MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Strzelanina w Wolbromiu. Tak mąż z żoną walczą o dzieci

Katarzyna Sipika-Ponikowska
Katarzyna Sipika-Ponikowska
Katarzyna Ponikowska
Mieszkańcy Wolbromia nadal żyją strzelaniną, do jakiej doszło 7 stycznia na os. Łokietka. W mieście huczy od plotek. Mówi się, że to zdradzony mąż strzelał do swojej żony albo, że ta odeszła od niego, bo był agresywny. My dotarliśmy do sprawcy strzelaniny i potencjalnej ofiary. Ta historia nie jest prosta.

Chciałbym zamieszkać razem ze swymi synami
38-letni Emre G. jest właścicielem budki z kebabem przy ul. Mariackiej. Chętnie opowiada o styczniowych wydarzeniach.

- Zaraz pokażę, kto tu jest poszkodowany - otwiera się na rozmowę.
Przy budce ma zamontowany monitoring. Na komórce włącza film nagrany przez kamery. Widać na nim czterech mężczyzn, którzy piją piwo i kręcą się wokół przyczepy, coś mówią. Stoją tak dłuższą chwilę.

Jest ok. godz. 17, czyli jakieś dwie godziny po strzelaninie.
- To nie jest pierwszy raz. Przychodzą zawsze ci sami. Straszą mi pracowników, grożą, wyzywają. Ludzie boją się zamknąć knajpę i iść do domu. Nikt nie chce już u mnie pracować. Wiele razy sam słyszałem „Turek, wypierd...!” - żali się Emre G. - Nawet policja powiedziała mi ostatnio, że lepiej by było dla mnie, żebym się wyniósł - dodaje rozgoryczony.

Emre pochodzi z Turcji. Tam mieszka jego rodzina. On sam jeździł trochę po świecie. Mówi, że chwytał się różnych prac i studiował ekonomię na uniwersytecie w Irkucku. Siedem lat temu przyjechał do Polski na Śląsk. Tam poznał swoją obecną żonę, Annę. Wzięli ślub. Mają dwoje dzieci. Ediz ma trzy lata, Efe Semi - pięć.

Jakieś cztery lata wstecz zaczęło się między nimi psuć. - To wina żony, która mnie zdradziła i teściowej. Nienawidziła mnie, bo jestem Turkiem i muzułmaninem. Zniechęcała do mnie Annę - przekonuje Emre. - Teraz wyprowadziła się. Z tego co wiem, to ona zaniedbuje dzieci - mówi o swojej żonie.

Emre ma żal do Anny, że od sześciu miesięcy nie widział swoich synów. A, jak przekonuje, chciałby brać udział w ich wychowaniu.

Nikt nie chce mi pomóc, bo jestem Turkiem
Emre ma dwa mieszkania w Wolbromiu i Mysłowicach. Urządzone.
- Chłopcy mają swoje pokoje. Niczego im u mnie nie brakuje. Na brak pieniędzy nie narzekam - opisuje swoją sytuację materialną. - Mam dwa „kebaby”. Stać mnie, żeby mojej rodzinie dobrze się żyło. Ja po prostu chcę odzyskać swoje dzieci, nie chcę, żeby wychowywały się bez ojca. Tymczasem żona ciągle kłamie, prowokuje mnie, żebym miał problemy z prawem, żebym był karany, żebym nie miał szans na opiekę nad dziećmi. Oskarża mnie, że ją biję, ale tak nie jest - zarzeka się.
Emre twierdzi, że 7 stycznia miał się wreszcie spotkać z synami.

- Ubłagałem żonę, żeby się zgodziła. Umówiliśmy się na os. Łokietka. Niestety, zamiast niej zjawiło się kilku mężczyzn z kijami - przedstawia swą wersję wydarzeń. - Owszem, strzeliłem do nich z tej gazówki. Musiałem się bronić - podkreśla.
Jednocześnie skarży się i na policję, i na urzędników, że nikt nie chce mu pomóc. - Jest dobrze, kiedy płacę podatki, ale żeby obronić mnie przed chuliganami, to już nikt nie reaguje - żali się.

Wzięłam leki, miałam tego dość, chciałam się zabić
Odwiedziliśmy Annę i jej synów, aby sprawdzić, jak ona postrzega tę sytuację. - Pewnie Emre naopowiadał o mnie same kłamstwa - mówi już w progu. - Czy tutaj wygląda źle, dzieciom dzieje się krzywda? - pyta, zapraszając do pokoju.
Rzeczywiście, jest schludnie. Nie widać nigdzie śladów zaniedbania.

Do mamy tuli się Enez, który nie daje jej wytchnienia ani na chwilę. Kobieta ma jednak cierpliwość. Głaszcze chłopca po głowie, całuje.

Jednocześnie zaczyna opowiadać swoją historię.
- Poznaliśmy się w listopadzie 2009 r. Kiedy wzięliśmy ślub, znaliśmy się 1,5 miesiąca - wyjaśnia pani Anna. - On namówił mnie do tego, obiecywał złote góry. A ja chciałam mu pomóc, bo mówił, że gdyby nie wziął ślubu, to groziła mu deportacja z Polski. Wprowadziliśmy się do mieszkania mojej matki w Chorzowie. Emre początkowo w ogóle nie pracował, potem tylko dorywczo. Przynosił do domu parę groszy, moja matka opłacała mieszkanie. Ale jakoś nam się żyło.

Jak twierdzi kobieta, awantury zaczęły się, gdy była już w siódmym miesiącu ciąży.

- Przyszedł do domu jakiś odurzony. Uciekłam do znajomych do Jaworzna - mówi pani Anna. - Emre zaczął nam wygrażać, nakazał znajomym odwieźć mnie do domu. Szarpał, krzyczał. W końcu się pogodzili.

Pojechali do Turcji. Tam Anna urodziła pierwszego syna. Następnie wrócili do kraju, ale jak twierdzi kobieta, było coraz gorzej.
- Alkohol, zdrady, szarpanie mnie i wyzywanie od najgorszych. Raz uderzył mnie w twarz, innym razem przystawił nóż do gardła - wylicza ze łzami w oczach kobieta. - Bałam się go. Ale potem przepraszał, więc mu wybaczałam - mówi.

W 2013 r. urodził się Ediz. Rok później rodzina przeprowadziła się do Dąbrowy Górniczej, gdzie Emre otworzył kebab. Potem, w wakacje 2015 r. zdecydowali się na przyjazd do Wolbromia, żeby otworzyć następny lokal.

Anna: - Było coraz gorzej. Zakazał mi kontaktu z matką. Nie pozwalał gotować polskich potraw, miały być tylko tureckie. Kazał mi czytać koran. Musiałam usługiwać jego kolegów, traktował mnie jak niewolnicę, przyduszał. Bił też po twarzy starszego syna. Nie wytrzymałam. Wzięłam leki i popiłam je alkoholem. Chciałam się zabić. Miałam dość…

Groził, że mnie zabije i wywiezie synów
W sierpniu 2016 r. Anna zdecydowała się uciec. Poszła po pomoc na policję i do opieki społecznej. Skierowali ją do Ośrodka Interwencji Kryzysowej i Wsparcia Ofiar Przemocy w Tarnowie.

- To nie było łatwe. Kiedy powiedziałam, że chcę odejść, zagroził, że mnie zabije, a synów zabierze do Turcji. Boję się tego człowieka - przyznaje Anna, pokazując na Facebooku zdjęcia Emre. Pozuje na nich z bronią i alkoholem.
Z ośrodka Anna przyjeżdża do Wolbromia na przepustki - do swojej przyjaciółki Basi.

- Mam w niej ogromne oparcie. To ona pomogła mi podjąć decyzję o ucieczce - mówi Anna. - Tymczasem Emre przyjeżdża do niej pod blok, grozi jej śmiercią, wymachuje nożem. Policja nic z tym nie robi. Musi chyba dojść do tragedii, żeby się tym człowiekiem wreszcie zajęli.

Policja prowadzi obecnie dochodzenie w sprawie
Sobota, 7 stycznia, ok. godz. 15. Na osiedlu Łokietka słychać strzały. Ktoś krzyczy.
Barbara, przyjaciółka Anny:

- Anna zdecydowała się z nim spotkać. Mówiłam jej, żeby poszła sama, żeby dzieci zostawiła w domu, bo nie wiadomo, co on zrobi. Poszłam z nią. Wtedy wyskoczył Emre, zaczął do nas strzelać. Po czym wsiadł do samochodu i uciekł. To nieobliczalny człowiek.

Tego samego dnia Emre G. został zatrzymany przez policję.
- Zatrzymany, Emre G. usłyszał zarzuty gróźb karalnych wobec dwóch osób, m.in. swojej żony - informuje Cezary Dyląg z Prokuratury Rejonowej w Olkuszu.

Prokurator zastosował też policyjny dozór oraz zakaz zbliżania się do pokrzywdzonych. Policja nadal prowadzi w tej sprawie dochodzenie nadzorowane przez prokuraturę.

W krakowskim sądzie toczy się także sprawa rozwodowa. Następna rozprawa 18 kwietnia.
- Takie sprawy są najtrudniejsze. Obydwie strony czują się pokrzywdzone, nie potrafią już ze sobą rozmawiać. Nie wiadomo, co w ich historii jest prawdą - mówi Ewa Sadkowska, psycholog rodzinny z Krakowa. - Dla dobra dzieci, tej rodzinie przydałaby się pomoc psychologiczna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Strzelanina w Wolbromiu. Tak mąż z żoną walczą o dzieci - Gazeta Krakowska

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski