparł się. Żołnierze przeszukali dom i obejście, nic nie znaleźli. Potem poszli do gospodarza na poczęstunek. Zasiedli przy stole, gdzie pod obrusem był sztandar. I został tam do końca. To pokazuje, ze strażacy nie tylko uczestniczą w akcjach, ale są narażeni na ryzyko i potrafią bronić swoich idei - mówi Bukowiec.
W części dotyczącej Zielonek współautorem książki jest dr Mateusz Wyżga. Opowiada o historii, kiedy nie było jeszcze straży. - Po wioskach chodził wówczas stróż, pojawiał się najczęściej nocą z rogiem zawieszonym na piersiach i kiedy widział nieszczęście trąbił. Ludzie mieli obowiązek wstać i ratować się lub spieszyć na pomoc innym. Jednak brakowało tych, którzy z poświęceniem walczyli o dobytek. Problem rozwiązało powstanie straży - mówi.
Dr Wyżga przytacza także historię z zapisów kościelnych z Cianowic. To był XVIII wiek. Ówczesny proboszcz zapisał w księgach parafialnych, że pochował zwęglone szczątki kobiety i jej dzieci. Zginęli w pożarze. - Gdyby wtedy były straże, ci ludzie mogliby jeszcze długo żyć - zaznacza współautor publikacji.
Książka o strażakach krakowskich i podkrakowskich jest 10 wydaniem z tego cyklu. Swoje publikacje mieli już strażacy bocheńscy, brzescy, sądeccy, wieliccy i wielu innych. Za siedem poprzednich wydań redaktor naczelny otrzymał nagrody w konkursie na prace popularno-naukowe i badawcze dotyczące historii pożarnictwa.
Strażacy mieli okazję opisać w tej książce najbardziej spektakularne akcje w swoich jednostkach. - Dla nas współcześnie największymi wyzwaniami były pożary domu wielorodzinnego w Trojanowicach, gdzie musieliśmy walczyć nie tylko z ogniem, ale także niezwykle silnym wiatrem - opowiada Jan Palimąka, komendant Zarządu Gminnego OSP w Zielonkach. - Zwiewał nam nawet wodę, która laliśmy na budynek - podkreśla. Ta opowieść również znalazła się w książce. A obok jest jeszcze jedna o akcji ratunkowej w stadninie koni "Botoja" w Korzkwi. Zginęło wówczas 11 koni, które udusiły się dymem.
BARBARA CIRYT
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?