- Jutro w Legionowie zmierzy się Pan z Sebastianem Skrzypczyńskim.
- Jestem po ciężkich treningach, trudnym obozie, a teraz łapię już tylko świeżość. Wszystko jest dobrze, przynajmniej na to wygląda. We wtorek wróciłem na chwilę do Nowego Sącza. Przyjechałem spotkać się z rodziną. A dzisiaj z trenerem Piotrem Wilczewskim wybieramy się do Legionowa.
- Między liny wraca Pan aż po 10 miesiącach przerwy spowodowanej złamaniem nogi.
- Długi okres, a przecież w tym czasie było kilka miesięcy w ogóle bez ruchu. Nigdy wcześniej nie miałem takiej przerwy od boksowania czy treningu.
- Właśnie, co gorsza - najdłuższa pauza dotyczyła zajęć typowo bokserskich.
- Zgadza się, wznowiłem je 11 stycznia w Dzierżoniowie, kiedy miałem początek zgrupowania. Wcześniej w grę wchodziły tylko jakieś biegi.
- Żadne obawy się nie pojawiają?
- Nie, psychicznie wszystko jest OK. Okres przygotowawczy przepracowany został bardzo dobrze. Miałem naprawdę dobrych sparingpartnerów. Było ciężko, ale nie narzekam.
- Co ciekawe, kontuzji doznał Pan w kwietniu ubiegłego roku właśnie w hali w Legionowie.
- Nie chcę mówić tak stereotypowo, że to dla mnie pechowy obiekt. Nie myślę o tym w ogóle. Po prostu, jadę wygrać i tyle w tym temacie. Nie wracam do tego, co było kiedyś.
- Ale w przeszłości często Pan powtarzał, że jest przeciwnikiem walk polsko-polskich.
- No tak, i ciągle nim jestem, jednak co mam zrobić? Jeśli szef coś karze, to czasami bywa tak, że nie można odmówić i trzeba polecenie wykonać. Pracownik powie, że czegoś nie zrobi? Promotor (Tomasz Babiloński - przyp.) powiedział: „Andrzej, boksujesz z tym i z tym. Albo bierzesz pojedynek albo nie walczysz wcale”. Takie są realia.
- Wracając do rodaków, za Panem już walka z Dawidem Kosteckim, przed Panem z kolejnym Polakiem, a mówi się jeszcze o pojedynkach z Tomaszem Gargulą i Maciejem Miszkiniem.
- Hmm, aż tak bardzo nie wybiegam planami do przodu, skupiam się tylko na sobocie. O tym, co będzie później, dopiero porozmawiamy.
- Kibiców elektryzuje Pana pojedynek z Gargulą, który też jest przecież z Nowego Sącza. Zresztą, starcie zostało już potwierdzone na marzec.
- Powtarzam: na razie czeka mnie walka jutro i nie wiadomo, co się wydarzy.
- To znaczy?
- Oczywiście, że jestem dobrej myśli, ale mogę się po niej choćby rozchorować. Przedwczesne planowanie nie jest za dobre, ale jak ktoś tak robi, to niech sobie robi.
- Takiego podejścia nauczyła Pana kontuzja?
- W dużej części tak, bo przecież przed tą ostatnią walką z Machtejenką plany również były wielkie. A życie potoczyło się tak, że prawie przez rok nie mogłem wyjść do ringu, nie mówiąc już nawet o normalnych treningach.
- Ze Skrzypczyńskim prywatnie się znacie?
- Nie, może tylko raz gdzieś się z nim mijałem.
- Analiza jego występów na pewno jednak została zrobiona.
- Przeanalizowaliśmy je wspólnie z trenerem. Taktykę mamy i teraz będzie trzeba ją wykonać.
- Mocne strony przeciwnika?
- Jestem przekonany, że będzie atakować, od pierwszej rundy wywierać presję. Ja będę starał się mu to uniemożliwiać.
- Biorąc pod uwagę ostatnią porażkę z Machtejenko, teraz przed Panem walka o przyszłość?
- Czy ja wiem? Nie myślę w taki sposób, choć wiadomo, że gdyby nie poszło po mojej myśli, to na pewno bym dużo stracił. Jak nie wszystko... Z całą pewnością muszę wygrać, ale nikt mi przecież nie zabroni boksowania czy to w tej, czy innej grupie.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?