Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Szczególne miejsce w moim sercu

Redakcja
Gaba marzy o odpoczynku FOT. ANIA LUCID
Gaba marzy o odpoczynku FOT. ANIA LUCID
ROZMOWA z GABĄ KULKĄ, która w niedzielę 10 lutego o godz. 18 i 20 będzie nagrywać koncertowy album z udziałem publiczności w Radiu Kraków

Gaba marzy o odpoczynku FOT. ANIA LUCID

- Wyruszasz w pożegnalną trasę koncertową z materiałem ze swej słynnej płyty "Hat, Rabbit". Nie będziesz tęsknić za tymi piosenkami?

- Te piosenki nie odchodzą na zawsze. Po prostu chciałam ładną klamrą zamknąć ten okres, jaki upłynął od wydania tego albumu. Wydaje mi się, że zasłużył on na huczne pożegnanie, bo bardzo dużo wydarzyło się w moim życiu artystycznym od czasu jego premiery. Absolutnie nie odkładam tych piosenek do lamusa. Na pewno będą się pojawiały na innych moich koncertach. Chciałabym jednak tę trasę potraktować jak mocną kreskę w swoim dzienniku, oddzielającą dawne działania od tego, co po nich nastąpi.

- Cztery lata temu byłaś zapewne zupełnie inną osobą niż dzisiaj. Nadal odnajdujesz się w tych piosenkach?

- Na pewno tak. Gdyby prześledzić częstotliwość wykonywania przeze mnie utworów z tej płyty, można by zauważyć, które piosenki mnie bardziej przyciągają, a które mniej. Nie wypada mi o nich głośnio mówić, bo jeszcze się poobrażają. [śmiech]. Mam dzisiaj większą świadomość tego, że utwór, który się upowszechnia publicznie, powinien zdać test czasu. Nie tak dawno podczas spotkania online z fanami wspomniałam o tym, że największym dramatem dla artysty jest napisać złą piosenkę, która się wszystkim spodoba.

- A są takie na tej płycie?

- [śmiech] "Hat, Rabbit" jest generalnie nadal blisko mego serca. Jestem bardzo dumna z tej płyty. Wiadomo, są na niej lepsze i gorsze piosenki, ale cały proces ich powstawania i sposób, w jaki one się później rozwijały podczas różnych koncertów, zawsze będą miały szczególne miejsce w moim sercu.

- No właśnie: ten materiał bardzo się zmienił w ciągu czterech lat...

- ...i właśnie dlatego chcę podsumować pracę, którą wykonaliśmy w tym okresie. Piosenki te ewoluowały z kilku różnych powodów. Przede wszystkim zmienił się skład mojego zespołu. Po trasie "Hat, Rabbit" rozstałam się z moim gitarzystą Piotrem Aleksandrowiczem i basistą Kornelem Jasińskim. W miejsce tego drugiego dołączył do nas Wojtek Traczyk, który pracował ze mną przy "żywej" odsłonie projektu Kucz-Kulka. Ze starego składu pozostał tylko jeden rodzynek - perkusista Robert Rasz. Takie istotne ruchy spowodowały wyraźne zmiany w aranżacjach poszczególnych piosenek na żywo. Brak w nich dzisiaj gitary - ale za to pojawia się klarnet basowy w rękach Wacława Zimpla. Co więcej - zmieniła się również wrażliwość nas wszystkich. Nikt z nas nie gra tak samo jak kiedyś. Nabywamy nowych doświadczeń, zmieniają się nasze gusty. I bardzo dobrze - nie chodzi bowiem o wykonanie jakiejś idealnej wersji tych piosenek, bo taka w większości przypadków nie istnieje. Chodzi o to, by je przefiltrować przez to, co nas w danym momencie fascynuje i kręci.

- A co Cię teraz kręci?

- Oczywiście coś innego niż kiedyś. Poruszam się fazami po swoich muzycznych fascynacjach. Wgryzam się w jakiś temat, dopóki go nie zamęczę na śmierć [śmiech]. Część tych "faz" jest nie do końca świadoma i nawet nie byłabym ich w stanie głośno wymienić. Pamiętam, że przy okazji płyty "Out" słuchałam dużo nowofalowej grupy Oingo Boingo. Nikt tego by nie wychwycił - bo to były tylko takie podskórne prądy. A w tej chwili? Cały ubiegły rok upłynął mi pod znakiem Amandy Palmer, która wydała fenomenalną płytę. Jest mi ona bardzo bliska, ale trzeba wziąć poprawkę na to, że często szukamy takich fascynacji pod kątem tego, co sami robimy. No bo "Hat, Rabbit" brzmi tak, a nie inaczej, bo lubię jakieś zespoły, czy raczej lubię jakieś zespoły, bo akurat tak brzmi "Hat, Rabbit"? [śmiech]
- Dwa pierwsze koncerty pod rząd z obecnej trasy w Radiu Kraków będą nagrywane. Dlaczego?

- Dwa koncerty pod rząd to trik, żeby mieć więcej zarejestrowanego materiału. Ale mamy też świadomość, że przypadek jest czymś bezcennym, i chcemy zostawić nań dużo miejsca. A nagrywamy po to, żeby uwiecznić te nowe wersje piosenek, które bardzo się zmieniły, mają inne tempo czy brzmienie. Ale też i te, które są spoza "Hat, Rabbit", ale które też często grywamy, również w innych aranżacjach. Chcemy w ten sposób stworzyć archiwum naszych skarbów muzycznych, które dojrzewały wraz z naszymi występami, a nie były do tej pory dostępne na płytach.

- Kiedy będzie można posłuchać tego materiału?

- Nie mam planu wydania tej płyty w tym roku. Nie spieszy mi się z wydaniem albumu koncertowego, ponieważ opublikowałam wiele albumów od czasu "Hat, Rabbit" i nie chcę stwarzać tłoku wydawniczego. Mam nadzieję, że szybko nagramy i wyprodukujemy ten materiał, ale kiedy się ukaże - jeszcze nie wiadomo. Na pewno jednak znajdziemy dla niego dobry kontekst i czas.

- Inżynierem dźwięku ma być Marcin Bors. Czy to będzie jego pierwsze koncertowe doświadczenie?

- Marcin będzie współrealizatorem nagrania na żywo. Wspomogą go inżynierowie dźwięku z Radia Kraków, a przede wszystkim mój stały akustyk koncertowy Dominik Maczuga. Jeżeli wszystko pójdzie dobrze, Marcin zajmie się produkcją gotowego nagrania. I mimo że faktycznie wsławił się głównie pracą studyjną, realizacja materiału live nie jest dla niego nowością - robił to wielokrotnie. Produkował między innymi dźwięk na nasze DVD koncertowe sprzed dwóch lat.

- Zarejestrowałaś je wtedy również w Krakowie - w klubie Studio. Podwawelska publiczność jest wyjątkowa?

- Szczerze mówiąc, bardzo lubię krakowską publiczność. Jest kilka takich miejsc na mapie Polski, które są sprawdzone, i wiem, że pojawi się tam moje plemię [śmiech]. Nie wymyśliłam jednak tego celowo, aby tym razem nagrywać w Krakowie, tak się po prostu wydarzyło. Ale nie ma przypadków. Wierzę, że musi być w tym jakaś reguła!

- Co po zakończeniu trasy będziesz komponować materiał na nowy album, czy już go nagrywać?

- [śmiech] Nie! Na litość boską! On nie jest gotowy! Nie jestem superbohaterem [śmiech]. Na razie dla własnego dobra psychicznego zatrzymuję swoje projektowanie przyszłości na odpoczynku. Mówię więc swojej publiczności, jak uczeń, który podchodzi do stolika nauczycielki podczas lekcji i szepcze: "Proszę pani, ja muszę wyjść do toalety". I na tym kończy się obecnie moje myślenie o tym, co będzie dalej. Chcę dać sobie wolne - a kulminacją tego okresu będzie na 99 proc. nowy materiał. A później dopiero - nagranie, zrealizowanie go i opakowanie w taki sposób, żeby wszyscy byli zadowoleni.

Rozmawiał PAWEŁ GZYL

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski