Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Święto i codzienność

Redakcja
W bieżącym tygodniu byłam świadkiem dwóch ciekawych inicjatyw Opery Krakowskiej. Pierwsze - spektakularne - zapowiadane było od tygodni. Oto do rodzinnego Krakowa przyjechał Mariusz Kwiecień. Trzydziestotrzyletni artysta występuje na czołowych scenach świata, m.in. w Metropolitan, Lyric Opera of Chicago, Wiener Staatsoper i Covent Garden. W poniedziałek usłyszeliśmy go na scenie przy placu św. Ducha w Łucji z Lammermoor w partii lorda Ashtona. Mariusz Kwiecień ma przede wszystkim wspaniały barytonowy głos o pięknej barwie. Jest też - mimo młodego wciąż wieku - artystą w pełni dojrzałym, świadomym każdego dźwięku, każdego ruchu. Tworzy z postaci prawdziwą kreację. Jego lord Ashton nie był zimnym uosobieniem zła, ale żywym, pełnym namiętności człowiekiem uwikłanym w śmiertelnie groźne dla niego sytuacje i dramatycznie szukającym z nich wyjścia, nawet za cenę poświęcenia siostry. Miotające nim uczucia wyśpiewane zostały z taką pasją i taką prawdą psychologiczną, a przy tym tak pięknym, okrągłym, potężnym gdy trzeba, a przecież nawet w ułamku sekundy niesforsowanym dźwiękiem, że była to prawdziwa uczta dla uszu i oczu. Mam nadzieję, że to nie ostatni występ artysty w Krakowie, a raczej początek owocnej współpracy. Poniedziałkowy spektakl miał w ogóle wysoką temperaturę emocjonalną, bo Joanna Woś w partii tytułowej była również wspaniała (z wyjątkiem kilku początkowych fraz), a i pozostali wykonawcy - z jednym wyjątkiem - wykazali większą niż zazwyczaj mobilizację. Tym wyjątkiem okazał się Adam Zdunikowski, który partię Edgara śpiewał tak haniebnie zmęczonym głosem, iż wydawało się, że nie wytrwa do końca. Jakoś się udało, choć od artysty tej miary oczekiwałabym większej odpowiedzialności za podejmowane przez siebie obowiązki.

Z opery

   Drugie przedsięwzięcie miało bardziej codzienny, powiedziałabym, wręcz rodzinny charakter. We wtorek i środę na scenie przy ul. Lubicz odbył się doroczny pokaz Studia Baletowego.
   Od blisko czterdziestu pięciu lat w Studiu prowadzonym przy Operze Krakowskiej przez Marię Dimitrow uczą się tańca duzi i mali. We wtorek oglądałam więc i grupy przedszkolne, i taniec nowoczesny, i różne tańce narodowe, i wreszcie fragmenty klasycznych dzieł baletowych, a wszystko ułożone tak, by każdy (a raczej każda, bo studio jest wyraźnie sfeminizowane) mógł się w tym tańcu wyrazić. Powstało piękne widowisko o wcale dobrym poziomie, świadczące o wytężonej pracy wszystkich zatrudnionych w studiu pedagogów. Co najbardziej mnie ujęło, to radość i swoboda z jaką tańczyły uczennice o figurach daleko odbiegających od baletowych standardów. Studio Baletowe przy Operze Krakowskiej, choć przygotowuje chętnych do trudnego zawodu tancerza, daje przede wszystkim umiejętność panowania nad własnym ciałem, uczy ekspresji, gracji i piękna. Patrząc, zazdrościłam młodym tancerkom tych umiejętności.
    ANNA WOŹNIAKOWSKA

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski