Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świat stoi na beczce wodoru, ale kino za nim nie nadąża

Henryk Tronowicz
„Pianista“: Roman Polański zekranizował autobiografię wybitnego kompozytora Władysława Szpilmana
„Pianista“: Roman Polański zekranizował autobiografię wybitnego kompozytora Władysława Szpilmana fot. materiały prasowe
Kino. Czy dziś w Polsce jest miejsce na farsę typu „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”? Czy na ekranach jest miejsce dla thrillera lub komedii? Wrzesień sprzyja takim pytaniom.

Nie jest dzisiaj najlepsza pora, by pisać o wojnie w filmach fabularnych. Niedawno Telewizja Polska przypomniała amerykańsko-niemieckie „Bękarty wojny”. Prześmiewcze, sarkastyczne dzieło Quentina Ta-rantino, podbite jego autorską wyrazistą pieczątką. Ten szyderczy pastisz pięć lat temu po premierze w Cannes wzbudzał mocno kontrowersyjne reakcje. Ciekawe, jak „Bękarty wojny” zostałyby przyjęte dzisiaj? Jako wykwit hollywoodzkiej perfekcji? Majstersztyk reżyserii? Czy może jedynie zręczna satyra?

Spróbujmy pobieżnie spojrzeć na niektóre filmowe interpretacje i obrazy kataklizmu II wojny. 1 września minęła 75. rocznica jej wybuchu.

Koszmar wojny

Po roku 1945 przez światowe ekrany przetoczyły się setki filmów odtwarzających koszmar wojennego okrucieństwa i zniszczenia. Równocześnie rosły w cenę filmowe dzieła antywojenne, utwory sławiące szlachetne racje pacyfistyczne. Po roku 1945, zanim wybuchła zimna wojna, zdążyły trafić na polskie ekrany nakręcone w USA w czasie wojny dramaty „Mściwy jastrząb” (dialogi pisał William Faulkner) i „Konwój”, poświęcony morskim amerykańskim transportom zaopatrzenia dla Armii Czerwonej.

W latach pięćdziesiątych byłoby to już niemożliwe. Nie otrzymał u nas zgody na rozpowszechnianie „Nieznany żołnierz”, utwór odsłaniający kulisy heroicznej obrony Finów przed sowiecką agresją militarną w roku 1941. Nie doczekał się w polskich kinach premiery sławny „Most na rzece Kwai”, z popularną melodią... gwizdaną na całym świecie.

Wyłącznie w warszawskim kinie Iluzjon można było w swoim czasie obejrzeć japońskie „Ognie polne” (1959), jedno z najbardziej antywojennych w kinie światowym oskarżeń bestialstwa, tortur i upodlenia. Wtedy też wybuchła polska szkoła filmowa z dziełami Wajdy, Kawa-lerowicza, Munka. Ale pod koniec dekady zaczęły się nad Wisłą pojawiać dwuznaczne pytania, podważające celowość rozdrapywania wojennych ran. Pytano, jak długo jeszcze w kinie polskim strzelać będzie pirotechnik?

Kiedy kino sposobiło się do realizacji wojennych super- produkcji, Nikita Chruszczow instalował na Kubie głowice nuklearne. Świat stanął na krawędzi III wojny światowej. Papież Jan XXIII ogłosił encyklikę „Pacem in terris” (wtenczas przypomniano jałtańskie cyniczne żarciki Stalina, który pytał: „A ile dywizji ma papież?”).

Prężenie muskułów

W roku 1962 Amerykanie nakręcili „Najdłuższy dzień”, wizję szokującą obrazami potencjału militarnego aliantów. Była to rekonstrukcja operacji „Overlord” – inwazji aliantów w czerwcu roku 1944 w Normandii. W Polsce film był wyświetlany na pokazach zamkniętych wyłącznie dla oficerów Ludowego Wojska Polskiego. Ukazane w „Najdłuższym dniu” przytłaczające wyobraźnię obrazy wojskowej potęgi Zachodu drażniły Moskwę. Tu warto wtrącić, że piętnaście lat temu do tamtej inwazji powrócił Steven Spielberg w filmie „Szeregowiec Ryan”, realizując najbardziej brutalną wizję wojny w dziejach kina.

Sowiecką repliką na „Najdłuższy dzień” miała być batalistyczna epopeja „Wyzwolenie” (1969). Siedmiogodzinny melodramat sławił triumf sowieckich wojsk nad III Rzeszą, akcentując polemiczną tezę, że o klęsce Hitlera przesądziła bitwa na Łuku Kurskim (kampania o rok wcześniejsza od lądowania aliantów w Normandii). Również wtedy zaczęły się pojawiać potężne jugosłowiańskie freski batalistyczne, „Bitwa pod Neretwą”, a następnie „Sutjeska”.

Ten ostatni, choć nie opisywał wydarzeń historycznych, nawiązywał do historii kierowanej przez Josipa Broz Tito jugosłowiańskiej komunistycznej partyzantki, która rozrastała się na terenie Serbii i Czarnogóry. Niemcy do rozprawy z tym ruchem skierowali 10 dywizji wspieranych przez czołgi i lotnictwo.

Za oceanem lata siedemdziesiąte przyniosły dzieła będące wyrazem niepokojów o politykę amerykańską. Zaangażowanie w wojnę w Wietnamie zaczęło wzbudzać w społeczeństwie amerykańskim opinie sceptyczne. Czasem budziły się opinie ambiwalentne. Zdobywca pięciu Oscarów, film „Łowca jeleni”, wyświetlony w roku 1978 na festiwalu w Berlinie Zachodnim, wywołał protest delegacji sowieckiej przeciw zniesławieniu narodu wietnamskiego. Sowieci wycofali się z udziału w imprezie (filmowcy polscy nie przyłączyli się do tej inicjatywy).

Echem szczególnie silnym odbiła się premiera „Czasu Apokalipsy” Francisa F. Cop-poli. Zainspirowany powieścią Josepha Conrada „Jądro ciemności”, twórca „Ojca chrzestnego” z zapierającym dech rozmachem opisywał wietnamskie piekło. Pojawiały się oskarżenia polityki zagranicznej Stanów Zjednoczonych jako kwintesencji zła. Niektórzy zachwyceni dziełem Coppoli krytycy pisali jednak: „To wielki cyrk! Gigantyczny Disneyland!”.

Kolejnym pesymistycznym filmem nawiązującym do udziału Ameryki w wojnie wietnamskiej był nagrodzony Oscarami jako najlepszy film i za reżyserię „Pluton” (1986). Jego twórca, Oliver Stone, dwadzieścia lat wcześniej – kierując się patriotyzmem – wstąpił jako ochotnik do armii i został wysłany na front do Wietnamu. Stone ukazuje w „Plutonie” wojnę jako straszliwą jatkę, wykwit desperacji, bezprawia, sadyzmu.

Jednym z głównych momentów w minionej wojnie była trwająca pół roku bitwa o Stalingrad, która pochłonęła ponad milion żołnierzy niemieckich. Rosjanie postarali się o batalistyczną, sławiącą heroizm żołnierzy wizję „Bitwy sta-lingradzkiej” w roku 1949. Ale w roku 1993 powstała inna wizja bitwy – niemiecko-szwedzki film „Stalingrad”. Jego autor Joseph Vismaier w pełnych naturalizmu sekwencjach ukazał sadyzm i okrucieństwo w szeregach wojsk hitlerowskich. Jeden z historyków kina stwierdził, że to uczciwa rekonstrukcja zdarzeń. Bohaterowie tego filmu nigdy się nie uśmiechają. Nic w nim z heroizmu, sławionego w wielu dziełach gatunku.

Filmy antywojenne

Mówimy więc o gatunku. Filmowe obrazy wojny w epoce kina zdominowanego przez elektronikę, zdjęcia komputerowe, efekty specjalne niejednokrotnie beztrosko zamazują prawdę materialną w wojnie. Według niektórych komentatorów moskiews- kich, świat A.D. 2014 nie stoi przed III wojną, lecz przed IV wojną światową. Trzecią, ich zdaniem, była zimna wojna. W świetle tego rodzaju opinii wymaga większej uwagi polski sensacyjny dramat „Jack Strong” Władysława Pasikowskiego, przypominający casus pułkownika Ryszarda Kuklińskiego, oficera, który przekazywał plany Breżniewa Amerykanom i w pewnym sensie przyczynił się do tego, że zimna wojna nie przekształciła się w kataklizm.

Kino antywojenne sięga niekiedy po czarną komedię. Formułą taką pół wieku temu posłużył się Stanley Kubrick w nieznanym z polskich ekranów, wybitnym filmie „Dr Strangelove” czy Mike Nichols w tak samo wybitnym „Paragrafie 22”.

Czy jednak dzisiaj w Polsce przyszłoby komu do głowy kręcić farsę w rodzaju „Jak rozpętałem drugą wojnę światową”? Film Tadeusza Chmielewskiego 40 lat temu robił furorę! Kino nie znosi jednostronności. Na ekranach jest miejsce dla thrillera i komedii, dla wyssanych z palca fabuł typu „Parszywa dwunastka”, „Działa Nava-rony” czy „Tylko dla orłów”. Aliści nie został wyssany z palca – nagrodzony Oscarem za reżyserię – wstrząsający antywojenny film Romana Polańskiego „Pianista”.

Świat stoi na beczce wodoru. Trwa suspens, za którym kino nie nadąża.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski