Problem dostrzegli m.in. strażacy z Ochotniczej Straży Pożarnej w Wołowicach w gminie Czernichów (pow. krakowski), jednostki należącej do Krajowego Systemu Ratowniczo-Gaśniczego. Z ich wyliczeń wynika, że nawet jeśli członkowie jednostki mieszkają w odległości 3 km od remizy, to gdy jadą przepisowo, dotarcie do niej zajmuje kilka minut. Później muszą się przebrać, zgłosić gotowość do wyjazdu, a czasem jeszcze czekać na kierowcę. A na dojazd na miejsce akcji mają 15 minut od chwili, w której zawyje syrena lub otrzymają SMS z komendy Państwowej Straży Pożarnej. Inaczej muszą się tłumaczyć z opóźnienia. A co najgorsze, wydłużenie czasu dojazdu do pożaru czy wypadku może skutkować ofiarami śmiertelnymi.
- Przecież w przypadku zakleszczenia osób w samochodzie liczy się każda sekunda. Trzeba je wyciąć, wyjąć z wraku, zatamować krwawienie i tak dalej. Skoro strażak dostał wezwanie, szybki dojazd do remizy należałoby uznać za stan wyższej konieczności, a nie jego fanaberię - tłumaczy Marian Paszcza, prezes OSP w Wołowicach.
Strażacy zainteresowali problemem krakowskiego posła Józefa Lassotę (PO), a ten skierował w tej sprawie interpelację do minister spraw wewnętrznych Teresy Piotrowskiej. - To, czy zatrzymany za przekroczenie prędkości strażak jedzie do akcji czy do dziewczyny, łatwo byłoby zweryfikować, bo większość z nich dostaje wezwanie SMS-em - mówi Lassota.
Złudzeń nie pozostawia starszy sierżant Janusz Nowobilski z Wydziału Ruchu Drogowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Krakowie. Tłumaczy, że prawo niestosowania się do przepisów mają tylko kierowcy pojazdów uprzywilejowanych. A takim nie jest prywatny samochód strażaka ochotnika. - Dlatego nie ma co liczyć na naszą pobłażliwość, prawo obowiązuje wszystkich jednakowo. Gdy strażak ochotnik przekroczy w terenie zabudowanym prędkość o 50 kilometrów na godzinę, straci prawo jazdy - mówi st. sierż. Janusz Nowobilski.
Strażacy z Małopolski nie ukrywają, że dotychczas radzili sobie z problemem na różne sposoby. Zwykle wiedzą, gdzie stoją fotoradary, o patrolu z "suszarką" informują mruganiem świateł kierowcy jadący z naprzeciwka. A nawet jak dojdzie do zatrzymania, zwykle robią to znajomi policjanci, z którymi wiele razy brali udział w akcjach ratowniczych po wypadkach na drogach. I są w stanie zrozumieć pośpiech. Tyle że dotąd w grę wchodził tylko mandat, a nie utrata prawa jazdy.
- Adrenalina adrenaliną, a zdrowy rozsądek zdrowym rozsądkiem. Bo może niekoniecznie trzeba jechać 50 km na godz., ale też nie 150 km na godz. - mówi Jerzy Herma z Grupy Poszukiwawczo-Ratowniczej OSP w Kętach. - Podstawowa zasada obowiązująca w ratownictwie brzmi: "dobry ratownik to żywy ratownik". I tego się trzymajmy. Sami mieliśmy przypadki, że strażak jechał na wezwanie, przeszarżował i dachował. Albo "siedział" w płocie.
Z danych Związku Ochotniczych Straży Pożarnych RP wynika, że w Polsce istnieje ok. 18 tys. jednostek OSP, w których udziela się ok. 700 tys. strażaków ochotników. Marian Paszcza zaznacza: - Nie chodzi o przyzwolenie na łamanie prawa, ale o taryfę ulgową w szczególnych przypadkach.
MSW na razie nie zna sprawy. Do resortu nie dotarły ani skargi strażaków, ani interpelacja posła Lassoty. - Jak tylko tak się stanie, kwestia ta zostanie przez ministerstwo szczegółowo przeanalizowana - zapewnia rzeczniczka MSW Małgorzata Woźniak.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?