Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Studia nie dają pracy młodym? To tylko mit

Zbigniew Bartuś
Rynek pracy. Bezrobocie wśród osób z wyższym wykształceniem spadło w Polsce poniżej 5 procent, mimo że jest ich o 2 miliony więcej niż przed dekadą

Uczelnie masowo produkują bezrobotnych - krzyczą od kilku lat przedsiębiorcy, politycy, a za nimi media. Okazuje się, że nic bardziej mylnego! Owszem, od wybuchu światowego kryzysu w 2008 roku odsetek licencjatów, magistrów i inżynierów bez pracy przez kilka lat rósł, ale głównie dlatego, że rekordowo dużo ludzi kończyło studia.

PRZECZYTAJ KOMENTARZ AUTORA: Pożyjemy z wiedzy lub ją zmarnujemy

Co istotne, ów przejściowy skok bezrobocia wśród ludzi z dyplomem był w Polsce dużo niższy niż w przeważającej części krajów Europy. Dzięki temu mamy dziś niższe bezrobocie wśród osób wykształconych niż Francja, Irlandia, Włochy, o Hiszpanii i Portugalii nie wspominając. Gonimy przy tym Szwecję oraz Finlandię, której zrównoważony i hojnie finansowany przez państwo system edukacji jest stawiany w świecie za wzór.

Generalnie nic tak skutecznie nie chroni w Polsce przed bezrobociem, jak wyższe wykształcenie - nawet jeśli jego jakość bywa powszechnie kwestionowana.

W chwili przystąpienia naszego kraju do Unii Europejskiej, czyli w 2004 roku, 7,3 proc. Polaków z wyższym wykształceniem nie mogło zdobyć pracy. Był to jeden z najgorszych wyników na kontynencie - większe (ale tylko trochę) problemy z zatrudnieniem mieli absolwenci wyższych szkół w Hiszpanii, Chorwacji i Grecji; średnia dla UE stopa bezrobocia ludzi z dyplomami wynosiła wtedy 5,8.

W kolejnych latach odsetek ten radykalnie w Polsce malał (do 3,8 proc. w roku 2008), mimo że na rynek pracy wchodzili nowi absolwenci i to w coraz większej liczbie. W roku 2008 uczelnie wypuściły ich osiem razy więcej, a w 2010 prawie dziesięć razy więcej niż w roku 1990!

Jak zauważa dr Elżbieta Inglot-Brzęk, autorka pracy "Przemiany demograficzne a rozwój szkolnictwa wyższego w Polsce", niewielu Polaków pamięta dziś, że w pierwszym roku przemian wszystkie uczelnie w naszym kraju skończyło zaledwie 48,7 tys. osób. To mniej niż w ubiegłym roku wypuściły na rynek szkoły wyższe tylko w samej Małopolsce! Według ogłoszonych właśnie wstępnych danych GUS, było to ponad 52 tys. ludzi. Prawie co piąty z nich skończył UJ, niemal co szósty - AGH, co dziewiąty - Uniwersytet Ekonomiczny w Krakowie.

Z analiz dr Anny Baranowskiej-Rataj z Instytutu Statystyki i Demografii Szkoły Głównej Handlowej wynika, że wszyscy ci absolwenci mają statystycznie o wiele większe szanse na znalezienie pracy niż ludzie bez dyplomów wyższych uczelni. W najświeższym opracowaniu, przygotowanym dla Forum Obywatelskiego Rozwoju Leszka Balcerowicza ("Praca dla absolwenta - trudno znaleźć, łatwo stracić?"), specjalistka rozprawia się z jeszcze jednym mitem: że pewność pracy dają szkoły edukujące inżynierów, a bezrobotnych "produkują" głównie uczelnie kształcące na kierunkach typu "marketing" i "zarządzanie".

- Kierunki biznesowe zapewniają szanse zawodowe porównywalne do uczelni technicznych - mówi dr Baranowska--Rataj. I dodaje, że "osoby młode (z dyplomem) poszukujące pracy znajdują zatrudnienie częściej niż osoby w wieku dojrzałym".

Naukowcy podkreślają, że wszystko to doskonale widać w statystykach Eurostatu, czyli europejskiego urzędu statystycznego, tylko trzeba chcieć po nie sięgnąć - a nie ulegać modzie na mówienie i pisanie o rzekomo "straconych pokoleniach - młodych wykształconych Polaków".

Pracodawcy zwracają coraz mniej uwagi na ukończony kierunek studiów
Według najnowszych danych GUS (za ostatni kwartał 2014), bez pracy pozostaje 4,6 proc. Polaków z wyższym wykształceniem. To wprawdzie wynik gorszy od najlepszego (3,8 proc. w roku 2008), ale jednocześnie - jeden z najlepszych w wychodzącej z kryzysu Europie. Średni wskaźnik dla całej Unii wynosi 6,4 proc., ale w Grecji jest to ponad 20 proc., a w Hiszpanii - ponad 16 proc.

Prymusami pod tym względem są obecnie Niemcy (2,5 proc.), a za nimi Maltańczycy (2,6 proc.) oraz Czesi (2,8 proc.) i Austriacy (3,2 proc.). Gorszy od polskiego wynik notują natomiast Włosi, Francuzi i Irlandczycy. Trzeba przy tym pamiętać, że w naszym kraju zdecydowanie szybciej niż gdzie indziej przybywa ludzi z dyplomami uczelni.

48 tysięcy absolwentów z Krakowa
W 1999 roku szkoły wyższe ukończyło 170 tys. osób, w 2004 - 383 tys., a w 2010 - ponad 475 tys. Według ogłoszonych właśnie wstępnych danych GUS - w ubiegłym roku przybyło nam 424,5 tys. osób z wyższym wykształceniem, z czego aż 52,5 tys. w samej Małopolsce (ok. 48 tys. z nich skończyło uczelnie w Krakowie!).
Efekt? Wśród polskich 50-latków tylko nieco ponad 10 proc. ma wyższe wykształcenie (jedna trzecia - średnie, 40 proc. - zasadnicze, 15 proc. - gimnazjalne lub niższe). Wśród 30-latków jest to już 32 proc. (34 proc. średnie, 20 proc. zasadnicze, 8 proc. gimnazjalne, kilka procent nadal się uczy). W kolejnych pokoleniach ów odsetek jeszcze wzrośnie. Według OECD studiuje już ponad połowa polskich dwudziestolatków; ponad 60 proc. Polaków kończących studia zdobywa tytuł magistra - to rekord świata.

Pracodawcy stale narzekają przy tym na niski poziom owych studiów, a przede wszystkim - ich niedostosowanie do potrzeb rynku.

Jak to wygląda w praktyce? W 2004 roku mieliśmy około 3 mln osób aktywnych zawodowo z wykształceniem wyższym. Teraz jest ich już ponad 5 milionów. Mimo tak ogromnego przyrostu - ponad 95 proc. z nich znalazło pracę. Jaką?

Owszem, zdarza się, że licencjaci kasują towary w hipermarkecie lub sprzedają w butikach. Przytłaczająca większość pracuje jednak w profesjach powiązanych z ukończonym kierunkiem lub wymagających wiedzy i kwalifikacji na poziomie studiów wyższych. Według najświeższego "Barometru zawodów", badającego zapotrzebowanie na poszczególne profesje w Małopolsce (barometr.obserwatorium.malopolska.pl), największe problemy ze znalezieniem pracy mają mieć pedagodzy, pracownicy administracyjni i socjologowie.

- Tylko że ja nie spotkałem jeszcze bezrobotnego socjologa. Są na tyle kompetentni i elastyczni, że bez problemu znajdują pracę - komentuje prof. Marian Niezgoda, socjolog z UJ.

Pracodawcy coraz rzadziej zwracają dziś uwagę na ukończony kierunek studiów, a coraz bardziej na inne kwestie. Jak wynika z badań SGH i firmy E&Y, najważniejszym kryterium przy podejmowaniu decyzji o zatrudnieniu absolwenta uczelni są jego kompetencje osobiste i interpersonalne (32 proc. wskazań), kompetencje intelektualne i akademickie (25 proc.) oraz udział w stażach i praktykach zawodowych (22 procent). Skończony kierunek jako istotny wskazało tylko 7 proc. pracodawców!

Na Podhalu inaczej niż pod Wawelem
Wiele zależy tu także od potrzeb lokalnego rynku pracy. Wśród najbardziej poszukiwanych (deficytowych) zawodów w powiecie tatrzańskim w ogóle nie ma fachów wymagających wykształcenia wyższego, ale już w powiecie oświęcimskim stanowią one jedną czwartą, w tarnowskim - połowę, a w Gorlicach - dwie trzecie.

Również wśród 30 profesji deficytowych w Krakowie większość to te, które wymagają studiów (administratorzy systemów komputerowych, analitycy i operatorzy systemów teleinformatycznych, filolodzy i tłumacze, inżynierowie automatyki i robotyki, inżynierowie mechanicy, lekarze, finansiści i księgowi ze znajomością języków obcych).

Młodym (od 25 do 29 lat) absolwentom uczelni wyższych o wiele łatwiej znaleźć pracę niż ich kolegom i koleżankom bez dyplomów - wynika z analiz prof. Marii Drozdowicz-Bieć dla FOR ("Młodzi wykształceni, ale bezrobotni. Fakty i mity"). Proste statystyki jasno pokazują też, że w okresach kryzysów gospodarczych o wiele częściej zwalniani są robotnicy i pracownicy biurowi niż ludzie z wyższym wykształceniem.

- W dotychczasowej historii światowych kryzysów gospodarczych zdarzyła się tylko jedna recesja, kiedy "białe kołnierzyki" w większym stopniu narażone były na utratę pracy niż tzw. "niebieskie kołnierzyki". Zjawisko to towarzyszyło krótkotrwałej i niezbyt dotkliwej recesji "dotcomów" z 2000 roku - przypomina prof. Drozdowicz-Bieć, dodając, że "im wyższe wykształcenie, tym stopa bezrobocia niższa".
Ponadto osoby z wyższym wykształceniem, które utraciły pracę, szybciej ją ponownie znajdują. W najmniejszym stopniu uderza w nie również zjawisko tzw. umów śmieciowych (dotyczy niespełna 20 proc. osób z dyplomami). Zdaniem pani profesor, byłoby jeszcze lepiej, gdyby sektor prywatny mądrzej i efektywniej inwestował pieniądze - zapotrzebowanie na ludzi wykształconych byłoby wtedy wyższe.

Przewaga wynikająca z wykształcenia rośnie w okresach rozkwitu gospodarczego - firmy zwiększają wówczas inwestycje i wydatki na cele badawczo-rozwojowe, a to wymaga zaangażowania specjalistów.

Jak sobie radzą absolwenci z Krakowa
W rok po studiach pracuje ponad 91 proc. absolwentów Politechniki Krakowskiej z rocznika 2013, a pracy szuka tylko 6,5 proc. - wynika z ostatniego badania Biura Karier tej uczelni. Po trzech latach od ukończenia studiów sytuacja inżynierów z dyplomem Politechniki jest jeszcze lepsza - pracuje 93 proc. Wyraźnie rosną też ich zarobki oraz odsetek zatrudnionych na czas nieokreślony i pracujących w wyuczonym zawodzie.

- To potwierdza, że inżynierowie po Politechnice Krakowskiej bardzo dobrze radzą sobie na rynku pracy - szybko po studiach znajdują wysokopłatną pracę, a z biegiem czasu ich pozycja zawodowa oraz wynagrodzenie znacząco rosną - podkreśla Maja Ziętara, szefowa Biura Karier PK.

Jak podaje Grażyna Śliwińska z Centrum Karier AGH, studenci tej uczelni najczęściej już na ostatnim roku studiów intensywnie szukają pracy na pełny etat - "zgodnej z wykształceniem, przynoszącej satysfakcję i należycie wynagradzanej". Ponad 44 proc. absolwentów z roku 2013 podjęło pracę jeszcze przed ukończeniem studiów.

Z analiz wynika, że sytuacja absolwentów AGH tuż po ukończeniu uczelni jest dziś na rynku pracy lepsza niż przed kryzysem 2008 roku: rekordowo dużo z nich ma i utrzymuje pracę (prawie 80 proc., z czego trzy czwarte na etacie), kolejne 3 proc. prowadzi firmy, ponad 3 proc. dalej się uczy. Pracy musi szukać ok. 11 proc. To najmniej od lat! Rekordowo dużo absolwentów ma pracę zgodną z wykształceniem (ponad 60 proc.) lub częściowo zgodną (28 proc.).

- Pozycja absolwenta AGH na rynku pracy jest stabilna i jest wynikiem konsekwentnej realizacji programu kształcenia w oparciu o rzeczywiste potrzeby sektora gospodarczego - kwituje Grażyna Śliwińska.

Agnieszka Feliks-Długosz i Mariola Ostrowska-Zakrzewska zbadały losy zawodowe absolwentów UJ z rocznika 2011/2012 (na próbie ponad 2 tys. osób, czyli 37 proc. owego rocznika). Po roku od ukończenia studiów prawie 70 proc. z nich pracowało (w tym jedna piąta jednocześnie kontynuowała naukę), a 16 proc. kształciło się dalej. Jedynie 15 proc. zadeklarowało, że nie pracuje i dalej się nie uczy, w tym 10 proc. - szukało pracy, ale nie mogło jej znaleźć z uwagi na "brak ofert zgodnych z wykształceniem" (dwie trzecie wskazań) lub "zbyt niskie oferowane zarobki" (jedna trzecia); reszta opiekowała się dzieckiem lub pomagała w rodzinnym biznesie.

Najwyższy odsetek pracujących zanotowano wśród absolwentów matematyki i informatyki (81 proc.), zarządzania i komunikacji społecznej (78 proc.), prawa i administracji (74 proc.) oraz filologii (73 proc.) Prawie trzy czwarte zatrudnionych absolwentów zdobyło pracę w mniej niż trzy miesiące od uzyskania dyplomu. Dwie trzecie otrzymało klasyczny etat. Prawie 70 proc. deklarowało zadowolenie z pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Materiał oryginalny: Studia nie dają pracy młodym? To tylko mit - Dziennik Polski

Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski