Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Świetna taktyka

ART
OPINIA. - To dar od niebios, dziewczyny miały dużo szczęścia, ale też ciężko pracowały na ten sukces - skomentował brązowy medal drużyny panczenistek nasz czołowy przed laty łyżwiarz szybki Paweł Zygmunt.

- Po ćwierćfinale nie byłem zaskoczony dalszymi wynikami. Liczyłem nawet, że nasze panie mogą powalczyć z Japonią o finał. Z drużynie pojechały rewelacyjnie taktycznie, w czym duża zasługa trenerów, którzy znakomicie rozpoznali warunki na torze i dobrze przygotowali psychicznie zawodniczki. Bieg drużynowy to zupełnie coś innego, odpowiedzialność jest rozłożona. Zaczynały zmagania jakby od nowa, nawet słabsze od oczekiwanych wyniki indywidualnie nie miały znaczenia. Były dobrze przygotowane fizycznie i to pokazały. W każdym z trzech wyczerpujących biegów, rozgrywanych w dwa dni, pokazały się z bardzo dobrej strony. Dojeżdżały w równym tempie razem do mety, a inne drużyny kończyły rozbite. Przytrafiło się to nawet późniejszym mistrzyniom Niemkom, bo w półfinale "zagotowała" się utytułowana Friesinger.

Biorąc pod uwagę warunki do treningów, medal panczenistek jest nie lada wyczynem. W Polsce nie ma krytego toru, na którym można by przygotować się do największych światowych imprez. Polacy zmuszeni byli ćwiczyć zagranicą. To tak jakby medal zdobył skoczek narciarski, gdy w Polsce nie ma skoczni.

- Od dziesięcioleci mamy ten problem. Wydaje się setki tysięcy złotych na treningi reprezentacji i klubów na przykład w Berlinie. A przecież gdyby na torze w Warszawie, czy Zakopanem, postawić halę, to sytuacja byłaby zupełnie inna. Nie trzeba budować wielkiego obiektu za 250 mln zł, jak proponują niektórzy. Wystarczy mniejszy, za 90-100 mln zł. Ważne, żeby hala była funkcjonalna, dla łyżwiarzy szybkich, figurowych, hokeistów, czy dla curlingu, który na Zachodzie przyciąga tłumy na widownię. Można by tam organizować także koncerty, wystawy. Warszawa jest w stanie taki obiekt utrzymać. Wierzę, że dzięki medalowi olimpijskiemu coś się w tej sprawie ruszy - dodaje.

Po sukcesie panczenistek, zdaniem Zygmunta, nie należy się spodziewać się natomiast boomu na łyżwiarstwo wśród młodzieży. - To sport wysokich technologii i, podobnie jak inne sporty zimowe, lokalny. Uprawiany jest w nielicznych ośrodkach, często z pokolenia na pokolenia, i nie ma się co spodziewać, że rozprzestrzeni się na całą Polskę. Trzeba natomiast wesprzeć kluby, które się nim zajmują. Pomóc zmodernizować bazę i stworzyć system związany z dofinansowaniem trenerów i sekcji, gdzie będzie można szukać talentów. I trzeba umieć tymi talentami zarządzać. To że w Kasinie Wielkiej i Mszanie Dolnej odkryto Justynę Kowalczyk, nie było przypadkiem. Tam postawiono na biegi narciarskie.

Zygmunt zaznacza, że jest jeszcze sporo do zrobienia, aby obronić medal za 4 lata w igrzyskach w Soczi. - Musimy skupić się na budowaniu takiego system, który pozwolili nam w ogóle mówić, że mamy szansę na medal. Bo teraz tak nie jest. Wszystko musi być profesjonalnie zorganizowane. Są już pierwsze jaskółki, bowiem coraz częściej w klubach i organizacjach pojawiają się dyrektorzy sportowi, którzy wiedzą, co mają robić.
O tym, że środowisko łyżwiarskie potrafi spożytkować szansę, już się przekonaliśmy. Po tym jak PZŁS znalazł sponsora strategicznego, na igrzyska pojechało aż 10 panczenistów. Pieniądze zainwestowano także m.in. w kadrę juniorów. - Dzięki temu Kasia Woźniak zdobyła przed rokiem w Zakopanem brązowy medal mistrzostw świata juniorek. Teraz ta sama zawodniczka bardzo dobrze pojechała w drużynie, która zdobyła brąz olimpijski - podkreśla Zygmunt.

(ART)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski