Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

   Swoje wiem

Redakcja
Chyba trafiłem na jakiś spisek, albo co? Zewsząd dochodzą mnie bowiem słuchy o jakimś tajemniczym planie. Spisek jest nader chytry, bo o planie tym piszą gazety, trąbi radio i telewizja. Momentami boję się nawet zagadać do mojego psa, bo istnieje spore prawdopodobieństwo, że też mi coś odszczeknie na ten sam temat, nie mówiąc o tym, że nie otwieram lodówki w obawie, że na którejś półce odnajdę ślady po tajemniczym planie, równie tajemniczego Hausnera.

   Ślady zaledwie, bo przecież samego planu nikt nie ma szans odnaleźć, tak jest on zakamuflowany i tak niewidoczny, jak ukrywający się w zagajniku żołnierz GROM-u po 3 latach intensywnego treningu.
   I tu właśnie widzę jakiś spisek. No bo jak to jest możliwe, by od 2 miesięcy w kółko gadać o czymś, czego właściwie nie ma albo, nawet jeżeli jest, to jest tak trudne do opisania, jak zjawiska nieskończoności, zakrzywienia przestrzeni, cząstki elementarnej czy wręcz próżni doskonałej. Wciągnięto w ten dialog - monolog wszystkich. Partie polityczne, w tym oczywiście całą opozycję, prezydenta, dziennikarzy i opinię publiczną. Wszystko to razem przypomina nieco czasy Gomułki albo Gierka. To właśnie wtedy przez kraj przewalały się jakieś wielkie kampanie przeciwko marnotrawstwu albo z okazji walki z bumelanctwem. A już chyba najgłośniejsza była ta związana ze stonką ziemniaczaną, którą ponoć zrzucali z samolotów na nasz żyzny kraj podli Amerykanie. Pamiętam, że jako pacholę biegałem z butelką po polach i zbierałem do niej pasiaste żuczki. Co ciekawe, żuczków nigdy nie ubywało.
   Po przejściu takiej nawałnicy propagandowej miało być oczywiście lepiej i równie oczywiście nijak lepiej nie było. Jałowość takich szturmów propagandowych była dla nas wtedy dość oczywista. Wydawałoby się zatem, że jesteśmy uodpornieni na takie zjawiska, a tu tym czasem nie. Daliśmy się znowu wciągnąć w ten obłędny wir.
   Pora zatem się zastanowić, dlaczego wtedy, w czasach komuny, nic nie mogło wyjść z tych kampanii. Ano dlatego, że tak jak nie da się wyzbierać ręcznie całego robactwa atakującego ziemniaki, tak samo nie da się na krzywym i spróchniałym fundamencie budować prostego domu. To znaczy niby można to wszystko robić, ale skutek będzie oczywisty. Ziemniaki zje robal, a dom się zawali. Z tych samych powodów nie da się uzdrawiać finansów państwa samym gadaniem albo rozwiązaniami przypominającymi 38. cerowanie skarpetki.
   A cały ten plan oszczędności przypomina mi scenę z filmu "Chłopaki nie płaczą", gdy jakiś chłopaczek dzwoni do drzwi i mówi, żeby mu dać piątaka. Na pytanie, czy to jakaś zorganizowana akcja, odpowiada "Taka akcja, żebyś dał piątaka". I tyle. Warto o tym zatem gadać bez końca?
GRZEGORZ MIECUGOW

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski