Kłopot polega na tym, że zbrakło autorytetów. Nie ma nikogo takiego, kto mógłby narodowi powiedzieć, co ma robić w tej trudnej sytuacji. Bo trudna jest. Argumenty zwolenników Unii brzmią rozsądnie dopóty, dopóki nie odezwą się przeciwnicy. I odwrotnie. Można przytakiwać przeciwnikom integracji do czasu, gdy odezwą się zwolennicy. I co tu się dziwić, że naród głupieje.
Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przy niedoborze autorytetów do głosu dochodzą przede wszystkim politycy. A co Polak sądzi o politykach, wiadomo. I lepiej chyba nie mówić tego na głos, bo gazeta to nie miejsce, gdzie można używać brzydkich słów, w dodatku w znacznym ich nagromadzeniu. Politycy stoją po prostu dokładnie po drugiej stronie autorytetów. Za każdym razem, gdy słyszę polityka nawołującego do pójścia na referendum, słyszę gdzieś daleko brzdęk jak z jednorękiego bandyty. Tylko że bandyta przyjmuje monety i zaspokaja niskie, hazardowe żądze, a głos polityków zniechęca i doprowadza do tego, że dzwoniąco maleje liczba chętnych do wzięcia na siebie odpowiedzialności. Bo, powiedzmy sobie szczerze, czy głos premiera, który ma szansę być pierwszym premierem na świecie, który ma minusowe poparcie społeczne, może kogokolwiek do czegokolwiek zachęcić? Moim zdaniem - nie. I premier, jeżeli chciałby zwiększać frekwencję, powinien dziś do referendum zniechęcać. Ludzie na złość premierowi może by poszli głosować.
Wydaje się, że swoje dołożyła tu afera Rywina. Patrząc na dochodzenie, ludzie myślą tak - oni, czyli politycy, sobie gdzieś tam, na salonach, wszystko ustawili. Mówią jednym językiem. "Adamie to, Adamie tamto. Ależ Lwie, kto Cię przysyła..." itd. Teraz, gdy polityk namawia do urny, to znaczy, że gra w nową nieczystą grę. On potrzebuje głosów narodu, by za 2, za 5 lat, jeżeli coś pójdzie nie tak, jak miało pójść, pokazać na naród paluchem i powiedzieć, tak chcieliście, to wasz - narodzie - wybór. A naród woli odwrotnie, woli pokazać na polityków i im wytykać błędy.
Powiem szczerze. Chciałbym, by moi rodacy wzięli udział w referendum. Od 1989 r. nie opuściłem żadnego głosowania, a wcześniej nie głosowałem nigdy, więc wiem, co mówię. I nie agituję. Nie namawiam ani do tak, ani do nie. Uważam jedynie, że nie warto koncentrować się na politykach. Oni przychodzą i odchodzą.
W takim momencie warto spojrzeć w oczy własnym dzieciom. Jak na razie Polacy nie zrezygnowali z dbania o ich przyszłość. W ich oczach będzie odpowiedź na pytanie - Pójść, czy nie pójść? Bezdzietni mogą spojrzeć w oczy dowolnego dziecka.
GRZEGORZ MIECUGOW
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?