Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Super 8

Redakcja
J.J. Abrams lubi postraszyć widzów. W najnowszym filmie "Super 8” amerykański producent, reżyser i scenarzysta nie zmienia pola zainteresowania – tym razem oddaje hołd złotej erze horrorów przełomu lat 60. i 70.

Rafał Stanowski: FILMOMAN

Abramsa kojarzą przede wszystkim telewidzowie. To on wymyślił i stworzył przebojowy serial "Lost. Zagubieni”, jeden z największych przebojów małego ekranu ostatniej dekady. Na fali sukcesu Abrams przeniósł się na duży format, realizując w roli producenta ciepło przyjęty thriller SF "Project Monster”. Amerykanin na sumieniu ma również "Armageddon” (scenariusz), "Mission Impossible III” (reżyseria) czy serial "Alias” (scenariusz) – czyli mieszankę mocno przebojową.

Wyobraźnia Abramsa orbituje wokół nadprzyrodzonych zjawisk i międzyplanetarnych odlotów. Przerażający kosmici atakujący nasz świat, niewyjaśnione zagadki niczym z "Archiwum X”, przerażone jednostki skonfrontowane z nieznanym – to charakterystyczne motywy, które pojawiają się również w "Super 8”. Oglądamytu grupkę licealistów z lat 70., która zamierza nakręcić amatorski horror o krwiożerczych zombie, używając tytułowej kamery na taśmę 8 mm. Bohaterowie przypadkiem stają się świadkami potwornego wypadku, który na zawsze zmieni oblicze ich miasteczka. A głównym bohaterem filmu stanie się przerażające Coś.

Jest strasznie? Wcale nie! Raczej straszno–śmiesznie, bo w latach 60. kino grozy było ściśle związane z plastikowymi efektami i sztuczną krwią. Najwięcej odniesień pada do filmów George’a A. Romero, wizjonera horroru, autora niezapomnianej "Nocy żywych trupów” z roku 1968. Nazwisko tego reżysera pojawia się nawet w dialogach, tak w filmie licealistów nazywa się fabryka tworząca zombie (tę "produkcję”, przyprawiającą o salwy śmiechu, zobaczymy w czasie napisów końcowych).

Abrams, wsparty przez Stevena Spielberga w roli producenta, inteligentnie bawi się konwencją, mieszając wątki obyczajowe, futurystyczne i krwiożercze. Potrafi przestraszyć widza, a zarazem co chwilę puszcza do nas oko, inteligentnie nawiązując do historii kina (poza finałową sekwencją, która pachnie tandetnym sentymentalizmem). Podobnym tropem kilka lat temu podążył Robert Rodriguez, realizując – moim zdaniem z mniej udanym skutkiem niż Abrams – "Grindhouse: Planet Terror”.

"Super 8” jest wyznaniem miłości do starych horrorów. I świetną zabawą dla widzów, którzy nadal je kochają.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski