Poziom dyskusji między ministrem a lekarzami był żenujący, momentami przypominał kabaret. Jak choćby doniesienie złożone przez lekarzy o zaginięciu premier Ewy Kopacz, która w momencie kryzysu w służbie zdrowia zniknęła. Albo arogancja samego ministra zdrowia Bartosza Arłukowicza, który był bliski powtórzenia słynnego powiedzenia sprzed lat (autorstwa Ludwika Dorna) o tym, że lekarze pójdą w kamasze.
I nagle doszło do cudu, chyba nie przypadkiem w Święto Objawienia. Objawienia, że zaostrzanie sporu do niczego nie prowadzi. Pierwszy rękę wyciągnął minister Arłukowicz. I za to warto go pochwalić, choć zapewne jego krytycy nie zgodzą się ze stwierdzeniem, iż lepiej późno niż wcale. Uznają zapewne, że rozmowy z lekarzami powinny zostać podjęte wcześniej, bez obrzucania ich oskarżeniami. Z drugiej strony, lekarze mogli przyjmować pacjentów i dopiero wtedy zmuszać ministra do ustępstw.
Najgorsze w całej tej sytuacji jest to, że cierpi pacjent, który musi szukać pomocy medycznej i stać w długich kolejkach. A do tego nie jest w stanie ocenić, kto w sporze minister – lekarze ma rację. Obie strony podpierają się opiniami fachowców – jedni twierdzą, że pakiet onkologiczny to korzystne rozwiązanie, drudzy mówią, że to pic. O tym, czyje argumenty są prawdziwe, przekonają się sami pacjenci – albo uzyskując szybszą pomoc w razie podejrzenia o chorobę nowotworową, albo tracąc tak jak do tej pory czas na oczekiwaniu na kolejne wizyty u specjalistów.
Pewne jest jedno – system opieki zdrowotnej wymaga leczenia. Skoro nawet żona ministra zdrowia prowadząca gabinet stomatologiczny nie chce kontraktu z NFZ...
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?