Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szaleje nie tylko w Naprawie

Redakcja
"Hiszpanka" i inne zarazy w niedawnych dziejach

JERZY BESALA

JERZY BESALA

"Hiszpanka" i inne zarazy w niedawnych dziejach

   W 1918 r. grypa przyszła, jak zwykle, znienacka. Jak dotąd mniej groźna niż inne epidemie. Wczesną wiosną pojawiła się w Stanach Zjednoczonych; była łagodna, dopadała nielicznych, ale uwagę zwracało, że zabijała młodych ludzi do czterdziestki.
   Tymczasem to właśnie świat młodych mężczyzn najbardziej krwawił, jak nigdy dotąd. W czasie I wojny światowej przybywały miliony zabitych, rannych i kalek. Płacz, rozpacz, przerażenie, nienawiść stały się najbardziej powszechnymi stanami uczuciowymi znacznej części ludzkości. Już gorzej być nie mogło.
   Latem grypa wygasła.
   W tym czasie wojska francuskie, angielskie i amerykańskie prowadziły decydujące bitwy z Niemcami. I nagle w końcu sierpnia, jakby nie dość nieszczęść, natarć na zasieki, użycia gazów bojowych, straszliwych ostrzałów artyleryjskich, setek tysięcy ofiar bez rąk i nóg, głodu i rabunków, w przeładunkowym porcie francuskim Briest, przez który przechodziły masy wojsk, pojawiły się wysoka gorączka i dreszcze, dopadając niemal wszystkich.
   Już domyślano się, że wróciła grypa. Tym razem w nowej, strasznej postaci. Łagodny sierpniowy wirus w Ameryce zahartował się i nauczył, jak doprowadzać do śmierci młode organizmy. Teraz był znacznie bardziej zjadliwy. Nie jest wykluczone, że powstał ze skrzyżowania kilku wirusów noszonych przez przemieszczających się ciągle, w wagonach, na ulicach i na polach bitew żołnierzy z różnych państw, stref, klimatów oraz kultur.
   Grypa była znana na świecie od dawna. Jednakże pewny opis epidemii tej choroby mamy dopiero z 1510 r. Była o wiele mniej śmiertelna niż np. dżuma, która podczas fatalnej pandemii w 1350 r. potrafiła rozprzestrzeniać się z szybkością 75 km dziennie, doprowadzając do śmierci w męczarniach ok. 40 proc. populacji! Grypa również przerażała szybkością, z jaką się szerzyła: po jednym, dwóch dniach wydawało się, że choruje cała społeczność danego regionu, a potem kraju, porażona wysoką gorączką, katarem, kaszlem, a nade wszystko dreszczami, bólami mięśni, stawów i głowy. Choroba ta biegła też przez całą kulę ziemską, przewracając na łoże najbardziej zahartowanych.
   Zdumiewała też nieregularność, z jaką dziwna choroba spadała na ludzi. Skąd się brała? W XVIII w. Włosi doszli do wniosku, że zagadkowe pojawianie się i zanikanie choroby wiąże się z pozycją gwiazd. W końcu przez tyle wieków astrologia tłumaczyła tak wiele, że i w wieku oświecenia znaleziono magiczny sposób wytłumaczenia dziwacznej epidemii. Tak powstała pierwsza nazwa grypy, która dotąd trwa nie tylko w języku włoskim, ale zastępczo i w języku polskim: influenza. Od terminu influencja, czyli wpływ, w tym wypadku gwiazd, na pojawienie się choroby.
   Zauważono, że grypa jest chorobą dziwną i podstępną. Nie pomagały żadne leki, a tylko własne siły zwalczające zarażenie przez, jak się okazało w XX w., podstępnego wirusa. Choroba na ogół ustępowała sama po najwyżej tygodniowym polegiwaniu, ale przechorowanie grypy nie uodparniało na atak kolejnego wirusa. U osób bardzo młodych lub w podeszłym wieku mogła doprowadzić do rozwoju bakteryjnego, śmiertelnego zapalenia płuc. Jednocześnie zauważono, że przy tak masowych zarażeniach śmiertelność wynosiła zaledwie 1 proc. Jednak i to się miało zmienić w wyniku strasznego ataku grypy "hiszpanki".
   Grypa była i jest chimeryczna, dlatego nieobliczalna. W XVI w. przetoczyła się trzykrotnie po Europie, a w XVII w. nie pojawiła się wcale.
Natomiast gdy miasta zaczęły się rozrastać, wraz ze zwierzętami hodowlanymi, przywożonymi ze wsi przez
zapobiegliwych wieśniaczych nowomieszczan - grypa wróciła.
   W 1781 r. do Europy przyszła ze wschodu. Została nazwana catarro Russo, czyli "katar ruski", a nie "polski". Położyła do łóżek dziesiątki milionów ludzi, a wiele tysięcy pozbawiła życia. Całe odium spadło na Rosję; podobnie będzie z epidemią cholery, tym razem choroby brudnych rąk, która przyszła do "kulturalnego Paryża" w 1831 r. wraz z żołnierzami z "dzikiej Rosji", łamiącej polskie powstanie i maszerującej na słodką Francję.
   W ciągu marca i kwietnia w samym Paryżu zmarło na cholerę 12,8 tys. osób. Cała Europa została wówczas porażona tą, jak się wydawało, epidemią z przeszłości, której rzekomo łatwo było zapobiec, myjąc ręce. Austro-Węgry ustawiły wtedy na granicach szczelny kordon sanitarny, chroniący m.in. Kraków.
   Kolejne trzy wielkie pandemie influenzy poraziły Europę w XIX w. Ostatnia, w 1889 r., zdawała się przewrotnie i dramatycznie głosić chwałę rozwoju komunikacji: przekroczyła błyskawicznie na statkach Atlantyk i dotarła zwycięsko aż do Nowej Zelandii. Na Starym Kontynencie zmarło wtedy ćwierć miliona osób, na innych wielokrotnie więcej.
   Nadal jednak świat przekonany był o łagodnym charakterze tych epidemii, gdyż w stosunku do liczby zarażonych niewielu umierało.
   Na przełomie XIX i XX w., pomimo rozwoju komunikacji, migracji ludności, wojen, a więc ruchów wielkich mas wojsk i ogromnego niedożywienia rodzącej się klasy robotniczej, grypa nie atakowała. Przyczaiła się tak bardzo, że niemal o niej zapomniano. A ona cierpliwie czekała, by dobić pokrwawiony świat, który zafundował sobie wojnę światową.
   Jesienią 1918 r. Paryż, a potem inne miasta europejskie zaczęły szaleć z radości na wieść o zawieszeniu broni koło Rethondes. Jednocześnie pojawiła się choroba, która przybrała postać epidemii. Sądzono, że przyszła z Hiszpanii, stąd nazwa "hiszpanka". Początkowo wydawała się typowa, a więc niegroźna.
   Ludowe powiedzenie głosi, że nieszczęścia chodzą parami. Do ogromnych ofiar wojny zostały dodane jeszcze większe. Okazało się, że ponadczteroletnia I wojna światowa to tylko swoiste, hałaśliwe preludium do pandemii grypy, która przetoczyła się po całym świecie. Tym razem, w 1918 i 1919 r. ofiarą niezwykłe zjadliwego wirusa i następstw zarażenia w postaci zapalenia płuc i oskrzeli padali głównie młodzi ludzie. Niedożywieni, wymęczeni na froncie i wracający z okopów. Połowa zmarłych w wyniku pandemii miała od 20 do 40 lat.
   "Hiszpanka" wybiła szacunkowo ok. 30 mln osób. Szczególne żniwo zebrała w nieszczęsnych Indiach, gdzie padło 12,5 mln Hindusów. Dotkliwą klęskę ponieśli Amerykanie: grypa przyczyniła się do śmierci 550 tys. osób w ciągu ledwie 10 miesięcy, co dziesięciokrotnie przewyższało straty amerykańskie w I wojnie światowej! Badacze przytaczają też stan spustoszenia Samoa Zachodniego, gdzie wymarła piąta część populacji.
   Takiego kataklizmu nie było w dziejach. Grypa pochłonęła znacznie więcej ofiar niż w całej wielkiej wojnie!
   Straty te wpłynęły jednak na przyśpieszenie badań nad grypą. Przez wiele lat nie odnotowano znaczącego postępu, jeśli nie liczyć zarażenia się naukowca od kichającej fretki, co potwierdziło istnienie wspólnego dla ludzi i zwierząt zarazka.
   Dopiero w latach 30. mikroskop elektronowy odkrył istnienie wirusa A, B i C. Ten pierwszy powodował właśnie pandemie o ostrym przebiegu. Pojawiły się szczepionki, ale okazało się, że zabezpieczają tylko na jeden sezon. Wirus grypy okazał się sprytniejszy, nad wszelkie spodziewanie, ciągle zmieniając swą genetycznie niestabilną otoczkę.
   Istnieje nadal poważne podejrzenie, że pojawianie się wciąż nowych szczepów grypy ma związek ze wspólnym bytowaniem ludzi i zwierząt domowych. Autor książki o wielkich epidemiach w dziejach ludzkości Kenneth Kiple wskazuje na szczególną rolę świń w Chinach, gdzie w tysiącach wiosek w styczności ze sobą żyją ludzie i świnie, i gdzie być może przez cały czas w dużej liczbie namnażają się nowe szczepy wirusów grypowych. Następnie były one i są eksportowane przypadkowo drogą lotniczą lub inną do najbardziej rozwiniętych państw świata.
   Żółtą febrę i malarię wywołują komary. "Ptasią grypę" kurczaki, co doprowadziło do wybicia przez władze Hongkongu 1,4 mln ptactwa w 1997 r. Dżumę dymieniczą - niezwykle zaraźliwą i śmiertelną chorobę gnębiącą od wieków ludzkość - przeniosła na człowieka pchła z zarażonego szczura. Istnieje hipoteza, że fale dżumy w VI-VII w. uśmierciły 100 mln osób w Europie i na Bliskim Wschodzie. Po czym dżuma zamarła na 600 lat, zapomniano o niej aż do XIV w., kiedy poraziła cały świat. Nie gorzej niż współczesna bomba biologiczna.
   W 1347 r. tatarski chan Dżanibek oblegał nad Morzem Czarnym genueński port Kaffę (obecnie Teodozja). Nagle Tatarzy zaczęli umierać na tajemniczą chorobę. Zatem chan rozkazał umieścić trupy zmarłych na katapultach i wyrzucić je w kierunku miasta. (...) Wydawało się, że na miasto spadła góra trupów - tak opisywał początek hekatomby Gabriele de Mussis. Z zarażonej Kaffy dżuma powędrowała do Konstantynopola, a następnie, wraz z dwunastoma galerami genueńskimi, do Messyny na Sycylii. Stąd rozpoczął się straszliwy pochód po całej Europie, docierając od hiszpańskiej Sewilli do rządzonej przez Mongołów Moskwy.
   Szczęśliwie dżuma prawie ominęła Polskę, przyczyniając się do rozkwitu królestwa, Polski murowanej Kazimierza Wielkiego i wejścia Polski na mocarstwową ścieżkę. Po prostu w Polsce miał kto murować zamki, podczas gdy na zachodzie i wschodzie Europy wymierało nawet do 70 proc. mieszkańców miast.
   Badacze epidemii Jacques Ruffi i Jean Charles Sournia porównali pojawienie się zarazy do katastrofy atomowej na skalę światową. Dla naszego wieku dżuma zdaje się nie stanowić zagrożenia, choć nie śpi i nadal czuwa na wszystkich niemal kontynentach. Czyha, przyczajona pośród zwierząt, np. w Górach Skalistych w Stanach Zjednoczonych. Wystarczy nieopatrzny kontakt turysty z przemykającą zwierzyną. Mamy jednak nadzieję, że fatalne pałeczki dżumy Yersinia pestus są pilnie śledzone przez naukowców i laborantów. Czekają bowiem z pewnością na stosowny moment i czas, by zaatakować.
   Pewnym pocieszeniem jest, że ognisk zakażenia dżumą nie ma w Europie. Profesor toksykolog Stefan Ball z dalekiego Quebecku w Kanadzie zaleca nawet, aby - jeśli nie ma konieczności, biali nie wyjeżdżali do tropików i krajów o skrajnie odmiennym klimacie. Tam rzeczywiście można szybko i niepostrzeżenie złapać niewyleczalnego wirusa. Tymczasem po dżumie pozostało w Europie pobożne życzenie "na zdrowie", gdy ktoś kicha. Jeszcze niedawno mogło to bowiem oznaczać początek fatalnej infekcji i epidemii, również ciężkiej grypy.
   Wróćmy jednak do wyników badań, które zdają się wskazywać na powiązania ciężkich epidemii ludzi ze światem zwierząt. Pojawienie się najgroźniejszej epidemii naszych czasów, AIDS, też tak się wiąże - tym razem z koczkodanem zielonym. W jaki sposób małpi wirus SIV przedostał się od koczkodana czy też innych małp do organizmu ludzkiego, pozostanie jednak chyba tajemnicą tego, kto koczkodana cieleśnie napastował (napastowała).
   Wiemy natomiast, że śmiertelność nieleczonego AIDS wynosi 99,9 proc. Jest pewne, że w jakimś momencie wirus ten przekroczył barierę międzygatunkową.
   Inna plaga epidemiczna, BSE, ma związek z przerobem kości padłych zwierząt, które przerabia się na mączkę i karmi bydlęta. Czy świat zwariował?
   Grypa nie jest jedyną chorobą, na którą nie wymyślono długotrwale działającej efektywnej szczepionki. W 1976 r. wydano w Stanach Zjednoczonych miliony dolarów na jej wyprodukowanie. Powodem było pojawienie się w stanie New Jersey wirusa, który przypominał ten straszny - z 1918 r. Światu groziła, jak sądzono, nowa pandemia. Kosztem ogromnych wydatków państwowych zaszczepiono miliony obywateli USA, gdy tymczasem wirus grypy sobie zadrwił, nie uaktywniając się wcale. Prezydent Gerald Ford powiedział wtedy znamienne słowa, że lepiej mieć szczepionkę i nie mieć pandemii niż mieć pandemię i żadnej szczepionki. Rzecz w tym, czy byłaby to dobra szczepionka?
   Podobnie bowiem nie ma dobrej szczepionki na inne wirusy: żółtaczki hepatis _C, wirusa _dengi, HIV, malarii i cholery. Do grona opornych na ludzkie wysiłki dołączył kleszcz spadający bezszelestnie na nasze głowy w lasach i tajemniczy SARS, ostra niewydolność oddechowa wywołana przez koronawirus przenoszony drogą kropelkową. Świat wschodni i lotniczy, chroniąc się przed SARS, znów zaczął nosić maski ochronne. Jeśli dodać do tego zrozumiałą obawę przed bronią bioterrorystyczną, wąglikami w kopertach, patogenami ospy, tularemią w rękach terrorystów - to trudno się nie bać szybkiej komunikacji i przenoszenia się coraz bardziej zjadliwych wirusów.
   Nie dajmy się jednak zwariować. Szczęśliwie grypa znajduje się poza pierwszą dziesiątką śmiertelnych chorób oraz epidemicznych chorób zakaźnych. Tu od lat prymat pierwszeństwa dzierżą choroby układu krążenia i nowotwory: przerażająca plaga naszych czasów.
   Groźne epidemie grypy przetaczają się jednak nadal przez świat i Polskę. Tak było w 1957 r. i 1971 r., kiedy to zawieszano zajęcia w szkołach i zamykano biura w Krakowie, Warszawie i innych miastach.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski