Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Symbol w piwnicy

Redakcja
astanawia mnie, co za 100 lat będzie obrazowym symbolem roku 1989. Może widok rozszarpywanego muru berlińskiego albo milion głów wypełniających Vaclavskie Namesti w Pradze, a może skurczone zwłoki pośpiesznie rozstrzelanego dyktatora Rumunii. Nie będzie to na pewno starannie wykonany, wielki mebel, który wtedy był symbolem nadziei.

Tadeusz Jacewicz - Z bliska

   Wynajęliśmy zachodniego eksperta, który wymyśli znak promocyjny Polski. Znak ma przyciągnąć turystów, inwestorów i ciepłe do nas uczucia. Nie szukałbym pomysłów u zagranicznych fachowców. Znak wielkości, mądrości i rozsądku Polski jest pod ręką, ciągle w niezłym stanie. To okrągły stół. Mebel, przy którym tworzono historię transmitowaną na żywo przez telewizję. To, co stało się w Warszawie 15 lat temu, ma dla świata znaczenie większe od konferencji w Teheranie, Jałcie i Poczdamie razem wziętych. Tamte konferencje usiłowały stworzyć lepszy porządek międzynarodowy po straszliwej wojnie. Konferencja okrągłego stołu uruchomiła pokojową rewolucję. Bez jednej eksplozji atomowej zniknął w niej złowrogi system, który sześć razy mógł zabić każdego mieszkańca Ziemi.
   Zaczęło się u nas - i skończyło, bez większego hałasu i jakichkolwiek dla nas laurów. Trzeba mieć wyjątkowe talenty, żeby przegrać taki tytuł do sławy. Nam się udało. Tak dokładnie, że dzisiaj okrągły stół wspominamy jako pokrętny epizod, w którym zdrowe siły narodu padły ofiarą przebiegłych komunistów. Mistrzostwo świata w krótkowzroczności i niezdolności zagospodarowania sukcesu.
   Mogło być zupełnie inaczej. Kiedy ważyły się losy pamiętnego hasła "Wasz prezydent, nasz premier" można było przygotować plan błyskawicznego ataku na stolice zachodnie w sprawie zadłużenia zagranicznego. Po mianowaniu na premiera Tadeusza Mazowieckiego, do Waszyngtonu, Londynu, Bonn i Paryża trzeba było wysłać sztandarowe postacie "Solidarności" z Lechem Wałęsą na czele, żeby nie tyle proponowali, ile żądali anulowania polskiego zadłużenia. Przez te kilka tygodni, kiedy w Polsce pękała władza komunistów, a wszędzie indziej jeszcze się trzymała, można było wycisnąć z zaskoczonego Zachodu wszystko. Nie chodzi o apel biednych do bogatych, bo takie puszcza się mimo uszu. Byłaby to propozycja "dealu".
   Kredyty wciskano Gierkowi po to, żeby rozmiękczyć komunizm, były to działania polityczne, stosujące instrumenty finansowe. Te pożyczone pieniądze stanowiły koszt walki z komunizmem. Dzięki nam Zachód wygrał - sprawiedliwie i zasadne było oczekiwanie, żeby za zwycięstwo zapłacił.
   Nikt wtedy jednak nie myślał w kategoriach twardej rozgrywki. Minęło kilka tygodni i zniknęło to, co w polityce nazywa się "window of opportunity" (chwila wyjątkowej możliwości). Padł mur berliński, rozwinęła się aksamitna rewolucja w Pradze. Świat dostał nowe bodźce informacyjne i oglądał inne obrazki. Przegraliśmy swoje kilka minut. Chyba nawet o tym nie wiedząc, bo nikt z naszej strony gry nie podjął.
   Nie sprzedaliśmy światu znaczenia aktu ogromnej mądrości i odpowiedzialności, jakim były obrady okrągłego stołu. Ledwie się zakończyły, zaczęły się wzajemne oskarżenia i ataki. Operacja, która przypieczętowała rozpad jednego z najgroźniejszych systemów w historii świata, wpadła w błotko personalnych przepychanek i pseudopolitycznych rozliczeń. Teraz, 15 lat po tym akcie wielkiej dojrzałości, za który świat powinien nosić nas na rękach, uważamy ówczesne porozumienie za szwindel, o którym najlepiej szybko zapomnieć. Prawicowy publicysta pisze dzisiaj pogardliwie: W krajach takich jak Polska, na które demokracja spadła z dnia na dzień jako fanaberia elit współspiskujących przy jakimś tam okrągłym stole.... Lekceważenie i pogarda - tak oceniamy bodajże nasz największy wkład w pokojową ewolucję świata, kiedykolwiek przez historię odnotowany.
   Nie będziemy nigdy poważani przez innych, jeśli sami siebie będziemy poniżać. Francuzi nie wypromowaliby szampana, gdyby mówili, że jest to kwaśny bełt, po którym wypadają plomby. Amerykanie i Brytyjczycy szczycą się inwazją Europy w 1944 roku, chociaż więcej tam było głupoty generałów i bałaganu niż sprawności i organizacji. Czesi pławią się w chwale pogromców komunizmu dzięki paru manifestacjom na głównej ulicy Pragi, kiedy wszystko było już zdecydowane, a demonstrowanie całkowicie bezpieczne.
   U nas w 15. rocznicę rozpoczęcia okrągłego stołu mamy kulawą dyskusję telewizyjną, z udziałem kilku skwaśniałych frustratów, oceniających pokojowe przekazanie władzy jako chytry zabieg komunistów i porażkę patriotów, którzy wtedy powinni pójść na całość. Lepiej więc było mieć wojnę domową, tysiące zabitych i zrujnowany kraj, zamiast porozumienia z wrogiem? Honorowo powinna popłynąć krew, płonąć domy, powinniśmy przeklinać świat za brak pomocy, która nigdy by nie nadeszła.
   Świat szanuje rozsądnych negocjatorów, nie lubi budowniczych barykad, którzy giną sami i zachęcają innych do przyłączenia się. Okrągły stół powinien stać się naszym "brand name", polską marką, budzącą szacunek i podziw. Nasi politycy noszą jednak w kieszeniach centymetrowe miarki, którymi usiłują mierzyć sprawy tego świata. Na rzeczy wielkie oni i ich miarki są za małe. Zapytajcie dzisiaj gdziekolwiek, czy ktoś wie, co polski okrągły stół przyniósł światu. Może jakiś erudyta coś sobie przypomni, choć wątpię. Jak wiele poprzednich, nasz sukces wylądował w piwnicy. I tam już chyba pozostanie.
   (O obradach "okrągłego stołu" również obok w felietonie JKM "Lisia polityka")

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski