Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Sylwia Jaśkowiec z Osieczan pokochała narty i Himalaje

Redakcja
Sylwia Jaśkowiec w Rosji nastawia się głównie na sztafetę i bieg sprinterski stylem dowolnym. Ma szansę na dobre miejsce FOT. WOJCIECH MATUSIK
Sylwia Jaśkowiec w Rosji nastawia się głównie na sztafetę i bieg sprinterski stylem dowolnym. Ma szansę na dobre miejsce FOT. WOJCIECH MATUSIK
Sylwia Jaśkowiec, która w Soczi wystartuje w trzech konkurencjach, nauczyła się biegać na nartach w rodzinnych Osieczanach, niedużej miejscowości niedaleko Myślenic. Jak do tego doszło?

Sylwia Jaśkowiec w Rosji nastawia się głównie na sztafetę i bieg sprinterski stylem dowolnym. Ma szansę na dobre miejsce FOT. WOJCIECH MATUSIK

BIEGI NARCIARSKIE. Polka wystąpi na igrzyskach olimpijskich w Soczi w cieniu Justyny Kowalczyk, to będą dla niej drugie igrzyska olimpijskie

- Powód był prozaiczny. W szkole podstawowej nie było sali gimnastycznej, pozostawało więc nam podwórko. Zimą nauczyciel wychowania fizycznego, pan Stanisław Gubała, wokół szkoły wytyczał tory i biegaliśmy na nartach - wspomina.

Kariera Jaśkowiec nabrała rozpędu w 2008 roku. Zdobyła w Libercu pierwsze punkty w Pucharze Świata. W 2009 roku z młodzieżowych mistrzostw świata we francuskiej miejscowości Praz de Lys-Sommand przywiozła dwa złote krążki w biegach indywidualnych. - Mamy młodą biegaczkę, która rokuje duże nadzieje. Sylwia może być mocnym punktem naszej reprezentacji, wspomóc na trasach Justynę Kowalczyk - mówił wtedy prezes PZN Apoloniusz Tajner.

Jaśkowiec pojechała na swoje pierwsze seniorskie mistrzostwa świata do Liberca. Rok później wystartowała w igrzyskach olimpijskich w Vancouver. Wyniki nie były olśniewające, ale trudno było oczekiwać, że debiutantka zdoła rywalizować z najlepszymi biegaczkami. Dwa razy była jednak w czołowej "30", najwyżej na 24. pozycji w biegu na 30 km stylem klasycznym. Dużą radość przeżyła po szóstym miejscu w biegu sztafetowym, ale wynik anulowano z uwagi na wykryty doping u Kornelii Marek.

Nieszczęśliwy wypadek

Kilka miesięcy później, 31 lipca 2010 roku, Jaśkowiec wybrała się na trening na nartorolkach w Osieczanach.

Na stromym zjeździe pod Zasaniem, aby uniknąć zderzenia z autobusem, zjechała do rowu i uderzyła w betonowy słup.

Trafiła do szpitala w Myślenicach, skąd przewieziono ją do szpitala św. Rafała w Krakowie. Potrzebna była 4-godzinna operacja uszkodzonego barku i łokcia. Sezon miała z głowy, przepadły mistrzostwa świata w Oslo.

Nie był to jednak koniec kłopotów. Bark nadal dokuczał. Z niewyleczoną ręką startowała w zawodach o Puchar Świata w Szklarskiej Porębie w 2012 roku.

- Tak bardzo nie ryzykowałam, to nie była stawka większa niż życie. Nie mogłam jednak odpuścić tych zawodów. A nagrodą było 29. miejsce w sprincie. Cieszyłam się jak dziecko. Uwierzyłam, że mogę coś jeszcze w sporcie osiągnąć - mówi Jaśkowiec. Tym startem zakończyła sezon, bo w marcu 2012 roku poddała się kolejnej operacji.

- Dwa sezony były stracone. Miałam cały czas pod górkę. Nie mogłam trenować na pełnych obrotach, trzeba było modyfikować zwłaszcza ćwiczenia siłowe. Nie miałam jednak złych myśli. Powiem przewrotnie - miałam nadzieję, że kontuzja mnie wzmocni, nie myślałam jednak, że czekać mnie będzie aż tak długi okres rehabilitacji. Ale teraz na szczęście ze zdrowiem jest już wszystko w porządku, ramię jest zagojone, silne. Bardzo solidnie przepracowałam latem okres przygotowawczy, były wygrane w biegach na nartorolkach, osiągałam testy lepsze niż w poprzednim sezonie - mówi.

Zaufanie do trenera

Półtora roku temu kadrę kobiet objął słowacki szkoleniowiec Ivan Hudać, który przez wiele lat prowadził z powodzeniem słoweńską biegaczkę Petrę Majdić.
W kadrze zaczęły obowiązywać nowe reguły.

- Poprzedni sezon był dla mnie lekcją komunikacji i zaufania na linii trener-zawodnik. Mam pełne zaufanie do trenera Hudacia, do jego metod szkoleniowych. Wierzę w to, co robi - mówi Jaśkowiec.

A u Hudacia, jeśli on coś postanowi, nie ma dyskusji.

- Sylwia ma talent do sprintów i ona w to uwierzyła. Ma świetną technikę, do tego spryt, zmysł równowagi - twierdzi trener.

Potwierdzają to wyniki obecnego sezonu. Ale nikt nie oczekiwał, że Jaśkowiec eksploduje formą w Oberhofie podczas prologu inaugurującego Tour de Ski. Na starcie zabrakło naszej najlepszej biegaczki Justyny Kowalczyk, która na znak protestu przeciwko zmianom w programie zawodów wycofała się.

Tymczasem komentatorzy przecierali oczy ze zdumienia, kiedy od początku w czołówce biegła nie zaliczana do elity światowej inna Polka.

Biegaczka z Osieczan świetnie wytrzymała tempo biegu do końca, na mecie była trzecia, straciła do Marit Bjoergen tylko 7 sekund, do drugiej Astrid Jacobsen 5 sekund.

- Tego dnia czułam się normalnie, choć warunki na trasie były bardzo ciężkie. Udało mi się od początku narzucić mocne tempo i utrzymać je do mety, do tego narty były znakomicie przygotowane. To zasługa serwismenów pod wodzą Valentiny Vuerich. Było mi bardzo miło, kiedy na podium Marit pogratulowała mi dobrego biegu - mówi Jaśkowiec.

Potem w Tour de Ski było jeszcze 12. miejsce w sprincie, ale z uwagi na niepokojący ból ucha Jaśkowiec wycofała się z dalszych zawodów Tour de Ski.

Kolejnym przeżyciem był dla niej start w styczniowych zawodach o Puchar Świata w Szklarskiej Porębie. Jaśkowiec była blisko podium, zajęła w sprincie czwarte miejsce.

- Jestem pod wrażeniem tych zawodów. Fala pozytywnej energii ze strony publiczności docierała do nas, zawodników. Miejsce czwarte w finale jest dla mnie bardzo ważne, dzięki takim biegom zbieram doświadczenie tak konieczne w sprintach - mówiła po biegu.

Cel Rosja

To oczywiste, że celem numer jeden w tym sezonie są dla niej igrzyska olimpijskie w Soczi, które rozpoczęły się wczoraj.

- W Rosji nastawiam się głównie na sztafetę i bieg sprinterski stylem dowolnym. Ważniejsza będzie jednak sztafeta, jest szansa na dobre miejsce. Trzeba wykorzystać to, że za partnerkę mamy Justynę Kowalczyk - mówi.

Bardzo pochlebnie o Jaśkowiec wypowiada się sama Justyna Kowalczyk.

- Przez tyle lat miała różne perypetie. W końcu pokazała, na co ją stać. Niech łapie falę, niech się jej trzyma i niech nie odpuszcza. Stać ją na dobre wyniki w "łyżwie", nie tylko w sprincie. Ma bardzo mocną psychikę - twierdzi Kowalczyk.

Jaśkowiec kocha biegi i... Himalaje.

- W Himalajach byłam dwukrotnie z ekipą AWF Katowice. Pierwszy trekking odbył się z okazji uczczenia 20. rocznicy śmierci Jerzego Kukuczki pod Lhotse - opowiada. - Podczas drugiego pobytu zdobywałam szczyt Island Peak 6200 m n. p. m. oraz uczestniczyłam w Hillary Everest Marathon. Ustanowiłam rekord trasy w kategorii zawodników zagranicznych. Z miejscowymi Szerpami nie można się równać, to niezwykłe, jak oni biegają po trasie pełnej kamieni. Nie podchodziłam do tego jak do rywalizacji sportowej, chodziło o sprawdzenie organizmu. Momentami brakowało tlenu, płuca piekły, nogi były jak z waty. Himalaje oprócz aspektu sportowego były dla mnie również mozaiką przeżyć duchowych.

Andrzej Stanowski

sport@dziennik.krakow.pl

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski