Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Substytuty, a nie idole

Redakcja
- Za pomocą sztuczek psychologicznych i socjotechnicznych można wypromować kogoś, kto będzie poważnie się liczył w wyścigu o fotel prezydenta Polski, chociaż byłby człowiekiem nijakim. Przypomnę Stanisława Tymińskiego, który w wyborach prezydenckich w 1990 r. przeszedł do II tury. Naród dopiero wówczas otrzeźwiał i przybysz z Peru przegrał z kretesem. Przyznać jednak muszę, że może dojść do sytuacji, w której uda się wykreować dwóch takich kandydatów, którzy - mówiąc delikatnie - o polityce nie mają bladego pojęcia. Obaj uzyskają w I turze wyborów prezydenckich dwa najlepsze wyniki. I co wtedy? Będziemy zmuszeni w II turze głosować na jednego z nich albo nie pójść do wyborów, ale to niczego nie zmieni. W moim przekonaniu, nie ma szans na wykreowanie olbrzymiego poparcia - sięgającego przynajmniej około 50 proc. - dla jednej osoby, która jest przybyszem znikąd - powiedział nam prof. ZBIGNIEW ZALESKI z Zakładu Psychologii Społecznej UJ oraz Zakładu Psychologii Motywacji i Emocji KUL.

Rozmowa z prof. ZBIGNIEWEM ZALESKIM z Zakładu Psychologii Społecznej UJ oraz Zakładu Psychologii Motywacji i Emocji KUL

   
   - Czy wystarczy mieć przyjemny wygląd, nieco inteligencji i stale pokazywać się w telewizji, aby zostać prezydentem Polski?
   - Moim zdaniem, nie wystarczy. W wyborach prezydenckich ludzie kierują się różnymi motywami, żeby postawić krzyżyk przy którymś z nazwisk. Dla części ważny jest wygląd, dla innych - kompetencje kandydata, ktoś inny natomiast zwraca uwagę na jego przeszłość, kwalifikacje intelektualne, program.
   - W ostatnim sondażu przeprowadzonym przez Pracownię Badań Społecznych na zlecenie tygodnika "Newsweek" dwa pierwsze miejsca zajęli nie politycy, lecz osoby bardzo popularne: Jolanta Kwaśniewska oraz Tomasz Lis, dziennikarz telewizyjny prowadzący "Fakty" w TVN. Czy to oznacza, że najczęstszą motywacją Polaków jest wygląd kandydata i częstotliwość pojawiania się w telewizji?
   - Uważam, że wysokie notowania pani prezydentowej i pana Lisa są przede wszystkim skutkiem wytworzenia się próżni politycznej i społecznej. Próżnia pojawiła się, ponieważ nie ma wyraźnego kandydata na urząd prezydenta, a w mediach o wyborach od wielu miesięcy mówi się sporo. Politycy są niezdecydowani.
   Moim zdaniem, ludzie związani z lewicą - dziennikarze i politycy - wykreowali coś, co na własny użytek nazywam "efektem Joli". Polega on na lansowaniu osoby zadbanej, miłej, kulturalnej, ładnej i lubianej. Ludzie natomiast mają potrzebę wypełnienia wszelkich próżni społecznych. W omawianym przez nas przypadku tę lukę zapełnia Jolanta Kwaśniewska.
   - Większości Polaków wystarcza zatem, aby kandydat na prezydenta był lubiany i atrakcyjny?
   - Na razie wystarcza. Tak będzie przynajmniej dotąd, dopóki nie pojawi się poważny kandydat.
   - Nie zaskakuje Pana popularność Jolanty Kwaśniewskiej i Tomasza Lisa w sondażach prezydenckich?
   - W żadnym wypadku. Na przykładzie pani Kwaśniewskiej widać, że ona sama i jej otoczenie doskonale wiedzą, co robić, aby się podobać. Pani prezydentowa jawi się nam jako osoba sympatyczna, współczująca, szlachetna, religijna, jechała nawet w papamobile. Ludzie tak ją postrzegają.
   - I w sondażach prezydenckich okazują jej poparcie. Czy oznacza to, że sporej grupy Polaków nie obchodzą kwalifikacje merytoryczne kandydata na prezydenta?
   - Proszę nie traktować zbyt poważnie sondaży przeprowadzanych na obecnym etapie. Ja się absolutnie nie dziwię obywatelom, że dzisiaj deklarują oddanie głosów na panią prezydentową czy na pana Lisa. Przecież tak naprawdę ankietowani mówią, że podobają się im ludzie, którzy dają się lubić. Czy to źle? Nie, świadczy to o tym, że generalnie jesteśmy uczciwi, spontaniczni, nie kierujemy się wyrachowaniem. Jeżeli kogoś nie interesuje dana dziedzina do głębi - w tym wypadku polityka - to myśli o niej powierzchownie, "na skróty", kierując się bardziej intuicją oraz zewnętrznym oglądem.
   - Jaka część naszego społeczeństwa myśli o polityce "na skróty"?
   - Precyzyjnych ani w miarę dokładnych liczb nie podam, ale na pewno jest to dość znaczący odsetek. Proszę pamiętać, że nasz gatunek generalnie cechuje się lenistwem poznawczym. Ale też nie jest tak, że owo lenistwo poznawcze jest wszechobecne.
   - Piotr Tymochowicz, kreator wizerunku polityków, twierdzi, że jest w stanie niemal z każdego zrobić prezydenta, nawet z osoby chorej psychicznie. Czy ma rację?
   - Teoretycznie, tak. Przecież wyśmienity aktor potrafi w czasie przedstawienia sterować naszymi uczuciami. Teoretycznie zatem za pomocą sztuczek psychologicznych i socjotechnicznych można wypromować kogoś, kto będzie poważnie się liczył w wyścigu o fotel prezydenta Polski, chociaż byłby człowiekiem nijakim. W praktyce jednak taki scenariusz jest bardzo mało prawdopodobny. Przypomnę przypadek Stanisława Tymińskiego, który w wyborach prezydenckich w 1990 r. przeszedł do II tury. Naród dopiero wówczas otrzeźwiał i przybysz z Peru przegrał z kretesem. Przyznać jednak muszę, że może dojść do sytuacji, w której uda się wykreować dwóch takich kandydatów, którzy - mówiąc delikatnie - o polityce nie mają bladego pojęcia. Obaj uzyskają w I turze wyborów prezydenckich dwa najlepsze wyniki. I co wtedy? Będziemy zmuszeni w II turze głosować na jednego z nich albo nie pójść do wyborów, ale to niczego nie zmieni. W moim przekonaniu, nie ma szans na wykreowanie olbrzymiego poparcia - sięgającego przynajmniej około 50 proc. - dla jednej osoby, która jest przybyszem znikąd, ale już ludziom pokroju pana Tymochowicza mogłoby się udać zdobycie dla przeszkolonego przez nich kandydata 20-25 proc. głosów.
   - W sondażu prezydenckim PBS największym poparciem cieszą się osoby powszechnie znane dzięki występom w telewizji. Obok Kwaśniewskiej i Lisa, uznanie zdobyli również dziennikarze publicznej telewizji: Jolanta Pieńkowska i Kamil Durczok. Z czego to wynika?
   - Po pierwsze, na politykach zawiedliśmy się i dlatego nie mają oni zbyt dużych szans w badaniach. Po drugie - prezenterzy telewizyjni jawią się nam na tle polityków jako ludzie, którzy zachowują się przyzwoicie, są bardziej wiarygodni. Nasze społeczeństwo ufa ludziom, którzy kojarzą się pozytywnie - przecież większość z nas nie ma czasu na analizowanie treści, które podają dziennikarze. Jak pokazują badania, zdecydowana większość Polaków uważa wiadomości podawane w dziennikach telewizyjnych - jakkolwiek one by się nazywały - za rzetelne. Ludzie tacy, jak Lis, Pieńkowska czy Durczok**są nie tyle ikonami czy idolami, co raczej pełnią rolę substytutu. Na przykład: politycy kłamią, oni podają w miarę rzetelne informacje. Wybieramy ich, bo zapewniają części z nas substytut rzetelności w życiu publicznym.
Rozmawiał: WŁODZIMIERZ KNAP

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski