Od trzech lat już nie tylko w domach starsi mają okazję opowiadać młodym o tym, jak dawniej spędzało się święta, jakie obrzędy i tradycje im towarzyszyły. Odkąd w każdej z gminnych miejscowości działa ośrodek wsparcia społecznego, kilka razy w tygodniu spotykają się w nich dzieci i młodzież oraz pokolenie „50 plus”.
Nie ma lepszej okazji, żeby poznać się nawzajem i uczyć się od siebie tego, czego sami nie potrafimy, a to robienia bibułkowych kwiatów (starsi młodszych), a to obsługi komputera (młodsi starszych). Ostatnie spotkanie w Tokarni poświęcone było Wielkanocy.
Panie z Zespołu Regionalnego „Kliszczacy” przygotowywały chrzanówkę, czyli zupę na serwatce z dodatkiem chrzanu, jajka na twardo i wędlin. Maluchy pod ich okiem robiły nadziewane jajka. Był też domowy chleb, ciasta i całe mnóstwo opowieści o tym, co dawniej jadało się w czasie świąt i jak one wyglądały.
Nawet jeśli były dużo skromniejsze niż dziś, to przynajmniej jeden produkt był łatwiej dostępny niż obecnie - serwatka. - Tu bez krowy ani rusz, kto ma krowę ma serwatkę - mówiła Maria Radoń, pracownik GOKiS w Tokarni, wspominając dawne czasy. - Teraz są role, gdzie po 20 domów stoi, a ani jednej krowy nie ma - dodała.
Chrzanówkę na serwatce tradycyjnie jadło się na obiad (bogatsi gospodarze podawali żur z białą kiełbasą). Na śniadanie jedzono to, co znajdowało się w koszyczku, czyli jajka, chrzan, masło, baranek, babka, kiełbasa, szynka, słonina. - Śniadanie zaczynało się od ugryzienia kawałka korzenia chrzanu, na pamiątkę męki Pana Jezusa - wspominał Stanisław Funek.
Wracając z poświęcenia pokarmów należało trzy razu okrążyć chałupę, zatrzymując się na każdym węgle, czyli narożniku i uderzając koszyczkiem o dom wypowiedzieć słowa „Uciekaj gadzina, bo idzie święcenina”. Miało to zapewnić spokój od zaskrońców i tym podobnych stworzeń, których nie brakowało w obejściach domów. Potem koszyk chowało się do „kumory”, gdzie czekał do niedzielnego poranka.
Niektóre zwyczaje przetrwały tylko we wspomnieniach najstarszych mieszkańców. - W nocy z Wielkiego Czwartku na Wielki Piątek, nieważne czy był mróz, czy nie, babcia budziła mnie nad ranem i szliśmy do potoku. Na pamiątkę przejścia Pana Jezusa przez Cedron należało przynajmniej zanurzyć w wodzie ręce i obmyć się - mówił Stanisław Funek dodając, że niektórzy wchodzili do wody cali. Miała ona uzdrawiać z różnego rodzaju wrzodów i ze wszechobecnego, zwłaszcza w czasie okupacji świerzbu.
O świcie szło się w pole z krzyżykami z witek wyjętych z poświęconej palmy. Wbijało się je w obsiane pola, co miało zapewnić ochronę przed piorunami, powodziami, suszą i innymi nieszczęściami. Tego dnia już nie pracowano. W Wielką Sobotę było już z tym różnie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?