Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świętego Jana Nepomucena cud we wsi Jaworki w Pieninach

Redakcja
Święty Jan Nepomucen Fot. Sylwia Kołodziejska
Święty Jan Nepomucen Fot. Sylwia Kołodziejska
LUDZKIE SPRAWY. Święty Jan z Nepomuka - czeski duchowny i męczennik, niemalże patron Czech, zrzucony z Mostu Karola do Wełtawy jest po dziś dzień patronem w całej Europie mostów i ich budowniczych. Jego wstawiennictwa doświadczyliśmy niedawno w Muzycznej Owczarni. Ale trochę musimy cofnąć się w czasie.

Święty Jan Nepomucen Fot. Sylwia Kołodziejska

Jest 11 listopada 2009 roku. Wieczorem miał się odbyć koncert znanej grupy Breakout, ku pamięci nieżyjących dwóch wybitnych muzyków - Tadeusza Nalepy i Miry Kubasińskiej. Pogoda była paskudna, od samego popołudnia padał gęsty, mokry śnieg. Zespół przyjechał około godz. 17 dużym busem. Jak się później okazało, samochód ze sprzętem ważył ok. 3 ton! Mimo ostrzeżeń z naszej strony, że most już nie pierwszej młodości, a i pogoda najgorsza z możliwych, kierowca uparł się, że przejedzie i to wjeżdżając tyłem. Samochód na środku mostu stanął, ślizgając się w mokrej, śnieżnej bryi. Manewry raz do przodu, raz do tyłu nie dawały rezultatu. W pewnym momencie usłyszeliśmy huk i trzask pękających belek. Cały środek mostu zawalił się! Samochód jakimś cudem zawisł nad przepaścią na przedniej ramie, również cud, że nikomu nic się nie stało. Dwa dni później przerzuciliśmy solidną kładkę nad uszkodzonym miejscem.

Nawet to, że przez półtora roku musiałem w taczkach przewieźć 25 ton węgla, 40 metrów sześciennych drzewa, muzycy przenieść kilkanaście ton sprzętu, a nawet ostatniej zimy pokaźne fortepiany marki Steinway - nie było najgorsze. Najgorszy był problem jawiący się codziennie, że nowy most trzeba zbudować. Ale za co?

Nawet solidny drewniany most to inwestycja około 40 tysięcy zł, most na legarach żelbetonowych o drewnianej nawierzchni z podkładów kolejowych, według kosztorysu 140 tys. zł! Kredytu bank mi nie udzieli, bo spłacam wieloletni, niemały, hipoteczny, a nawet gdybym dostał, to by nas nie było stać na regularność spłat. Wówczas znajomi namówili nas, aby napisać projekt inwestycyjny o dotację unijną w ramach współpracy transgranicznej z partnerem słowackim.

Napisaliśmy i muszę powiedzieć, że byłem dobrej myśli. Myślałem tak: jedenaście lat ciężkiej, tytanicznej, wolontariackiej pracy. Miejsce uznane jako ważne, unikalne, już nie tylko w skali regionu, ale całego kraju. Miejsce niesponsorowane, właściwie niedotowane, wielu określa już w tej chwili jako legendarne. Utwierdzany w tym wszystkim przez naprawdę wielu uczciwych i dobrze życzących nam i temu miejscu ludzi - uwierzyłem! Zacząłem już nawet dzielić skórę na niedźwiedziu.

Kubeł to mało, to była cała cysterna lodowatej wody, która oblała nas ze stron internetowych, na których ogłoszono rozstrzygnięcie projektów. Moja żona autentycznie się popłakała, ja za stary jestem żeby płakać, ale nie ukrywam, że żal miałem. Że w tej 3-ej RP to niekoniecznie według potrzeb i zasług, że praca "pro publico bono" to nie ten czas, to dawna, głupia, sarmacka historia.

Nie wiedziałem jednak, że cud się zbliżał. Był styczeń 2011 roku. W mediach ukazał się, nieinspirowany przeze mnie artykuł "Owczarnia odcięta od świata". Po nim zadzwonił do mnie telefon, rozmówca przedstawił się: dr inż. Piotr Gwoździewicz, wykładowca na Politechnice Krakowskiej i zarazem prezes zarządu spółki Asis, zajmującej się sprężaniem konstrukcji, nawierzchniami, łożyskami, itd. Pan Piotr Gwoździewicz powiedział, iż zna nasze problemy związane z mostem i chciałby on i jego firma pomóc nam, że ceni sobie niezwykle to, co robimy i ma świadomość istotności tego miejsca na mapie kulturalnej kraju. Odpowiedziałem, że z ogromną radością przyjmujemy nawet najmniejszy akt, odruch dobrej woli i pomocy w sprawie, w której znaleźliśmy się w ślepym zaułku. Uczciwie też poinformowałem Pana Piotra, że finansowo to my wyglądamy, jak ten przysłowiowy goły święty turecki.
Proszę mi wierzyć, że po wcześniejszych niepowodzeniach, ta konkretna propozycja wydawała się tak bajkowa, że aż niewiarygodna. Doszło do pierwszego spotkania, pomału zaczął rodzić się projekt. Piotr, mogę już o Nim tak pisać, wciągał w budowę mostu coraz to nowych przyjaciół z podobnych, zaprzyjaźnionych firm, projektantów, inżynierów. Przywiózł na koncert jednego z nich podczas Ogólnopolskich Warsztatów Muzycznych, drugi inżynier był uczestnikiem warsztatów!, aby zobaczyli i doświadczyli specyficznej atmosfery miejsca, radości i emocji młodych jak i doświadczonych muzyków, reakcji i poziomu słuchaczy.

Patrząc na to z pewnego dystansu - może Święty z Nepomuka chciał tego krachu na moście, niekorzystnych decyzji, aby na mojej drodze życiowej stanął Piotrek Gwoździewicz. Człowiek wielkiego serca i rozumu, tak wielkiego, że Jego zaangażowanie wprawiało mnie w zawstydzenie jak u małego chłopca i nie bardzo umiałem uzewnętrznić to wszystko, co czuło moje serce. Żadne bowiem podziękowania, nawet nie wiem jak wielkie, nie wypełnią długu wdzięczności za ten dar - most, na który nigdy by nas nie było stać. Ja i moi bliscy mamy tego pełną świadomość! Mają tą świadomość muzycy i słuchacze! Oczywiście ustawimy trwałą tablicę z podziękowaniami i z wymienieniem wszystkich wykonawców, bowiem czas zaciera pamięć i do takich darów z czasem lubią się przyznawać "fałszywi ojcowie chrzestni". Wolę na zimne dmuchać, czy jak kto woli - strzeżonego Pan Bóg strzeże. Cud się wypełnił. Słowo staje się ciałem w sierpniu. Most będzie miał swoją nazwę, którą wymyśliła "brać mostowa" - MOST DLA MUZYKI - czy to nie piękne?

Ten most to również wcześniej chwilowo zachwiana u mnie wiara w drugiego człowieka. To również to, że warto czynić dobro, bo ono może podwójnym dobrem wrócić. Kocham tego świętego Jana z Nepomuka do szaleństwa! Modlę się do Niego codziennie, aby łask i darów Piotrowi, Markowi, Staszkowi, Danielowi, wszystkim budującym mosty nie szczędził, był szczodrym. W moich modlitwach o stawiennictwo u Najwyższego zawsze prosiłem dwóch opiekunów: Jana Pawła II i Ojca Pio, teraz doszedł święty znad Wełtawy. A mówią, że cudów nie ma!

Na frontonie mojego domu od dobrych kilku lat wisi łacińska sentencja Boecjusza. Nie znajdziecie na niej słowa "pecunia". Brzmi ona tak " idem et rationenque, si poteris coniunge" - "Wiarę i rozum, jeśli potrafisz - połącz".

Wieńczysław Kołodziejski

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski