Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

"Szczur w koronie"

Redakcja
- Podczas Krakowskiego Festiwalu Filmowego premierę miał Pana najnowszy film dokumentalny "Szczur w koronie". Tytuł nawiązuje do halucynacji alkoholików. Sportretował Pan życie jednego z nich, aż do tragicznego końca - śmierci.

Rozmowa z JACKIEM BŁAWUTEM, reżyserem filmu o życiu alkoholika

   - To obraz mojej trzyletniej przyjaźni z 32-letnim głównym bohaterem - alkoholikiem ze Zgierza - Michałem. To mój najbardziej osobisty film. Nie chciałbym w niego drugi raz wchodzić. Myślę, że śmierć Michała była dla niego wyzwoleniem. Wierzę, że on jest teraz szczęśliwy, czysty, uśmiechnięty, nie cierpi.
- Film jest niezwykle intymny, nie widać dystansu między Panem a bohaterami. Tak jakby kamery w ogóle nie było.
   - Kręciłem samotnie, bez ekipy. Dla moich bohaterów nie byłem filmowcem, ale Jacusiem. A oni nie byli obiektami do filmowania, tylko przyjaciółmi. Kamera znaczyła dla mnie tyle, co czapka na głowie. Z wykształcenia jestem operatorem, to mi pomogło, mogłem kręcić niemal intuicyjnie, bez patrzenia w obiektyw. Nieraz kadr się przez to przewraca, ale to przecież nie jest ważne.
- Skąd pomysł, by sportretować życie alkoholika?
   - Pochowałem wielu znajomych i przyjaciół, którzy cierpieli z tego powodu. Nie potrafiłem ich jednak zrozumieć - wiele razy zastanawiałem się, dlaczego nie powiedzieli "nie". Okazało się, że wyjście z niewoli alkoholu bywa dramatyczne, dla większości nieosiągalne. A ci, którym się udało, okazują się nieprawdopodobnymi, zdeterminowanymi bohaterami.
- Ich życie wydaje się jeszcze trudniejsze niż pijących alkoholików.
   - Oni muszą być wielkimi egoistami, gdyż inaczej sobie nie poradzą. Tak jak jeden z moich bohaterów, Staszek, mający do wyboru, albo przyjaźń, albo trzeźwość. Bardzo chce pomóc Michałowi, ale przychodzi moment, w którym musi go odrzucić. Byłem tego świadkiem, nie wiedziałem, jak się zachować. Michał znalazł się na ulicy na 20-stopniowym mrozie. I co miałem zrobić? Zabrać go do siebie do domu, żeby mi wyniósł pół mieszkania i sprzedał za wódkę?
- Reagował Pan, czy pozostał neutralnym obserwatorem?
   - Na początku starałem się mu pomóc. Kupowałem jedzenie, które jednak Michał sprzedawał. Potem w sklepie poradzono mi, bym wybierał krojone produkty. Ale i te odnosił. Lekarze stwierdzili: nie wolno pomagać. Musi upaść. Do dna. Ty mu stwarzasz komfort picia, utrzymujesz go, więc on dalej będzie pił. Jeśli się odbije od dna, może wygra. Jeśli nie, to umrze.
- Umarł.
   - Liczyłem, że Michałowi pomoże Bóg. Pojechaliśmy do specjalnej misji chrześcijańskiej. Widziałem, że mój bohater chciał, walczył, zależało mu. Próbował wygrać. Ale później diabeł okazał się silniejszy. Najdłużej udało nam się go utrzymać w trzeźwości przez trzy tygodnie.
- Jak Pan poznał Michała?
   - Podczas dokumentacji na oddziale terapii uzależnień w Zgierzu. Pani ordynator powiedziała, by zgłosiły się do mnie osoby, które chcą opowiedzieć o nałogu. Michał się nie zgłosił. Sam go zauważyłem. Rozmawialiśmy kilka razy, zbliżyliśmy się do siebie, a potem zaprzyjaźniliśmy się.
- Pana bohater pochodził z patologicznej rodziny, co mogło mieć negatywny wpływ.
   - Ojca nigdy nie znał, matki, nigdy mi nie powiedział, dlaczego, nie chciał znać. Miał jednak kochających dziadków. Przełomem była śmierć babci. Umarła mu na rękach. Była ostatnią bliską mu osobą, którą naprawdę kochał. Mógł sprzedać jej grób, ale tego nie zrobił.
- Choć Michał miał koszmarne życie, nie epatuje Pan jego tragedią, pokazuje raczej ludzką stronę dramatu, próbuje dostrzec ziarno piękna.
   - Nawet kiedy Michał był na samym dnie, gdy dotykał bagna, dna, czerpał radość z życia. Był pogodny. Pokazywał, że życie jest cudem, nawet w takim stanie może być piękne. Tego nauczył mnie ten film.
- Twórca dokumentów powinien być wrażliwym człowiekiem, by zrozumieć drugiego człowieka, a jednocześnie nie może być nadwrażliwy, by tragizm ludzkich historii go nie przygniótł. Jak na Pana wpłynęła ta historia?
   - Świat ludzi uzależnionych jest specyficzny, porównuję go do wiru, który wciąga. Nie w sensie picia, ale psychicznym. Stałem się, jak to się fachowo określa, współuzależniony. Uzależniłem się od bycia z alkoholikami, byłem niemal ich niewolnikiem. Lekarze dostrzegli u mnie objawy, które wymagają terapii. Alkoholicy potrafią owinąć innych wokół palca, rozbić rodziny, przekraczają nieprzekraczalne granice.
- Co Pan teraz czuje?
   - Potrafię przeżywać emocje, które towarzyszyły mi podczas kręcenia wcześniejszych filmów. Śmiać się i wzruszać. Jeśli chodzi o "Szczura w koronie", czuję się jak kosmonauta. Wiszę w powietrzu, patrzę na to i odczuwam stan nieważkości. Nie mogę tego pojąć. Ani nie płaczę, ani się nie wzruszam, ani się nie śmieję. Pozostała pustka.
- Film powstał na zlecenie TVP2. Kiedy będziemy mogli go zobaczyć?
   - To zależy od programu, okienek, tego wszystkiego, czego nie rozumiem... Telewizja zawsze szuka okazji, więc jeśli dostanę nagrodę (Rozmawialiśmy, zanim jeszcze "Szczura w koronie" wyróżniono nagrodą Stowarzyszenia Filmowców Polskich na Krakowskim Festiwalu Filmowym - RS), będzie się pewnie chciała pochwalić moją produkcją. Jeśli nie, to nie wiem. Filmy leżą i czekają na emisję. Nie rozumiem tego. Mamy modę na dokument, ale nakręcić go i pokazać w telewizji jest cholernie trudno.
Rozmawiał: RAFAŁ STANOWSKI

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na dziennikpolski24.pl Dziennik Polski