Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Strefa mroku, sieć i radość postępu

Redakcja
"Najgęstsza sieć na wschodzie od czasów KGB". Takiej treści banner reklamowy stoi w hollu jednego z biurowców w centrum Krakowa. W czym rzecz? Otóż, w ten niewątpliwie przykuwający uwagę sposób reklamują się pewne linie lotnicze, oferując najlepsze połączenia do największej liczby miast w Europie Wschodniej.

MAREK LASOTA

Ciekawe, czy copywriterzy wpadli na pomysł, by w ramach tej samej kampanii reklamowej użyć hasła brzmiącego na przykład: "na pokładach naszych samolotów przeżyjesz równie bombowe wrażenia jak w samolotach Luftwaffe". Jeśli nie wpadli, to polecam. Za skromne honorarium.
Wracając zaś do przywołanego na początku sloganu, warto dodać, że owa sieć rozpościerać się ma z Wiednia na naszą część Europy. Miasto to w rozmaitej literaturze sensacyjnej było obszarem ścierania się wpływów różnych służb wywiadowczych, zwłaszcza cieszącego się ponurą sławą sowieckiego KGB. Nie jestem pewien, czy skojarzenie to przynosi chlubę wspominanej z łezką w oku przez mieszkańców Galicji c.k. stolicy i czy aby nie burzy jej sielankowego wizerunku jaki trwa w sentymentalnych duszach mieszkańców otoczonych Plantami kamienic.
Ale mniejsza o sentymenty. Poważnie podchodząc do problemu, nie sposób oprzeć się wrażeniu, że trwająca, w którejś tam RP, zabawa Peerelem i podejmowane wielkie wysiłki, by w świadomości zbiorowej twór ten zapisał się wyłącznie jako miniony, kilkudziesięcioletni okres, kiedy żyło się - patrząc z dzisiejszej perspektywy - może niełatwo, ale jakże zabawnie i w sumie przyjemnie. Wysiłki te przybierające postać licznych wydawnictw książkowych traktujących o absurdach realnego socjalizmu, edycji płyt DVD z zapisem najzabawniejszych programów propagandowych tamtych lat, otwierania kolejnych knajp i pubów z wystrojem nawiązującym do klimatu tamtej epoki (aczkolwiek ponoć akurat to jest już cokolwiek passé) itd. budzą, skądinąd zrozumiałą w dobie wyścigu szczurów, nostalgię za siermiężnością i ospałością lat sześćdziesiątych i późniejszych. O dzielnym psie (zauważmy, że był on owczarkiem niemieckim, czyli uosobieniem postępowej, antyhitlerowskiej części społeczeństwa niemieckiego) i jego czterech towarzyszach w rudym czołgu oraz o schizofrenicznym kapitanie Abwehry, który sam już nie był pewny czy jest Niemcem, Rosjaninem czy Polakiem i dla kogo tak naprawdę pracuje, nie wspomnę.
Nie ma nic złego w usuwaniu zbędnego patosu z publikacji o tamtych czasach, ale jedynie wówczas, gdy przynajmniej próbuje się zachować pewne proporcje. Czy w chwili, gdy do kin gna się wojsko i młodzież szkolną na seanse filmu "Katyń", zachęcanie do korzystania z sieci połączeń lotniczych "równie gęstej jak sieć KGB" jest najfortunniejszym chwytem marketingowym? Nawet jeśli skutecznym, to z pewnością nie na miejscu.
Problem, niestety, nie jest nowy. Nikomu przy zdrowych zmysłach nie przyszłoby do głowy wykorzystywanie w reklamie lub w popkulturze jakichkolwiek motywów kojarzących się z holokaustem i zbrodniami hitlerowskimi w ogóle. Ale zbrodnie sowieckie i komunistyczne to - jakoby - zupełnie co innego. Nic bliższego o nich nie wiadomo, a ci, którzy próbują dociekać prawdy o nich, uznawani są w najlepszym wypadku za zauroczonych lustracją oszołomów, w najgorszym zaś podejrzewani o godne pogardy pragnienie zemsty i niszczenie ludzi ponoć będących w istocie ofiarami tamtego systemu.
Zapewne nieprzypadkowo jeden z nieuchronnie przemijających już idoli polskiego ekranu w wywiadzie udzielonym w Moskwie jednej z rosyjskich gazet porównał IPN do KGB. Tydzień temu miałem zaszczyt uczestniczyć w Areopagu Gdańskim. Jedną z jego części był panel poświęcony diagnozowaniu etosu Polaków. I choć jako uczestnicy mieliśmy precyzyjnie określone tematy naszych wystąpień, to i tak idol ów nie powstrzymał się przed efektownie wyrażaną satysfakcją z wyjścia 21 października ze strefy ciemności do upragnionego od dwóch lat światła. Pozwoliłem sobie na wyrażenie spostrzeżenia, że zanim to nastąpiło, dwa lata wcześniej naród demokratycznie podjął pewną decyzję, a do tegorocznych, przedwczesnych wyborów doszło dlatego, że "moce ciemności" same poddały się demokratycznej weryfikacji.
Krótko mówiąc, ja 21 października zrozumiałem, że jestem świadkiem dojrzałości Polaków, odpowiedzialnie i coraz liczniej korzystających z mechanizmów demokratycznych. Każda inna interpretacja tego, co dzieje się w Polsce od dwóch lat, kiedy wybraliśmy parlament i prezydenta, co działo się podczas rządów koalicji tworzonej przez PiS, po tegoroczne wybory parlamentarne przynoszące zwycięstwo PO, po prostu mnie obraża i smuci. Zwłaszcza gdy takie interpretacje wypowiadają ludzie z natury rzeczy obdarzeni zdolnością do realistycznego i krytycznego patrzenia na rzeczywistość.
Nie mam odczucia, że wyszedłem ze strefy cienia do wszechogarniającego blasku postępu, tak jak nie zgadzam się z przekonaniem redaktora naczelnego "Gazety Polskiej", jakoby sroga listopadowa zima w Krakowie była skutkiem wyborczego zwycięstwa PO. Zaczynam cieszyć się z tego, że stajemy się narodem dojrzalszym, rozumiejącym znaczenie poświęcenia kilkunastu niedzielnych minut na pójście do lokalu wyborczego. To rodzi, uzasadnioną tym razem nadzieję, że żyjemy w coraz normalniejszym kraju. I nie zmienią tego wyczyny marketingowe sieci lotniczych ani gorliwi wyznawcy Peerelu, ani tym bardziej wymachujący szabelką postępu harcownicy "światłości".
\* Autor jest p.o. dyrektora krakowskiego oddziału IPN, autorem książki "Donos na Wojtyłę".

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski