Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szara chusteczka

Redakcja
375. Krakowski Salon Poezji w Teatrze im. Słowackiego. Od lewej: Anna Dymna, Zbigniew Chrzanowski, Julia Czubak, Jadwiga Pechaty Fot. Wacław Klag
375. Krakowski Salon Poezji w Teatrze im. Słowackiego. Od lewej: Anna Dymna, Zbigniew Chrzanowski, Julia Czubak, Jadwiga Pechaty Fot. Wacław Klag
Czytali, śpiewali i milczeli tak, jakby istotą Lwowa - w którym przecież żyją, tworząc Polski Teatr Ludowy - była stara mgła, a nie dzisiejsza realność cegieł, tynków, bram, okien, bruku, asfaltu, kroków, rozmów, klaksonów, twarzy, gestów i nieogarnionej reszty zwanej miastem.

375. Krakowski Salon Poezji w Teatrze im. Słowackiego. Od lewej: Anna Dymna, Zbigniew Chrzanowski, Julia Czubak, Jadwiga Pechaty Fot. Wacław Klag

Paweł Głowacki: SALONY

Stara mgła bądź sepia pamięci w albumie wiekowych pocztówek. Dyrektor Polskiego Teatru Ludowego Zbigniew Chrzanowski, aktorzy: Julia Czubak, Jadwiga Pechaty i Jerzy Głybin, jeszcze Zbigniew Rymarz przy fortepianie - siwy pan, któremu, jak wszystkim im, obca jest każda forma pośpiechu. Przez godzinę z okładem byli nostalgią. Przypominali. Nucąc lwowskie pieśni, czytając wiersze o tym mieście albo wiersze i nie-wiersze tych, co się tam urodzili, żyli przez chwilę lub słowem wprost i nie wprost do Lwowa odsyłali: Zbigniewa Herberta, Mariana Hemara, Tadeusza Śliwiaka, Mieczysława Opałkę, innych. Przypominali, lecz co właściwie?

Coś wyraźnego, coś lub kogoś? Też, lecz konkrety z przeszłości mniej ważne były. Przywoływali, starali się przywoływać raczej smak czasu przeszłego dokonanego, smak, zapach, temperaturę, niegdysiejszy sposób bycia ludzi i rzeczy, ich nie do powtórzenia intonację. Przywoływali to i chyba mieli świadomość, że naprawdę niewiele więcej da się zrobić dziś. Kilkaset zdań przeczytać tak, jakby się ostrożnie przeglądało wiekowy album mglistych fotografii - to wszystko, co można. Słyszałem wśród nich wersy Adama Zagajewskiego, który właśnie w tamtym Lwowie się urodził?

Przez godzinę z okładem byli nostalgią na krawędzi szeptu, nostalgią tak wyciszoną, dyskretną, taktowną, że mikrofony i głośniki czasem nie pomagały. I jak to się w mozole przypominania zdarza nieuchronnie - słowa blakły jak twarze na starych zdjęciach, mieszały się ze sobą, milkły za wcześnie, nazwiska poetów ginęły w szmerze. Być może więc czytali zdania Zagajewskiego, być może nie. Wiem tylko, że w którejś z krótkich cisz usłyszałem początek i koniec jego ciemnego wiersza "Jechać do Lwowa".

"(...) Z którego dworca jechać/ do Lwowa, jeżeli nie we śnie, o świcie,/ gdy rosa na walizkach i właśnie rodzą się/ ekspresy i torpedy. (...) dlaczego każde miasto/ musi stać się Jerozolimą i każdy/ człowiek Żydem i teraz tylko w pośpiechu/ pakować się, zawsze, codziennie/ i jechać bez tchu, jechać do Lwowa, przecież/ istnieje, spokojny i czysty jak/ brzoskwinia. Lwów jest wszędzie". Nawet jeśli tego nie czytali, ich Salon Poezji był niczym powolne falowanie tych chłodnych fraz i podobnie cierpki.

Właśnie tak. I mogli też nam - nam, lecz chyba sobie przede wszystkim - odczytać finał wiersza "Tadeusz Kantor", to jakby memento, obrazek nieuchronny, co go Zagajewski ze słów stworzył dla pięknych dziadków, nieporadnych widm, które w "Umarłej Klasie" Kantora wracają do kruszejących ławek szkolnych i palce wolno podnoszą, chcąc jeszcze raz odpowiedzieć na jedno z jasnych pytań dzieciństwa, po czym cicho czekają na ostateczne pożegnanie. "(...) ale na próżno/ się starają, na próżno powiewają szarą chusteczką,/ wychylając się z pociętej kozikiem szkolnej ławki/ - już wiedzą, że pozostają im tylko/ niezliczone sposoby odchodzenia,/ patos bezradnego uśmiechania się,/ niezliczone sposoby żegnania się ze światem,/ i nawet nie słyszą, że brudne dekoracje/ śpiewają razem z nimi, nieśmiało śpiewają/ i chyba wstępują w niebo".
Taki to był Salon Poezji. A po nim? Zwyczajnie. Ich kolacja, sen, świt, rosa na walizkach i znów jazda do Lwowa, którego brak. I z nami - jak zwykle. Na przykład: Szpitalna, Mikołajska, Sienna, dom. Przejście przez miasto, którego też już nie ma.

Teatr im. Juliusza Słowackiego w Krakowie. 375. Krakowski Salon Poezji. Wiersze lwowskie czytali: Zbigniew Chrzanowski, Julia Czubak, Jadwiga Pechaty, Jerzy Głybin. Na fortepianie grał Zbigniew Rymarz. Gospodyni Salonu: Anna Dymna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski